Łochowska: Walczę na własny rachunek

Marek HAJKOWSKI: Ostatni sprawdzian przed najważniejszymi zawodami w tym roku wypadły okazale. Zdobyła pani 8. tytuł mistrzyni Polski, zaliczając przyzwoity wynik – 199 kg (89+110). Kategorię do 58 kg wygrała pani z przewagą 21 kg, a klasyfikację punktową różnicą 27 „oczek”. Wyszło więc na to, że w Kobierzycach pani główną rywalką była sztanga.

Joanna ŁOCHOWSKA: – To nic nowego, bo ja zawsze walczę za sztangą, ale przede wszystkim z samą sobą i to się nie zmieni. Ciężary nie są dyscypliną kontaktową. Na pomoście jesteśmy tylko we dwie – ja i sztanga. Podchodzę więc do niej i skupiam się na tym, by ją wyrwać względnie podrzucić. Przeciwniczki są, to prawda, ale gdzieś z boku, choć przebieg rywalizacji wyznacza kilogramy, z którymi muszę się zmierzyć.

Od kwietniowych mistrzostw Europy w Bukareszcie, gdzie obroniła pani złoty medal w kategorii 53 kg, zaprezentowała się pani raptem dwukrotnie, bo na drużynowych oraz indywidualnych mistrzostwach kraju, odpuszczając start w indywidualnym Pucharze Polski. Dlaczego?

Joanna ŁOCHOWSKA: – Termin tych zawodów nie był zbyt korzystny i z góry założyłam, że do Nowego Tomyśla nie pojadę. Tydzień wcześniej musiałam wspomóc mój UKS Zielona Góra w zawodach ligowych i to był mój pierwszy występ po przepracowaniu okresu letniego. Wyrwałam 86 i podrzuciłam 108 kg. Atakowałam 111 kg, ale popełniłam błąd techniczny i „góra” mi spadła. To było solidne przetarcie przed obozem we Władysławowie.

Gdybym zdecydowała się na występ w Pucharze Polski, to nie zostałby on przepracowany tak jak bym chciała. Szkoda mi było każdej chwili. Nie należę do zawodniczek, które jeżdżą na zawody tylko po to, by je odbębnić. Ja się chcę nimi cieszyć. Startowanie ma mi sprawiać frajdę. Musiałam więc coś odpuścić.

Dotychczasowe kategorie wagowe przeszły do historii. W sobotę na pomoście w Aszchabadzie zobaczymy panią w 55 kg. Jak pani przyjęła decyzję Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów?

Joanna ŁOCHOWSKA: – Pozytywnie. Od jakiegoś czasu moja naturalna waga to 54 kg, a w mocnym okresie przygotowawczym potrafiłam dobijać do 55 kg. Starałam się jej nie przekraczać, więc wiedziałam, na co – pod względem kulinarnym – mogę sobie pozwolić.

Nowa kategoria to nowe wyzwanie, bo tę wagę mogę teraz „puścić”. Chcę się sprawdzić i wierzę, że zbliżając się do 200 kg w 53 kg, przy większej masie ciała jestem w stanie poszukać dodatkowych kilogramów.

I o jakim wyniku może pani myśleć?

Joanna ŁOCHOWSKA: – Myśleć mogę o każdym, ale najpierw muszę go osiągnąć. Z zasady nie prognozuję rezultatów, choć – jak wspomniałam – mam rezerwy. Wiele zależeć będzie od dyspozycji dnia, mądrego planu… To wszystko musi współgrać.

Mniej więcej od połowy września znajduje się pani w gronie sportowców wspieranych przez Grupę Energa…

Joanna ŁOCHOWSKA: – To dla mnie bardzo duże wyróżnienie. Czuję się zaszczycona i jednocześnie wdzięczna, że zostałam doceniona. Grono wybitnych sportowców w naszym kraju jest tak duże, że naprawdę nie sądziłam, iż ktoś mnie dojrzy i będzie chciał wesprzeć…

… – dodając motywacji od jeszcze cięższej pracy?

