Łukasz Fabiański. Ten, który nie narzeka

Rozmowa z Łukaszem Fabiańskim, bramkarzem reprezentacji Polski.


Przed kolejnym zgrupowaniem reprezentacji Polski nie zabrakło dyskusji o tym, czy to pan, czy też Wojciech Szczęsny będzie pierwszym bramkarzem. Trener Paulo Sousa postawił na pańskiego rywala, ale czy takie dywagacje będą trwać do końca Waszych przygód z drużyną narodową?
Łukasz FABIAŃSKI: – Zobaczymy. Podchodzę do tego spokojnie. Wiele razy mówiłem, że trzeba robić swoje. Trzeba mieć świadomość, że zrobiło się wszystko, co tylko można było zrobić. By później, po decyzji selekcjonera, móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: „Zrobiłem, co mogłem”. Selekcjoner zawsze ma trudne decyzje do podjęcia. My, czyli bramkarze, robimy, co w naszej mocy, by na naszej pozycji był spokój. To jest najważniejsze i jestem przekonany, że robimy to dobrze.

Jak to jest, kiedy za kolegę z reprezentacji Polski ma się najlepszego piłkarza na świecie?
Łukasz FABIAŃSKI: – Robert Lewandowski bardzo zasłużył na takie wyróżnienie. Na zgrupowaniach reprezentacji bardzo się stara. Cały czas chce coś poprawiać. On dąży do tego, by ciągle być lepszym i najlepszym. Na pewno bramkarzom na kadrze nie jest łatwo, kiedy mają się z nim mierzyć. Zresztą mamy bardzo dobry atak – to nie tylko Robert. Z Krzyśkiem Piątkiem na treningach też jest trudno… Widać, że ma nosa do zdobywania bramek. No i jeszcze jest Arek Milik. Gdy tak na nich popatrzę, to myślę sobie, że mamy fajny urodzaj wśród napastników. Na mnie, jako na bramkarzu, robią wrażenie. Czy straszą golkiperów innych reprezentacji? Trzeba byłoby ich zapytać, ale na pewno takie trio budzi wśród moich kolegów po fachu respekt.

Jaki ma pan stosunek o to, co się dzieje na świecie? Mam na myśli pandemię?
Łukasz FABIAŃSKI: – Człowiek musi dawać sobie radę w każdej sytuacji, w której się znajduje. Wszystkim nam jest inaczej – to pewne. Konieczne są dwie rzeczy. Trzeba szukać pozytywów i zachować spokój. Nie można za bardzo podniecać się tym, czy warunki do życia są lepsze, czy też gorsze. Czasami nie jestem pewien, czy mogę dokładnie powiedzieć, jak się czuję. I co o tym wszystkim myślę. Ale ma to chyba każdy z nas. Wiadomo, każdy z nas może złapać koronawirusa. Tylko najdziwniejsze jest to, że różni ludzie mogą przechodzić ją zupełnie inaczej. Wpierw słyszeliśmy, że cierpią głównie osoby starsze, czy schorowane. Ale teraz cierpią wszyscy. Można być młodym i zdrowym, a i tak chorować bardzo ciężko. Bardzo trudno jest się pogodzić z taką świadomością. Nikt nie jest bezpieczny. Nie można chować głowy w piasek.

Jak wy, jako piłkarze, radzicie sobie z pandemią?
Łukasz FABIAŃSKI: – Słuchamy zaleceń. Zostajemy w domach, a poza treningami i meczami, zachowujemy dystans, aby w ten sposób zmniejszyć ryzyko. Z drugiej jednak strony ciężko jest nie widzieć się z członkami rodzin. Muszę przyznać, że dla mnie jest to najtrudniejsze. Jesteśmy oddzieleni od ludzi, którzy są nam najbliżsi. Oczywiście utrzymujemy kontakty i staramy się myśleć pozytywnie. W Anglii codziennie śledzę to, co dzieje się w Polsce. Jestem na bieżąco z decyzjami, jakie podejmują władze. Wszystkim nam życie utrudnia, przede wszystkim, niepewność. O to, jak to wszystko długo potrwa. Mam nadzieję, że w nadchodzących miesiącach będzie więcej dobrych niż złych wiadomości. Że wreszcie dowiemy się, jak długo będą trwały wszystkie ograniczenia. Zarówno w Anglii, jak i w Polsce.

