Lubański: Byliśmy drużyną całej Polski

Jest żywą legendą zabrzańskiego Górnika. W niedzielę zostanie umieszczony w Galerii Sław 14-krotnego mistrza Polski. Stanie się to podczas uroczystej gali z okazji 70-lecia klubu. Kawał niezapomnianej historii – z Włodzimierzem Lubańskim w jednej z głównych ról…

Łukasz ŻUREK: Jest gdzieś drugie takie miejsce, do którego wraca pan z równie wielkim sentymentem jak do Zabrza?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Są tylko dwa takie miejsca. Stadion Górnika w Zabrzu i Stadion Śląski w Chorzowie. Tu wracam zawsze ze szczególnymi emocjami. Tak jest od lat i nie sądzę, żeby coś się miało w tym temacie zmienić.

Dom Muzyki i Tańca, w którym odbędzie się niedzielna impreza, kojarzy się panu dobrze nie od wczoraj…

Włodzimierz LUBAŃSKI: – To jedna z wizytówek miasta i kojarzy się mocno z samym Zabrzem. A mnie osobiście – ze spotkaniami z naszymi kibicami w złotych czasach. Mówię o tym okresie, kiedy w barwach Górnika przebijaliśmy się do Europy. I osiągaliśmy znakomite wyniki z czołowymi klubami kontynentu. To było coś specjalnego, coś wspaniałego, nie do zapomnienia…

Na gali spodziewanych jest około dwóch tysięcy gości. Będzie ktoś, kogo dawno pan nie miał okazji spotkać?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Nie widziałem jeszcze listy zaproszonych, ale kilku kolegów dawno niewidzianych na pewno się pojawi. Cieszę się, bo przecież my się nie spotykamy codziennie. Wiem, że będą też utytułowani lekkoatleci. W tamtych czasach kumplowaliśmy się. To była sympatia z jednej i drugiej strony. Oni dopingowali nas, a my ich. Życzyliśmy sobie wzajemnie sukcesów i radowaliśmy się, kiedy one nadchodziły.

Piłkarska historia Górnika to przede wszystkim dwie wielki epoki – lata 60. i 80. ubiegłego wieku. W której z nich trudniej było zostać wielkim i popularnym?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Nie było na to gotowej recepty. Każda z tych epok miała inne uwarunkowania. Pierwsza trwała dłużej, bo do początku lat 70. Nikt się nie spodziewał, że chłopcom z Zabrza – bo tak o nas wtedy mówiono – uda się zaistnieć w tak wyjątkowy sposób również na arenie międzynarodowej. To były wspaniałe dni, absolutnie niepowtarzalne.

Ci, którzy z trybun podziwiali pana i pańskich kolegów, oddaliby wiele, by piłka nadal była tak romantyczna jak wtedy…

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Trudno powiedzieć, co w zasadzie oznaczał ten romantyzm. Przede wszystkim zainteresowanie futbolem było niesamowite. Do tego stopnia, że my w pewnym momencie staliśmy się drużyną całej Polski. Jak się w Chorzowie wypełnił ten stutysięcznik, to na trybunach nie zasiadali przecież kibice tylko z Zabrza. Byli fani i z Wybrzeża, i z Wielkopolski, i z innych rejonów kraju. Każdy pragnął tego samego – zwycięstw Górnika.

A ile romantyzmu było w tym, że odmówiono panu transferu do Realu Madryt krótko po finale Pucharu Zdobywców Pucharów? Był rok 1970…

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Pan to nazywa romantyzmem?

Świadomie i z gorzkim sarkazmem…

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Rozumiem, ale ja bym to nazwał otwarcie czymś innym. Zostawmy to. To historia. Dzisiaj młodzi piłkarze mogą decydować sami o sobie. Kiedyś było inaczej. Gdybym ja też mógł, pewnie nieco inaczej by się życie potoczyło…

Długo „siedziało”? Długo gryzło?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Jak się grało w piłkę na bieżąco, to nawet nie „siedziało”. Ale po latach, kiedy przyszło zawiesić buty na kołku, człowiek zaczął się zastanawiać, co można było osiągnąć, gdyby jednak udało się do tego Madrytu dotrzeć. Miałem jednak świadomość, że to rozmyślania bez sensu. Realia były takie, a nie inne i nie dało się ich w żaden sposób zmienić…

Swego czasu był pan pierwszym Polakiem notowanym w prestiżowym plebiscycie France Football na najlepszego piłkarza Europy. W tym roku Robert Lewandowski – znów jeden z najskuteczniejszych napastników świata – nie znalazł się nawet wśród nominowanych. Znajduje pan prostą interpretację tych faktów?

Włodzimierz LUBAŃSKI: – W tej chwili jest na świecie kilku lepszych piłkarzy od Roberta Lewandowskiego. Jego statystyki robią ogromne wrażenie, bo gra w bardzo dobrym zespole. Nikomu nie trzeba mówić, że Bayern Monachium to czołówka światowa. Robert ma możliwość zdobywania wielu bramek, ponieważ obok niego biegają świetnej klasy piłkarze. Ale w skali kontynentu -jak widać – konkurencja jest bardzo mocna.

Odczuwa to również drużyna narodowa, która w ostatnich miesiącach zebrała więcej gromów niż zachwytów…

Włodzimierz LUBAŃSKI: – I słusznie, bo grała słabo albo bardzo słabo. Też jestem zaskoczony regresem reprezentacji. Ale powiem tak – poczekajmy jeszcze chwilę. Prawdziwy sprawdzian, a zarazem najważniejszy okres, dopiero się zbliża. Będą nim oczywiście eliminacje mistrzostw Europy. Trzeba je wygrać i pojechać na turniej finałowy – to oczywiste.

Wróćmy na koniec do Górnika. Teraźniejszość to dla zabrzan głównie batalia o przetrwanie. Gabloty z pucharami muszą jeszcze jakiś czas zaczekać na przemeblowanie…

Włodzimierz LUBAŃSKI: – Ubolewam nad tym bardzo. Śledzę, co się dzieje. Zaciskam mocno palce i dopinguję. Mam nadzieję, że koniec sezonu będzie dla Górnika pozytywny. Młodsi koledzy znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Ale jednocześnie dobrze wiedzą, że tylko od nich zależy, jak z niej wybrną.

W sobotę, przy okazji meczu z Arką Gdynia, na trybunach przy Roosevelta zasiądzie tyle znamienitych postaci, że gospodarzom… zwyczajnie nie wypada nie wygrać.

Włodzimierz LUBAŃSKI: – My byśmy bardzo chcieli pomóc samą obecnością (śmiech). Jedno trzeba jednak powiedzieć jasno – historię należy szanować, pielęgnować, ale historia meczu nie wygra. Co do miejsca Górnika w tabeli – to dla mnie spora niespodzianka. Zespół po świetnym sezonie staje się nagle ekipą, która broni się przed spadkiem z ligi. Cieszy jednak fakt, że zainteresowanie występami zabrzańskiej drużyny nadal jest bardzo duże. To wciąż ogromny kapitał klubu.

 

Na zdjęciu: W maju Włodzimierz Lubański życzył Szymonowi Żurkowskiemu i całemu Górnikowi kolejnego udanego sezonu…