Joanna ŁOCHOWSKA: – Motywacji akurat mi nie brakuje. Miałam ją i mam cały czas. Ciężary to moja pasja i całkowicie się im poświęcam. Sponsor zapewnia mi dodatkowe zabezpieczenie. Nie muszę więc kalkulować i na wiele rzeczy mogę sobie pozwolić, nie martwiąc się, że na coś mi nie starczy.

Oprócz pani indywidualne umowy z Energą podpisali: młociarka Joanna Fiodorow, kulomiotka Paulina Guba i kulomiot Michał Haratyk. Podczas wspólnej konferencji prasowej, wśród tych wielkoludów, czuła się pani pewnie trochę jak Calineczka…

Joanna ŁOCHOWSKA: – Ha, ha, ha… Spotykaliśmy się na wspólnych zgrupowaniach, ale dopiero teraz poznaliśmy się osobiście i uścisnęliśmy sobie dłonie. Fajna sprawa, a dla mnie zaszczyt, że mogłam się znaleźć w gronie takich sportowców.

Dlaczego pani taka skromna? Wśród wymienionych nikt – poza panią – nie ma w kolekcji trzech medali mistrzostw Europy. Pani ma brązowy i dwa złote!

Joanna ŁOCHOWSKA: – Nie ma co porównywać. To są wspaniali zawodnicy, z wielkimi sukcesami. Ja się cieszę, że moje wyniki pozwoliły dołączyć do tego grona. Każdy z nas wykonuje kawał solidnej pracy. Być w takiej grupie to naprawdę coś dużego.

Zanim Międzynarodowa Federacja Podnoszenia Ciężarów wprowadziła korektę kategorii wagowych, podjęła decyzję o zmianie zasad kwalifikacji olimpijskich, z drużynowych na indywidualne…

Joanna ŁOCHOWSKA: – To było bardzo dobre posunięcie. Chcąc wziąć udział w igrzyskach, trzeba się pokazywać na zawodach, a nie startować raz w roku, jak w wielu przypadkach miało to miejsce do tej pory. Ta zmiana powinna oczyścić atmosferę…

Każdy potencjalny olimpijczyk musi bowiem zaprezentować się sześć razy, a przy zbieraniu punktów olimpijskich pod uwagę brane są cztery najlepsze występy. Każdy walczy na własny rachunek i sam za siebie ponosi odpowiedzialność. Jeśli coś zawali, to pretensje może mieć tylko do siebie. Ciężary to dyscyplina indywidualna i taki system kwalifikacji powinien zostać wprowadzony już dawno.

Czy w ciągu niespełna dwóch lat, jakie zostały do igrzysk w Tokio, uda się pani uzbierać te sześć startów?

Joanna ŁOCHOWSKA: – Musi się udać, nie ma innego wyjścia. Nad tym wszystkim czuwać jednak będzie sztab szkoleniowy. Na razie skupiam się na najważniejszym starcie w tym roku. O pozostałych będę myśleć później.

 

Na zdjęciu: Joanna Łochowska przed areną mistrzostw świata w stolicy Turkmenistanu.

 

Tylko dwie z Europy

Niespełna 30-letnia Joanna Łochowska na mistrzostwach świata zaprezentuje się po raz szósty. Najwyżej – na 5. miejscu – sklasyfikowana została przed rokiem w amerykańskim Anaheim, gdzie w kategorii 53 kg uzyskała 198 kg (87+111) i była najlepszą Europejką.

Dziś – początek rywalizacji o 16.00 – o medal naszej najlepszej sztangistce będzie niezwykle trudno, bo prognozowany wynik (213 kg) sytuuje ją na 9. pozycji. Zdecydowaną faworytką jest Sukanya Srisurat z Tajlandii (225 kg). W tej kategorii – co nie dziwi – przeważają Azjatki. Jedyną – poza Łochowską – przedstawicielką Starego Kontynentu jest utytułowana Cristina Iovu. Zmieniająca obywatelstwo jak rękawiczki 26-latka (urodzona w Mołdawii, była już Azerką, a teraz jest Rumunką) to mistrzyni Europy (2012), wicemistrzyni świata (2013) i brązowa medalistka igrzysk w Londynie (2012).