Mówi pan o pozytywach pandemii. Co pan ma na myśli?
Łukasz FABIAŃSKI: – To, że – przez pewien czas – trenowałem wyłącznie w… przydomowym ogrodzie! Mój 4-letni synek zapalił się dzięki temu do piłki nożnej. Na początku tylko przyglądał się, co robię. Ale szybko włączył się do treningu i bardzo mu się to spodobało. Mało tego, odtąd uwielbia ze mną trenować. Co więcej, po pewnym czasie, zaczął mną kierować. Wydawał mi polecenia. Mówił, co mam robić, gdzie iść, w którym miejscu stać… Przejął rolę mojego osobistego trenera. A muszę przyznać, że jest w tym wszystkim bardzo wymagający. Czasami nie zdaje sobie sprawy z tego, że jestem zmęczony i należy mi się przerwa. Tymczasem Jaś wymaga ode mnie kolejnego wysiłki. Nie wiem, ale być może z tego wynika, że mam lepszą kondycję niż kiedykolwiek w karierze. Na pewno trzeba cieszyć się z tego, że ten najtrudniejszy czas – bez treningów i meczów – mieliśmy dla siebie i wykorzystaliśmy go jak najlepiej.

Czy zrobił pan coś, w czasie pandemii, na co zwykle nie ma pan czasu?
Łukasz FABIAŃSKI: – Wysprzątałem wszystko dookoła domu i zostałem ogrodnikiem. Cóż, czasami jest tak, że człowiek stroni od prac fizycznych w obawie o kontuzje. Kiedy rok temu przerwano rozgrywki, postanowiłem nadrobić domowe zaległości. Głównie jednak, na pełen etat, jestem tatą. Razem z żoną zajmujemy się naszym synem. Ale ani na moment nie przerwałem programu treningowego. W miarę upływu czasu pandemii, trenowaliśmy w dwóch etapach. W klubie, a także w domu, w ogrodzie właśnie. Trzeba było budować siłę i utrzymywać kondycję. Starałem się też biegać, nawet w najbliższym sąsiedztwie domu. Tak się akurat stało, że rok temu byłem po kontuzji, której doznałem w ubiegłym sezonie. Przerwa od grania w czasie pandemii pozwoliła mi na powrót do pełni sprawności. Moja rekonwalescencja przebiegała bardzo dobrze i osiągnąłem nawet lepszą sprawność niż przed urazem. Bywały dni, kiedy trenowałem przez kilka godzin dziennie, nie przestawałem przed godz. 18.00. Miało to też swoje dobre strony, bo mój syn był już wyczerpany i szedł spać. A ja padałem na fotel i oglądałem filmy.

Kiedyś był pan znany z tego, że jako pierwszy opuszczał szatnię. Teraz jest inaczej. Dlaczego?
Łukasz FABIAŃSKI: – Nie ma teraz rodziny ma meczach, więc nigdzie mi się nie spieszy. Z reguły było tak, że opuszczałem stadion w gronie rodzinnym. Rzeczywiście, po zakończeniu spotkania 10 minut i już mnie nie było.

Żałuje pan, że teraz nie ma tego wsparcia rodziny z trybun? Tym bardziej, że wydaje się, że jest pan w życiowej dyspozycji…
Łukasz FABIAŃSKI: – Wiadomo, że fajnie, gdy rodzina jest na meczach. Ale i tak na wszystkich nie mogła być, Jaś jest jeszcze mały. Teraz wszystko wokół spotkań jest inne. A co do mojej dyspozycji? Myślę, że jest dobra. Nie narzekam. Przede wszystkim mam nadzieję, że jako klub, skończymy ten sezon mocnym akcentem. Zostało nam jeszcze dziewięć meczów. Cieszę się, że co tydzień mogę pomagać swojej drużynie na boisku. Jestem zadowolony. Mam nadzieję, że tak będzie przynajmniej do końca sezonu.

Pańską formę docenił klub, bo niedawno przedłużył pan kontrakt z West Hamem na kolejny sezon. Kibice bardzo lubią oglądać pan w akcji.
Łukasz FABIAŃSKI: – Taka już jest moja rola w drużynie. Musze przyznać, że w bieżących rozgrywkach mam co robić w bramce, ale to dobrze. Bo też mam przekonanie, że ze swoich obowiązków wywiązuję się należycie.

