Łukasz Bereta: Znów czujemy głód piłki

Długo świętowaliście derbowe zwycięstwo z Polonią Bytom?
Łukasz BERETA: – Niedzielę mieliśmy wolną, widzieliśmy się dopiero w poniedziałek. Jeden dzień przeznaczyliśmy na to, by nacieszyć się tą wygraną, ale od początku tygodnia ruszyła już misja „3 punkty w Zielonej Górze”.

Czego nowego dowiedział się pan o swoim zespole za sprawą derbowego meczu?
Łukasz BERETA: – Ryzykowaliśmy. W podokręgowym Pucharze Polski graliśmy w bardzo młodym składzie i czegoś nam w tych spotkaniach (z Podlesianką i Śląskiem Świętochłowice – dop. red.) brakowało. Na Polonię wyszliśmy jedenastką w połowie przypominającą tę „pucharową”. Zastanawialiśmy się, czy młodzi udźwigną ciężar. Początek był trudny – zgodnie z tym, czego się spodziewaliśmy – ale z minuty na minutę szło nam coraz lepiej. Rywalizacja w drużynie się zazębia. Wystawiliśmy całkowicie inny środek pomocy i nasi młodzieżowcy dali radę, zdali ten egzamin. Cieszymy się z takiego bogactwa.

Nasi młodzi zawodnicy już latem dobrze wyglądali, ale na przestrzeni tej rundy część z nich dojrzała do pełnienia ważnej roli w zespole. Wystarczyło kilka tygodni, by Tomek Nowak w bramce bardzo się zmienił, nabrał pewności. Z młodymi zawodnikami jest tak, że najtrudniej przekuć trening na mecz. Widać, że przygotowaliśmy zespół na tyle, by wychodząc na boisko byli pewni tego, co robią. W spotkaniach o punkty pokazują jakość, mimo że w jednym momencie bywa ich na murawie po pięciu czy sześciu.

Po pauzie za czerwoną kartkę wraca Dawid Smug. Trudno byłoby posadzić Nowaka na ławkę?
Łukasz BERETA: – Nie patrzmy na wiek. Czy to 17-latek, czy 35-latek – skoro broni dobrze, a drużyna wygrywa, to wtedy nie dokonuje się zmian. Bo niby dlaczego? Skoro jest OK, skoro wszystko funkcjonuje?

Który z zawodników tej jesieni zrobił największy progres?
Łukasz BERETA: – Trudno wyróżnić pojedyncze osoby. Jednego dnia lepszy jest ten, drugiego – ktoś inny. To wszystko jest płynne i nakręca rywalizację. Po zakończonej rundzie dokonamy podsumowania. Meczów było naprawdę dużo, dlatego będzie można stwierdzić, kto zrobił największy postęp i komu w dłuższym okresie można zaufać.

Jaką miarę przyjmiecie?
Łukasz BERETA: – W gronie trenerów zawsze, po każdym spotkaniu, wystawiamy zawodnikom oceny. Skala jest od zera do dziesięciu, przy czym dziesiątki jeszcze nikt nie dostał. Dziewiątki – też nie. Ósemka była dotąd najwyższą notą, jaką przyznaliśmy. Tak naprawdę nie było takiego meczu, w którym zdecydowanie zdominowalibyśmy rywala, a ktoś zagrałby tak, że nie mielibyśmy żadnych zastrzeżeń.

Wiele osób jest związanych z Ruchem nie tylko kontraktem, ale czymś więcej. To siła tej drużyny?
Łukasz BERETA: – Weźmy skład z meczu z Polonią: pięciu młodzieżowców to wychowankowie. Dwaj kolejni – Rudek i Dąbrowski – weszli na zmiany. No i sztab. Ryszard Kołodziejczyk to żywa legenda Ruchu. Jakub Brzozowski jako zawodnik przechodził przez wszystkie szczeble szkolenia, aż do juniorów starszych. Łukasz Molek – to samo. Ja zaszedłem ciut wyżej, choć również nie zadebiutowałem w pierwszym zespole. Z fizjoterapeutą Filipem Czaplą znamy się od 10 lat, jeszcze z czasów Młodej Ekstraklasy, bo Filip zaczynał przy niej i drużynie juniorów. „Kiero” Andrzej Urbańczyk, łączący swoją funkcję z rolą dyrektora sportowego, też niejedno w klubie przeżył i bardzo nam pomaga. Wszyscy jesteśmy z Ruchem związani latami. Bardzo dobrze, że tak to jest zbudowane.

Czyli nie jest tak, że Ruchowi brakuje dyrektora sportowego.
Łukasz BERETA: – Przygotowujemy się już do tego, by z niektórymi zawodnikami przedłużyć umowy. Taka osoba jak Andrzej Urbańczyk jest nam potrzebna, by wziąć trochę obowiązków z tym związanych na siebie.

Obawia się pan, że niektórzy zawodnicy, mający kontrakt do końca sezonu, już zimą mogą związać się z kimś umową obowiązującą od lipca?
Łukasz BERETA: – Trudno stwierdzić, ale na pewno musimy działać tak, by podpisać jak najszybciej nowe umowy z tymi zawodnikami, których chcemy. Większość składu wolelibyśmy zachować, bo zdał egzamin, dobrze się wszystko rozwija. Jeśli faktycznie ktoś podpisałby kontrakt w innym klubie, to byłoby już za późno na jakiekolwiek negocjacje.

