Lód w Gdańsku nie wytrzymał, a prowadziliśmy 1:0

Euro Ice Hockey Challenge o Puchar z Okazji 100-lecia Odzyskania Niepodległości w Gdańsku zaczął się od pewnych perturbacji. Inauguracyjny mecz Norwegii z Austriakami został przeniesiony na godz. 20.30, bowiem cześć sprzętu Austriaków nie dotarła na czas. Na tym jednak nie zakończyły się niespodzianki. Polacy zainaugurowali turniej meczem z Duńczykami i prowadzili do 42:49 min 1:0. Wówczas powstała wyrwa w lodzie i przez prawie godzinę była uzupełniana. Sędziowie ostatecznie podjęli decyzję, że mecz nie zostanie dokończony.

– Polska to taki Disneyland; nigdy nie wiesz co się wydarzy – uśmiechnął się trener Tomasz Valtonen, dosyć poirytowany. – Mnie jednak się podoba w Polsce! Do tej przerwy graliśmy nieźle, choć początek w naszym wykonaniu był słaby. Potem było coraz lepiej i byłem nadzwyczaj spokojny, bo wiedziałem jak chłopaki pracowali i jak realizują założenia taktyczne. Włożyli sporo serca i szkoda, że to wszystko się tak skończyło.

Pechowcem okazał się Noureddinne Bettahar, występujący na co dzień w Heilbronner Falken w DEL2, który podczas czwartkowego treningu otrzymał solidne uderzenie krążkiem w okolice ucha. Uraz okazał się poważniejszy i napastnik z polsko-marokańskimi korzeniami wylądował w szpitalu i pozostał na obserwacji. Jeżeli wszystko będzie w porządku, wówczas w sobotnie przedpołudnie dołączy do kolegów.

Mocno obawialiśmy się o naszą młodzież, debiutująca w tak ważnej imprezie. Duńczycy, od lat występujący w elicie, byli zdecydowanymi faworytami. Owszem, od pierwszych minut mieli przewagę, ale John Murray mocno wspierany przez kolegów z pola przez I tercję zachował czyste konto. A łatwo wcale nie było, bowiem nasi hokeiści aż trzy razy grali w osłabieniu, ale zdołali się obronić. Ten element gry zawsze szwankował, ale widać, że podczas zajęć poświęcili mu nieco więcej uwagi.

W 9 min Nicolai Meyer znalazł się w świetnej sytuacji, ale Murray popisał się jeszcze lepszą interwencją. Od tego momentu nasi hokeiści zaczęli coraz śmielej atakować. Gdy do boksu powędrował Lasse Bo Knudsen, nasi hokeiści przeprowadzili skuteczną akcję. Tyski duet Bartłomiej Jeziorski i Mateusz Gościński sporo zamieszał w tercji rywala. Ten pierwszy przekazał krążek do Dominika Pasia i natychmiast pojechał pod bramkę. Utalentowany napastnik z Jastrzębia uderzył niezwykle precyzyjnie i krążek wpadł do siatki. Bramkarz Patrick Gailbraith, uznany za najlepszego golkipera ligi duńskiej, był zupełnie zdezorientowany. Paś miał wręcz wymarzony debiut w dorosłej reprezentacji, choć w grudniu będzie potrzebny kadrze młodzieżowej podczas mistrzostw świata Dywizji IB w Tychach.

Kiedy już pierwsze emocje opadły, w drugiej odsłonie obserwowaliśmy kilka naszych śmiałych akcji i mieliśmy wrażenie, że rywale byli tym zupełnie zaskoczeni. Biało-czerwoni ustępowali umiejętnościami technicznymi, ale nadrabiali to nie tylko ambicją, ale również przygotowaniem fizycznym. Miło było oglądać młodych zawodników, jak śmigali po lodzie, wyprzedzając przeciwników.

Podopieczni trenera Valtonena na ostatnią tercję wyszli z mocnym postanowieniem utrzymania korzystnego rezultatu albo nawet jego powiększenia. Zaraz na początku mocno nacisnęli i zapewne zaskoczyli rywali. Cóż z tego, skoro po niespełna 3 min gra została przerwana, bo w tercji biało-czerwonych powstała wyrwa w lodzie i trzeba było ją „skleić”. Takie przerwy kilkuminutowe nie wpływają budująco na zespoły, bo przecież wybiją z rytmu, zaś rozgrzane organizmy zostają mocno schłodzone. Oba zespoły zjechały do szatni, bo przerwa wyraźnie się wydłużała i trwała ponad 50 minut. Już wcześniej hokeiści podczas treningów uskarżali się na jakość lodu. Tego rodzaju sytuacje się zdarzają, ale nigdzie te przerwy nie trwają tak długo. Miejscowy lodomistrz się nie popisał.

– Cóż z tego, że rywale nas przewyższają wyszkoleniem, ale my zostawiliśmy serce na lodzie i mogliśmy się pokusić o niespodziankę. Mieliśmy duże wsparcie w Johnie Murrayu, ale chyba wszyscy dawaliśmy z siebie sporo. Szkoda, że nie mogliśmy tego meczu dokończyć. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem się z taką historią. To jakiś kabaret – skwitował Mateusz Bepierszcz.

 

POLSKA – DANIA – mecz przerwany przy stanie 1:0

1:0 – Paś – Jeziorski – Gościński (12:03, w przewadze)

Sędziowali: Stefan Siegel (Austria) i Paweł Meszyński – Wiktor Zień i Rafał Noworyta. Widzów 1000.
POLSKA: Murray; Michałowski – Gimiński, Ziółkowski – Jaśkiewicz (2), Bychawski – Kostek, Radzieńczak; Bepierszcz – Paś – R. Nalewajka, Ł. Nalewajka – Neupauer – M. Michalski, Marzec – Krężołek – Przygodzki (2), Gościński – Jarosz – Jeziorski. Trener Tomasz VALTONEN.
DANIA: Gailbraith; Lyo – Bruggisser, Larsen – Lassen, A. Krogsgaard – Kundsen (2), Rondbjerg – Bergholt; Spelkling – Jakobsen – J. Korsgaard, From – Jensen – Meyer (2), Hojbjerg – S. Nielsen – Olesen, Poulsen – Christensen – K. Nielsen (2). Trener Heinz EHLERS.
Kary: Polska – 6 (2 tech.) min., Dania – 6 min.

Na zdjęciu: Bartłomiej Jeziorski kilka razy poważnie zagroził bramce Patricka Gailbraitha.