W związku z otrzymywanymi nagrodami i wyróżnieniami zdarza się panu chodzić z głową w chmurach?
Łukasz FABIAŃSKI: – Nagrody, to jest jakiś dodatek. Ale grając nie myśli się o tym. Jestem już dosyć doświadczonym zawodnikiem i człowiekiem. Niejedno przeżyłem. Dlatego każde wyróżnienie, czy dobra ocena za występ, jest dla mnie takim bonusem. Skupiam się jednak na tym, co najważniejsze. A tym jest cotygodniowa, wysoka dyspozycja. Pełna koncentracja. Wszystkie dodatkowe rzeczy są, fajnie, ale nie przywiązuje do tego wagi. Bo nie mam też na nie wpływu.

West Ham, po przeprowadzce na Stadion Olimpijski w 2016 roku, bardzo długo miał problemy z adaptacją w tym miejscu. Jak to wygląda teraz?
Łukasz FABIAŃSKI: – Nie było mnie w klubie od początku po przeprowadzce, ale wiem, że wiele się zmieniło. Jest ogromna różnica pomiędzy tym, co było, kiedy trafiłem do klubu w 2018 roku, a tym, co jest teraz. Gramy zupełnie inaczej w tym sezonie, lepiej. Czuć tę różnicę również w atmosferze. Chodzi o drużynę, a także o podejście kibiców. Cały czas widzę progres, rozwijamy się i klimat jest dużo lepszy. Lepiej się pracuje, kiedy nie słyszy się tyle krytyki kibiców o drużynie, czy też o stadionie. Wiem, że zajęło to sporo czasu. Rozmawiam z chłopakami, którzy są w klubie dłużej. Słyszało się, że to nie jest ten sam West Ham, który był na poprzednim stadionie – Boleyn Ground. Mam wrażenie, że właśnie teraz się to zmienia. Powoli, ale kibice częściej są zadowoleni. Bo przeważnie byli niezadowoleni z naszej gry na tym stadionie. Nasza postawa pomaga im zmienić punkt widzenia dotyczący tego obiektu, za którym – delikatnie mówiąc – nie przepadali.

A jak panu podoba się Stadion Olimpijski?
Łukasz FABIAŃSKI: – To super obiekt. Wprawdzie jest nowy i nie ma tak długiej i pięknej, piłkarskiej historii, ale ma przecież inną historię. Olimpijską. Sam fakt, że w normalnych czasach gra się przy 60 tysiącach kibiców, jest imponujący. Jeżeli chodzi o europejskie warunki, to chyba jesteśmy gdzieś w okolicach pierwszej dziesiątki. To, mimo iż teraz stadion jest pusty, jest dodatkową motywacją. Do tego, by jak najlepiej reprezentować klub i się rozwijać. Chcemy, aby walczył o coś więcej. Bo jesteśmy przekonani, że gdy kibice wrócą na trybuny, będą się razem z nami cieszyć ze zwycięstw.


Czytaj jeszcze: W Budapeszcie o zwycięstwo!

To pański trzeci sezon w West Hamie. Powrót do Londynu, po pobycie w Swansea, wyszedł panu na dobre?
Łukasz FABIAŃSKI: – Jasne. Znam Londyn dość dobrze. Ale nie powiem, że w Walii było mi źle. Podobnie, jeżeli chodzi o Swansea, bo zawsze ciepło myślę o tym klubie. West Ham jest jednak zdecydowanie większy. Dlatego cieszę się, że mi zaufał. Jeżeli chodzi o życie prywatne, to – jako rodzina – nie mamy do czego się przyczepić. Cieszymy się, że znów możemy mieszkać w Londynie. Choć kiedyś, gdy byłem w Arsenalu, było nieco inaczej. Nie było jeszcze Jasia. Dlatego byliśmy z żoną sami dla siebie. Więcej rzeczy można było porobić. Były koncerty, musicale. Teraz syn jest jeszcze za mały, by uczestniczyć w… życiu towarzyskim. Nie powiem jednak, bym na to narzekał. Na pewno mamy spokój. Bo miejsce,w którym mieszkamy, jest bardziej oddalone od centrum miasta. Postawiłem na bliskość ośrodka treningowego. Cóż, rodzina i praca są ważniejsze od uroków miasta. Życie, jak to życie. Zmienia się.