Z drugiej strony, jeśli ktoś tak szybko, z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, sięgnąłby po któregoś z naszych chłopaków, to pewnie mowa byłaby o klubie z wyższej ligi, a wtedy trudno byłoby nam z kimś takim rywalizować. Na pewno nie zamierzamy nikogo na siłę się pozbywać. Zimą chcielibyśmy dokonać kosmetycznych zmian, by dalej budować zespół. Celem na wiosnę będzie to, by zakończyć ją na wyższym miejscu niż rundę jesienną. Chcemy się rozwijać i w przeciągu dwóch lat awansować.

Widzę, że wciąż obowiązuje ta wersja.
Łukasz BERETA: – No tak. Nie ma się co napalać po jednym czy drugim udanym meczu. Trzeba tych wygranych zanotować trochę więcej, by awansować, zwłaszcza że do II ligi wchodzi tylko jedna drużyna.

Jeśli dałbym panu stówę, to na kogo by pan ją postawił?
Łukasz BERETA: – Oj, ciężko, ciężko. Ruch Zdzieszowice to poukładana drużyna, z doświadczonymi zawodnikami, może okazać się bardzo groźnym rywalem. Nie wiem, czy do walki włączą się rezerwy Śląska Wrocław. Gdyby tylko chciałby, to wiadomo, że byłyby w stanie tego dokonać. Co mecz i tak są wzmacniane zawodnikami z ekstraklasowej kadry. A co niżej? Możemy wymienić 5-6 zespołów, bo poziom jest tak wyrównany.

W 11 ostatnich ligowych meczach przegraliście tylko raz – z Gwarkiem Tarnowskie Góry,
Łukasz BERETA: – I szkoda tej jednej porażki! Gdyby nie ona, byłoby niemalże idealnie, bo wiadomo, że wszystkiego i tak nie da się wygrywać. Przypomnę, że po bezbramkowym remisie z Kluczborkiem zajmowaliśmy ostatnie miejsce z ujemnym dorobkiem, mając 14 punktów straty do lidera. Wtedy nikt się nie spodziewał, że równe dwa miesiące później będziemy mogli śmiało patrzeć w górę i realnie myśleć o czymś więcej niż tylko walka o utrzymanie. Sytuacja rozwinęła się mocno i z tego się cieszymy, licząc, że końcówka jesieni będzie dobra i pozwoli zameldować się w górnej części tabeli.

Ruch rozegrał od sierpnia więcej meczów niż drużyny ekstraklasowe od lipca. Obawia się pan o dyspozycję fizyczną zespołu?
Łukasz BERETA: – Teraz już wszystko wygląda dobrze. Nie mamy zawodników kontuzjowanych. Nawet jeśli ktoś wypada za kartki czy z powodu drobnego urazu, to nie ma problemu. A jeszcze niedawno problem był. Graliśmy po prostu za dużo. Liga, jeden puchar, drugi puchar, do tego mecze zaległe, przekładane. To było pewne, że nie damy radny. Kumulacja nastąpiła w Tarnowskich Górach.

Gdy mecze są co tydzień, to czujesz głód piłki. Jeśli przez miesiąc grasz co trzy dni – to głodu piłki nie ma. Oczywiście, jesteś skoncentrowany, zmotywowany, ale nie czujesz tego „czegoś”. Jest za to mocne nasycenie. Zawodnicy grający mieli prawo być zmęczeni nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ci zaś, którzy grali mniej, nie mogli mocniej trenować, bo jeśli ktoś by nam wypadł, to inny musiałby natychmiast za niego wskoczyć. Nigdy nie było wiadomo, kiedy i kto będzie potrzebny. Grając co tydzień, inaczej układasz mikrocykl. Teraz możemy więcej planować, lepiej przygotowywać się do kolejnych meczów.

Czego spodziewa się pan po wyjeździe do Zielonej Góry, gdzie już dziś zagracie z Lechią?
Łukasz BERETA: – To nasz jedyny dwudniowy wyjazd w sezonie. Skoro gramy o 13.00, to musielibyśmy ruszyć chyba o 4.00, a i to nie dałoby nam w ten świąteczny weekend żadnej gwarancji dotarcia na czas. W piątek rano odbyliśmy trening i udaliśmy się w drogę na mecz z zespołem, który ma w swoim składzie tak doświadczonych zawodników jak Garguła czy Okińczyc.

Lechia strzela bardzo wiele goli, ale też sporo traci. To może być otwarte spotkanie, bo rywale ponieśli ostatnio dwie porażki i pewnie za wszelką cenę będą chcieli zapunktować, ale my również mamy swoje cele. Wiadomo, że na pewne mecze – ze względu na otoczkę, taką zewnętrzną motywację – łatwiej się sprężyć. Wytrzymaliśmy tę teoretycznie większą presję w spotkaniach w Rybniku, Zabrzu czy Bielsku-Białej, gdzie wspierało nas ponad 1000 kibiców.

Wygrana z Polonią pozytywnie nakręciła nas do dalszej pracy i mam nadzieję, że podobny stopień koncentracji podtrzymamy już do końca roku.

Na zdjęciu: Zaciśnięta pięść i wspólny śpiew z kibicami – w taki sposób Łukasz Bereta chciałby kończyć każdy mecz w roli trenera Ruchu…