Lot przez mgłę

Nieważne jak zaczęliśmy, ale jak zakończyliśmy. A ten sezon nie był dla nas udany – przyznał Dominik Kwapisiewicz, drugi trener „Jurajskich rycerzy”.


Zawiercianie ósmą drużyną w kraju. To postęp w porównaniu z poprzednimi, zakończonymi przedwcześnie rozgrywkami. Wtedy byli na dziesiątym miejscu. W klubie daleko jednak od euforii, bo oczekiwania były zdecydowanie większe.

– Początek mieliśmy imponujący. Być może to spowodowało, że nasi kibice i my sami liczyliśmy na więcej. Wierzyliśmy, że damy radę wejść do szóstki, a w play offie mocno powalczyć o czołową czwórkę. Niestety, tak się nie stało – ze smutkiem w głosie podsumował sezon Dominik Kwapisiewicz, drugi trener Aluronu CMC Warty.

Będą zmiany

Obecnie w klubie trwa analiza występów drużyny.

– To nie jest kwestia jednego zebrania pogadania i poklepania się po ramieniu. Sztab szkoleniowy część materiałów przygotował, nad resztą pracuje. Ponieważ życie nie znosi próżni, nie mogliśmy czekać i pewien pomysł na zespół na przyszły sezon już jest ukształtowany. Nie wszystkie pozycje w zespole są obsadzone. Czekamy na efekt analiz, żeby ostatnie kontrakty były wpisane w chęć rozwiązania naszych problemów – wyjaśnia Kryspin Baran, prezes zespołu z Zawiercia.

Przyznał, że kilku zawodników odejdzie z zespołu, co wynika m.in. z ich decyzji o zakończeniu kariery oraz chęci zmiany barw. Kwestie personalne mają zostać zamknięte do 10 maja. Z klubu mają odejść Gualberto Flavio (ma propozycje z Włoch), Marcin Kania (GKS Katowice) i Paweł Halaba, który zmagał się z problemami zdrowotnymi i do końca rozgrywek nie udało mu się wywalczyć miejsca w podstawowym składzie. Wśród zawodników, którzy mają ich zastąpić wymienia się Urosa Kovacevicia, Facundo Conte, Michała Szalachę i Michała Kozłowskiego. Zwłaszcza przyjście tego pierwszego byłoby hitem transferowym. Serb to bowiem jeden z czołowych i najbardziej charyzmatycznych graczy na świecie.

Tęsknota za kibicami

Pandemia koronawirusa mocno doświadczyła zawierciański klub. Przede wszystkim mocno dał się we znaki brak kibiców. Fani „Jurajskich rycerzy” należą bowiem do najzagorzalszych i najbardziej oddanych swojej drużynie. Zawsze szczelnie wypełniali halę. Ich doping często pomógł siatkarzom w odwróceniu losów spotkań. Żeby zasłonić puste krzesełka, na widowni ustawiono duże zdjęcia sympatyków drużyny, ale nie zastąpiło to ich głośnego wsparcia.

– To była inicjatywa kibiców, za którą dziękujemy. Chcieli być przynajmniej w wirtualny sposób obecni w hali. Oko kamery być może dało się tym nieco oszukać, jednak zastępując żywych ludzi ich awatarami, atmosfery, ani atmosfery święta dnia meczowego, nie uzyskaliśmy – stwierdził Baran.

Siatkarze, mimo obostrzeń i nie najlepszej postawy na parkiecie mogli liczyć na swoich fanów.

– Jeśli mam wybrać jeden szczególny dla mnie moment, było nim zachowanie naszych kibiców po przegranych meczach z ZAKSĄ i Jastrzębskim Węglem, witali nas przed wejściem do hoteli, pokazując, że nas wspierają i są z nami również w tych gorszych momentach. Dla mnie było to bardzo miłe i to był jeden z powodów, dla których jestem w Polsce, by być trenerem klubu właśnie z takimi kibicami. Czułem to wsparcie na początku sezonu, gdzie przez pięć pierwszych kolejek kibice byli w hali i mieliśmy ten doping. Później wszystko było naprawdę smutne, pusta hala bez możliwości kontaktu z widzami, bez emocji. Siatkówka bez dopingu kibiców jest jak taniec bez muzyki. To nie to samo. Dla mnie takie momenty są bardzo ważne, bo gdy wygrywasz, to wszyscy są blisko ciebie. Gdy przegrywasz – szczególnie gdy jesteś trenerem – wielu ludzi odwraca się od ciebie. Dlatego te momenty po przegranych z ZAKSĄ i Jastrzębiem były dla mnie pod względem emocji najlepsze w całym sezonie – podkreślił Igor Kolaković, trener zawierciańskiego zespołu.

Zmagania z COVIDEM

Siatkarzy nie ominęły też zakażenia COVID-19. Zespół trafił na kwarantannę, po której nie prezentował już tak wysokiej formy jak na początku sezonu.


Czytaj jeszcze: Właściwy człowiek na właściwym miejscu

– To miało znaczenie, ale z nim musiały się mierzyć praktycznie wszystkie zespoły. Jedni zawodnicy wracali szybciej do dyspozycji, inni wolniej. Nie ma teraz co gdybać, bo pozostałe drużyny też miały przerwy. Jedno jest pewne. Już do końca rozgrywek nie doszliśmy do poziomu prezentowanego w końcówce października – zauważył Kwapisiewicz.

– Po koronawirusie nasze treningi wznawialiśmy dwukrotnie. Większość zawodników zmagała się później z chronicznymi problemami zdrowotnymi, przeziębieniami oraz kontuzjami. Nie mieliśmy dobrego rytmu treningów i gry. Czasami czułem się jak pilot w samolocie, który musi lecieć przez mgłę bez radaru – obrazowo podsumował ten sezon Kolaković.


Fot. Łukasz Sobala / Press Focus