Najtrudniejszy z rywali

W meczach o ligowe punkty oba zespoły spotkały się od 1965 roku 50 razy. ŁKS wygrał tylko trzynastokrotnie, a na swoim boisku zdołał pokonać GKS Katowice tylko w ośmiu z 25 prób! Na pierwsze ligowe zwycięstwo ŁKS musiał czekać aż 14 lat, bo dopiero w sezonie 1979/80 zdołał wygrać i w Katowicach, i w Łodzi, co zresztą nie zdarzyło się już nigdy.

Były oczywiście przerwy we wzajemnych kontaktach, bo aż 17 sezonów w latach 1965-2018 jest „pustych”. GKS to przecież także klub po przejściach. Po bankructwie i degradacji też musiał odbudowywać się od IV ligi, z tym, że działo się to niemal dekadę wcześniej niż w Łodzi. ŁKS wraca teraz do I ligi po pięcioletniej przerwie, a wiosną 2013 roku (dokładnie 10 marca) mecz z GKS był przedostatnim spotkaniem na swoim stadionie, jakie łodzianie zdołali jeszcze rozegrać przed wycofaniem się z rozgrywek. Wygrał wtedy GKS Katowice 1:0 po golu Sławomira Dudy. W składach na ten mecz widnieją nazwiska czterech zawodników, którzy zapewne zagrają i dziś: debiutujących wówczas w dorosłym futbolu uczniów łódzkiej SMS Michała Kołby i Artura Bogusza oraz Mateusza Kamińskiego i… Jewhena Radionowa w GKS.

Kołba i Bogusz to dzisiaj solidni ligowi zawodnicy, Kamiński rozpoczął właśnie swój dziewiąty sezon w GKS, dochodząc w tym czasie do funkcji kapitana drużyny, a Radionow… Wtedy wszedł na boisko w 88 minucie i był to jego debiut w I lidze po przyjściu z Ursusa, w Łodzi chyba nikt go nawet nie zapamiętał, a i w Katowicach nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia, bo w 15 meczach w tej drużynie nie strzelił żadnego gola

. Piłkarz z Donbasu w samą porę przeniósł się do Polski, długo szukał tu swojego miejsca i wreszcie rozwinął się piłkarsko dopiero w Łodzi, będąc jednym z ważniejszych postaci w ostatnich dwóch sezonach, z których każdy kończył się awansem do wyższej klasy (z trzeciej ligi do drugiej i z drugiej do pierwszej). Bez jego 30 goli w tym czasie awans byłby niemożliwy. „Żenia” jest dzisiaj w Łodzi wręcz uwielbiany, a kiedy drużynie nie idzie, kibice śpiewają „Żenia, Żenia, Żenia – gol!” Czasem irytuje marnowanymi okazjami, ale…w Głogowie na inaugurację sezonu znów trafił, dzięki czemu ŁKS wygrał z Chrobrym 1:0.

Jak przestraszyć GKS Katowice?

Żeby piłkarzy gości przestraszyć jeszcze bardziej, trener Kazimierz Moskal, który zresztą też pracował w GKS Katowice w sezonie 2013/14 (ale już po meczu w Łodzi), zapowiada teraz, że zespół zagra ofensywnie, z dwoma napastnikami. Kto będzie tym drugim – nie wiadomo, bo Radionow równorzędnego partnera w ataku póki co nie ma. Może będzie to Rafał Kujawa, wychowanek ŁKS, ale też z katowickim epizodem w karierze (trzy gole w dwóch sezonach)? On jednak na razie jest rezerwowym, bo po kontuzji nie doszedł do normalnej formy, gra mało i rzadko. W Głogowie tydzień temu był w meczowej osiemnastce, ale na boisko nie wszedł.

Wydaje się jednak, że takie deklaracje ogłaszane są raczej na postrach, bo główny atut ŁKS to defensywa. Bramkarz Michał Kołba nie ukrywa zresztą, że „jeżeli będziemy stać blisko siebie w obronie i nie tracić głupich goli, to wygramy”. Taka taktyka nazywa się „autobus w polu karnym”, prawda? Jeżeli zespół trenera Jacka Paszulewicza ma się w Łodzi czego bać, to chyba własnych nerwów, bo druga porażka na początku sezonu postawiłaby drużynę w bardzo złej sytuacji. A propos, Paszulewicz grał w ŁKS w latach 1998-2000. Na mistrzostwo Polski się nie załapał, bo przyszedł już w nowym sezonie, ale na przykład grał z Manchesterem United na Old Trafford przeciwko Beckhamowi, Schmeichelowi, Giggsowi i jeszcze paru innym.

Goście niemile widziani

Kibice GKS Katowice nie zobaczą tego meczu na żywo, bo ŁKS nie dostał zgody na przyjęcie kibiców drużyny przyjezdnej. Licencyjnie stadion spełnia wprawdzie wszelkie wymogi, ale swoje zastrzeżenia ma policja, bardzo w Łodzi skrupulatna, bo podobne kłopoty ma Widzew: za niskie ogrodzenie między sektorami, za mało ostre kolce na szczycie płotu, nieogrodzony parking, który – zdaniem policji – powinien być oddzielony płotem o parametrach autostradowych ekranów itp.

ŁKS i Widzew spychają za to odpowiedzialność na MAKiS, czyli miejską firmę administrującą stadionami. Ta z kolei zasłania się procedurami, przetargami i brakiem środków na takie inwestycje. Dochodzi czasem wręcz do absurdalnych akrobacji prawnych. Od kilku miesięcy stoi gotowa do użytku hala na 3 tysiące miejsc obok stadionu ŁKS. Formalnie nie jest jeszcze ona odebrana. Z tym się nikt nie spieszy, bo sezon siatkówki i koszykówki zacznie się dopiero w październiku. Brak odbioru oznacza, że jest to nadal teren budowy. Organizator meczu jest więc formalnie rozgrzeszony z „zakazu wjazdu”. A ponieważ jest to decyzja administracyjna władz, sankcje ze strony PZPN klubowi nie grożą.