Lobem na poprawiny, czyli Ruch gromi rywala

Najlepszym prezentem ślubnym dla zmieniających dzień przed tym meczem stan cywilny trenera Łukasza Berety i pomocnika Daniela Paszka była bardzo efektowna wygrana z zielonogórzanami.

Chorzowianie tym razem grali w niedzielny wieczór. Na piątkowy termin nie wyrazili zgody zielonogórzanie, a sobota była zarezerwowana na dwa… śluby. Brali je pomocnik Daniel Paszek i trener Łukasz Bereta, który był co prawda żonaty już wcześniej, ale tym razem przyszła pora na uroczystości kościelne.

Na obu uroczystościach obecni byli przedstawiciele kibiców, transparentami i śpiewami życząc młodym parom szczęścia na nowej drodze życia, no i prosząc, aby… w niedzielę zrobili sami sobie prezent. Najlepszym było oczywiście pokonanie Lechii i przełamanie się po miesiącu (trzy występy) bez ligowej wygranej – najlepiej z czystym kontem, co tej jesieni dotąd się nie udało.

Debiut w bramce

O ile Paszka zabrakło na ławce rezerwowych, o tyle Bereta mógł w tym pomóc dobrymi decyzjami. Na „poprawiny” Ruch wyszedł ustawiony tym razem klasycznie: z dwójką, a nie trójką środkowych obrońców. Największa zmiana dotyczyła obsady bramki. Do postawy chorzowskich golkiperów są w tym sezonie zastrzeżenia, dlatego między słupki nie wskoczył ani Kamil Lech, ani Tomasz Nowak, a Jakub Bielecki.

Debiutujący w lidze niespełna 20-latek kilka dni wcześniej zaliczył dobry występ w ćwierćfinale Pucharu 100-lecia Śląskiego ZPN w Żywcu, broniąc rzut karny. Wczoraj spisał się solidnie, a więcej pracy miał dopiero w końcówce, przy ustalonym wyniku, bo „Niebiescy” od pierwszego gwizdka kontrolowali mecz. Szybko objęli prowadzenie, gdy Michał Mokrzycki przymierzył lewą nogą, a piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki.

Idzik na szczycie

„Niebieskim” w I połowie zabrakło tylko kropki nad „i” w postaci drugiej bramki, która pozwoliłaby na pełen spokój. Worek rozwiązał się po zmianie stron, bo drużyna wybiegła z szatni bardzo naładowana. Nie minął kwadrans II odsłony, a zielonogórzanie zostali rzuceni na deski aż 3-krotnie. I to w jaki sposób!

Idzik potrzebował 8 minut, by strzelić dwa bliźniacze gole. Lobował Wojciecha Fabisiaka z dużą gracją i mimo całkiem sporej odległości. Ludzie łapali się za głowy, bo czegoś podobnego przy Cichej nie widziano dawno. Idzik wrócił na czoło klasyfikacji strzelców i po chwili przy głośnych brawach mógł opuścić boisko, bo „Niebiescy” byli pewni zameldowania się na pozycji wicelidera tabeli. Ale… było im mało.

Łukasz Janoszka dobił do siatki strzał w słupek Mateusza Winciersza. Były jeszcze okazje na kolejne gole, mały pirotechniczny pokaz – i można było zacząć kierować myśli ku najbliższym dniom. W środę pucharowy mecz ze Śląskiem Świętochłowice, w sobotę (zapewne liczny) wyjazd do Bielska-Białej.


Ruch Chorzów – Lechia Zielona Góra 4:0 (1:0)

1:0 – Mokrzycki, 18 min, 2:0 – Idzik, 46 min, 3:0 – Idzik, 54 min, 4:0 – Janoszka, 58 min

RUCH: Bielecki – Kasolik (70. Słota), Kawula, Kulejewski, Kwaśniewski – Winciersz, Sikora, Mokrzycki (64. Będzieszak), Duchowski (83. Rudek), Janoszka (83. Siwek) – Idzik (64. Foszmańczyk). Trener Łukasz BERETA.

LECHIA: Fabisiak – Łokietek, Ostrowski, Babij – Król, Żukowski, Ekwueme (46. Athenstadt), Małecki, Górski (64. Konieczny) – Wieczorek (64. Kaczmarczyk), Kobusiński (64. Staśkiewicz).Trener Andrzej SAWICKI.

Sędziował Mateusz Maj (Wrocław). Widzów 4128.
Żółte kartki: Janoszka – Górski.




11 MECZÓW ligowych czekał Ruch na występ bez straty gola. Po raz ostatnio zdarzyło się to 2 listopada ub. roku w… Zielonej Górze (3:0).


Fot. Norbert Barczyk/PressFocus