A czego, w obecnych czasach, najbardziej brakuje tylko Łukaszowi Fabiańskiemu?
Łukasz FABIAŃSKI: – Bardzo miło wspominam czasy, kiedy do Londynu przyjeżdżała… liga NBA! Mam wielką nadzieję, że najlepsi koszykarze świata jeszcze do nas wrócą. Co roku musiałem być na spotkaniach rozgrywanych w Londynie. Pamiętam, jak to było pewnego razu, w 2018 roku. Ogromnie się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że przyjedzie drużyna z Waszyngtonu, bo występował w niej Marcin Gortat. Znamy się, bardzo go szanuję i kibicowałem mu, gdy jeszcze grał. Bardzo liczyłem na to, że uda nam się spotkać. Tymczasem okazało się, że Marcin… zmienił klub i został zawodnikiem LA Clippers. Dlatego nie mogłem go wspierać. Generalnie podczas wizyt NBA zawsze był na tych meczach wysyp środowiska piłkarskiego. Zresztą nie tylko. Pojawiali się znani ludzie z różnych dziedzin życia. To było takie miejsce, gdzie każdy chciał się pokazać. Czy wszyscy ci ludzie, to kibice NBA? Nie wiem. Osobiście zawsze kierowałem się tym, by jako wielki fan najlepszej ligi na świecie, zobaczyć mecze z bliska. A, gdy przy okazji można było spotkać paru znajomych., to było sympatyczne. Czasami myślę, że fajnie byłoby być koszykarzem. Gdyby w moim rodzinnym mieście była sekcja koszykówki, to kto wie. Nie jestem pewien, czy dobrze się stało dla mnie, czy też dla… koszykówki, że takiej sekcji nie było. Potoczyło się to jednak zupełnie inaczej i nie narzekam.

Rozmawiał w Londynie Kazimierz Mochlinski


15
Lat minie w najbliższą niedzielę, 29 marca, czyli w dniu meczu Polska – Andora, od debiutu Łukasza Fabiańskiego w reprezentacji Polski. 29 marca 2006 roku bramkarz wszedł na boisko w 84. minucie towarzyskiego spotkania z Arabią Saudyjską rozgrywanego w Rijadzie, zmieniając Jerzego Dudka. Co ciekawe w tym samym spotkaniu w reprezentacji zadebiutował Jakub Błaszczykowski. Selekcjonerem naszej drużyny narodowej był wówczas Paweł Janas, który zabrał następnie 21-letniego golkipera na mistrzostwa świata do Niemiec. Na tym turnieju Fabiański nie zagrał, podobnie, jak na Euro 2008. Na Euro 2016 wystąpił w czterech spotkaniach, a na mundialu w 2018 w jednym. Biorąc pod uwagę, że nie było go na Euro 2012, brał udział w czterech wielkich turniejach reprezentacji Polski w XXI wieku. Od października zeszłego roku Łukasz Fabiański jest rekordzistą naszej drużyny narodowej pod względem liczby zachowanych czystych kont. W 26 meczach nie dał sobie strzelić gola. Warto dodać, że od 2006 roku, licząc kolejne lata kalendarzowe, tylko raz – w 2013 roku – Łukasz Fabiański nie rozegrał ani jednego spotkania w reprezentacji Polski.


Łukasz FABIAŃSKI

ur. 18 kwietnia 1985 r. w Kostrzynie nad Odrą.
Kariera klubowa: 1999-2000 Polonia Słubice, 2000-01 MSP Szamotuły, 2002 Lubuszanin Drezdenko, 2002 Sparta Brodnica, 2003-04 Mieszko Gniezno, 2004 Lech Poznań, 2005-07 Legia Warszawa, 2007-14 Arsenal Londyn, 2014-18 Swansea City, od 2018 West Ham United.

Występy/wpuszczone bramki/czyste konta

Premier League 271/378/74.
Puchar Anglii 19/21/6.
Puchar Ligi Angielskiej 16/21/4.
Liga Mistrzów 18/18/6.
Ekstraklasa 53/46/25.
Reprezentacja Polski 55/44/26.


Na zdjęciu: Łukasz Fabiański, to uosobienie słów „spokój”, „odpowiedzialność”, „rodzina”. Taki ktoś, jak on, może być wzorem do naśladowania dla każdego młodego piłkarza.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus