Piszczek o grze LKS Goczałkowice: Miks Kloppa i Tuchela

Rozmowa z Łukaszem Piszczkiem, obrońcą LKS-u Goczałkowice.


W ubiegłym tygodniu rozpoczął pan w Szkole Trenerów PZPN w Białej Podlaskiej kurs na licencję UEFA B+A. Jak wrażenia z pierwszego zjazdu?

Łukasz PISZCZEK: – To kurs dla tych, którzy spędzili minimum 7 lat w najwyższej klasie rozgrywkowej – obojętnie, czy w Polsce, czy poza nią. Cieszę się, że spotkałem wielu znajomych z boiska i że taki kurs się rozpoczął. Myślę, że merytorycznie bardzo mi to pomoże.

Któryś z dawnych znajomych z boiska błysnął wiedzą?

Łukasz PISZCZEK: – Na razie mieliśmy tylko jeden zjazd. Wymieniamy opinie. Na razie mowa jest o piłce dziecięcej. Np. Paweł Strąk pracuje w Wiśle Kraków z zespołem U-11 i bardziej widzi się w tym. Ja czy ktoś inny może patrzeć mocniej w stronę piłki seniorskiej, 11-osobowej. Po to jest jednak kurs B+A, byśmy poznali też podstawy piłki dziecięcej. W niej nie jestem specjalistą, dlatego akademię w Goczałkowicach prowadzi Michał Zioło, bo on te podstawy zebrał – najpierw w Polsce, potem w Niemczech. Poza tym, na kursie cenna jest każda wymiana zdań z trenerami czy byłymi zawodnikami. Jak odbierają swoją karierę, z jakimi trenerami pracowali… To dla mnie fajny wyznacznik do tego, gdzie jestem ja i gdzie mogę być.

Podczas zajęć mieliście wypisać trzech najbliższych wam trenerów. Na tablicy pojawiły się nazwiska Petera Bosza, Thomasa Tuchela czy Juergena Kloppa.

Łukasz PISZCZEK: – Pracowałem z niezłymi szkoleniowcami, każdy z nich miał swoje fajne cechy, które chcę wyciągać dla siebie. Nie ma co kopiować, ale dzięki styczności z takimi trenerami mam swoją wizję na piłkę. Jeśli ktoś przychodzi na mecze Goczałkowic, to widzi, jak gramy w piłkę i przekonuje się, że widać tam jakąś rękę. Może nie jest to ręka trenera Tuchela czy Kloppa, ale… To taki miks.

Gdzie sięgają wasze aspiracje?

Łukasz PISZCZEK: – Zdecydowanie nie pierwszej ligi, tu kluczową rolę grałyby finanse. Akademia i LKS Goczałkowice to dwa projekty, którym staram się pomagać, jak tylko mogę. A gdzie nas to zaprowadzi? Przede wszystkim chciałbym, by dzieciaki trenujące w akademii udało się jak najlepiej wychować przez sport do dorosłego życia. I dobrze przygotować do profesjonalnej piłki, jeśli komuś będzie to dane. Oby takich chłopaków było jak najwięcej, ale nie jest to takie proste.

Ktoś dobrze rokuje?

Łukasz PISZCZEK: – Na razie za wcześnie, by mówić o perełkach. Najstarszy zespół to U-13, ja w tym wieku byłem jeszcze w Goczałkowicach i nie marzyłem o grze w takim klubie jak Borussia. Wielu było zdecydowanie lepszych ode mnie, zamiast przewagi fizycznej nad rówieśnikami była raczej… niedowaga. Dlatego droga, by stwierdzić, czy 13-latek zrobi karierę. Ale na pewno to dobry moment, by uczyć ich właściwych wzorców. Bardzo dużą pracę wykonuje Michał Zioło oraz trenerzy biorący udział w tym projekcie.

Wszystkich po kolei trzeba mocno docenić. Ja jestem trybikiem, oglądającym to wszystko z góry i z boku. Taki model przyjęliśmy. W późniejszym etapie, gdy wejdziemy już w piłkę 11-osobową – jeszcze takiej w akademii nie mamy – aktywniej zaangażuję się w proces treningowy.

Pan, a także Jerzy Dudek, byliście przymierzani do sztabu reprezentacji Polski, jeśli selekcjonerem zostałby Adam Nawałka.

Łukasz PISZCZEK: – To był pomysł samego PZPN. Odebrałem telefon od prezesa Kuleszy. Zapytał mnie, czy jestem w stanie to sobie wyobrazić. Odparłem, że w tej chwili ciężko, bo nie jestem gotowy, ale jeśli przyszły selekcjoner będzie to widział – to OK. Akurat wtedy prezes Kulesza kontaktował z trenerem Nawałką… Porozmawialiśmy z trenerem i widział moją rolę podobnie, jak w czasach, gdy grałem w reprezentacji. Chciał ze mną po prostu rozmawiać na temat piłki, dyskutować, jak drużyna może grać, jak wykorzystać lepsze czy słabsze strony przeciwnika. Taka rola wpisywała się też w moje spojrzenie.

Łukasz Piszczek patrzy w oczy… swojego pomnika z 70 tysięcy klocków Lego, który został odsłonięty w centrum handlowym „Europa Centralna” w Gliwicach. Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus

Nie jestem trenerem. Różne zastrzeżenia pojawiały się na wieść, że mam się pojawić w sztabie reprezentacji. Pytano, czy tam się przydam. Trener Nawałka dobrze mnie znał, dlatego gdy prezes Kulesza rzucił mu taką propozycję, to chętnie się zgodził. Przekazałem prezesowi, że jeśli zdecyduje się na trenera Nawałkę, to jestem gotów podjąć to zadanie.

Wiedziałem, co mnie czeka – w odróżnieniu od sytuacji, gdy selekcjonerem zostałby ktoś inny. Obojętnie, kto by nim był zamiast Adama Nawałki – zakomunikowałem, że w tym już się nie widzę. Zdaję sobie sprawę, z czym wiąże się praca w sztabie kadry. To bardzo duże obowiązki, na które w tej chwili niestety nie jestem gotowy.

W półfinale barażów z Rosją kadrę poprowadzi Czesław Michniewicz.

Łukasz PISZCZEK: – Trzymamy bardzo mocno kciuki, by Polska wygrała – abyśmy kilka dni później mogli iść na Stadion Śląski i kibicować w walce o awans do mistrzostw świata.

Przeciwnikiem byliby Szwedzi albo Czesi. Losowanie barażowej dogrywki było dla nas łaskawe.

Łukasz PISZCZEK: – Ja już tyle tych losowań przeżyłem… Przed Euro 2012 każdy mógł myśleć, że spokojnie wyjdziemy z grupy, a wyszło inaczej. Boisko weryfikuje. W tej chwili każdy ma 50 procent szans.

Z Rosją poprzednio graliśmy właśnie na Euro 2012, remisując po dobrym meczu 1:1.

Łukasz PISZCZEK: – Jeśli mamy się cofać tak daleko, to przyznam, że jako drużyna nie byliśmy wtedy gotowi, by walczyć o wyjście z grupy. Można to porównać do Euro 2016. Wtedy byliśmy zdecydowanie mocniejsi, więcej zawodników grało w zagranicznych klubach, było tam ważnymi postaciami. Każdy z nas grał. Dwa lata później, przed mistrzostwami świata, już był problem. Część nie występowała regularnie, część była po kontuzjach.

Jeszcze przed barażami, za niecały miesiąc, rusza runda wiosenna trzeciej ligi. Wiele osób zadaje sobie pytanie, gdzie będą grały Goczałkowice, jeśli utrzymają fotel lidera i awansują na szczebel centralny.

Łukasz PISZCZEK: – Myślę, żę nasza infrastruktura nie jest najgorsza w regionie. Druga liga? Nie byłby to dla nas problem, by dostosować do wymogów te obiekty, którymi dysponujemy. One są bardzo dobre. Ale na razie nie zaprzątamy sobie tym głowy. Cała wiosna do rozegrania. Jest w tej lidze sześć drużyn, które tworzą czołówkę, są mocne i chcą – albo i nie – awansować.

LKS oczywiście chce?

Łukasz PISZCZEK: – Nie powiem, że musimy. Chcemy po prostu wygrać każdy kolejny mecz. Jeśli wygramy, to automatycznie zostaniemy na pierwszym miejscu, skoro mamy dziś punkt przewagi… Zdaję sobie sprawę, że wszystkiego nie wygramy, bo nie jesteśmy w tej lidze naddrużyną. W czołowej szóstce (Goczałkowice, Zagłębie II Lubin, Miedź II Legnica, Polonia Bytom, Ślęza Wrocław, Rekord Bielsko-Biała – dop. red.) każdy może wygrać z każdym. Trzeba pilnować się, by z rywalami – w cudzysłowie – z dołu tabeli nie potracić punktów. I tyle.

Z powodu urazu kostki stracił pan dotychczasowy okres przygotowawczy. Jak zdrowie?

Łukasz PISZCZEK: – Niestety, nadal jestem kontuzjowany i trudno w tej chwili powiedzieć, kiedy wrócę do grania. Trochę się to wszystko przeciąga, ale mam nadzieję, że za niedługo będzie już dobrze. Uczestniczę w treningach jako jeden z trenerów. Jestem w rytmie, wiem, co chcemy grać i co trenujemy. W ten sposób w głowie układam sobie, jak to ma wyglądać, gdy już wrócę na boisko.

Nie gra pan w sparingach, ale zadbaliście o godne zastępstwo, kontrakując Adama Dancha. Trudno było go namówić na trzecią ligę?

Łukasz PISZCZEK: – Jeśli jest zawodnik, którego znam, odpowiadający nam nie tylko wartością sportową, ale też osobowością, to można działać. Adama znałem od dłuższego czasu z Gwarka Zabrze, tak jak choćby Mariusza Magierę czy Przemka Trytkę. Zapytałem, jakie są jego plany. Powiedział, że wraca z Gdyni na Śląsk i nie chce się już ruszać, ale chciałby jeszcze pograć w piłkę. Zaproponowałem mu Goczałkowice. W internecie na naszych grafikach pokazywał się jako zawodnik testowany, ale można powiedzieć, że to on testował nas – by zobaczyć, jak to wszystko u nas funkcjonuje. Daliśmy sobie dwa tygodnie, by się zdecydował, czy chce wziąć w tym udział. Zgodził się, dlatego cieszę się bardzo, że mamy tak wartościowego zawodnika.

Tej zimy planujecie jeszcze jakieś ruchy?

Łukasz PISZCZEK: – Nie, to już wszystko.

Rozmawiamy przy okazji odsłonięcia pańskiego pomnika z… 70 tysięcy klocków Lego na wystawie w Gliwicach. Jak to jest, patrzeć na własną podobiznę?

Łukasz PISZCZEK: – Miła inicjatywa. Jako młody chłopak sam lubiłem bawić się klockami, miałem zestaw z piratami. Do dziś bawią się nim moje dzieci, gdy przyjeżdżają do dziadków. Zgłoszonio się do mnie z zapytaniem, czy zgodziłbym się na uwiecznienie mojej postaci w alei gwiazd. Fajnie wyszło. Myślę, że dzieciaki miały trochę radości.

Notował Maciej Grygierczyk


Fot. Tomasz Kudala/PressFocus