Łukasz Norkowski: Nie mamy nic do stracenia

 

Jest pan przesądny?
Łukasz NORKOWSKI: – Nie. A dlaczego pan pyta?

Jeżeli wybiegnie pan w najbliższą sobotę w spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, będzie to pański 13. mecz w pierwszej lidze.
Łukasz NORKOWSKI: – Nie pomyślałem o tym. Wiem, że do tej pory zagrałem we wszystkich meczach oraz że to będzie już 14. kolejka. Ale faktycznie, mecz 13. kolejki z Wigrami Suwałki przełożony został na 22 października.

We wspomnianych 12. spotkaniach ligowych spędził pan na boisku 712 minut, czyli średnio prawie 60 minut. Jest pan zadowolony z tego bilansu?
Łukasz NORKOWSKI: – Jak przychodziłem latem do Jastrzębia z Lecha, miałem świadomość, jak silna i wyrównana jest kadra GKS-u. Powiem szczerze – nie liczyłem, że „złapię” tyle minut, miałem obawy o regularne występy. Na razie statystyki nie są najgorsze, ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Liczba minut jest satysfakcjonująca, lecz na koncie nie ma pan ani jednej bramki. Jak wygląda to z asystami?
Łukasz NORKOWSKI: – Od biedy można uznać, że mam asystę przy golu zdobytym w meczu z Sandecją Nowy Sącz, bo to ja podałem piłkę Adamowi Żakowi. Naprawdę jednak to on wykonał sto procent roboty, więc nie wiem, czy mogę się do tego przyznawać. Poza tym wywalczyłem rzut karny w meczu z GKS-em Bełchatów, którego Dawid Gojny zamienił na gola. A już wcześniej mówiłem, że statystycznie wyglądam słabo. Staram się swoje liczy poprawiać, ale jak na razie nie mam szczęścia w strzałach.

Może trzeba poprosić trenera Jarosława Skrobacza, by panu powierzył wykonywanie rzutów karnych?
Łukasz NORKOWSKI: – Ćwiczę regularnie rzuty karne podczas treningów, więc może trener Skrobacz to zauważy i wyznaczy mnie do egzekwowania „jedenastki”.

Dwa ostatnie mecze ligowe zakończyły się porażkami pańskiej drużyny. W którym z nich byliście bliżsi zdobycia punktów?
Łukasz NORKOWSKI: – Nie mam żadnych wątpliwości, że z Chojniczanką. Zwycięstwo w nim było naszym obowiązkiem, bo przeciwnik grał przecież w osłabieniu, a mimo to strzelił nam dwie bramki. O porażce ze Stalą Mielec zadecydowały błędy indywidualne i głupie straty piłki. Zabrakło nam też zimnej krwi pod bramką przeciwnika i precyzji, bo mieliśmy dobre sytuacje do zdobycia gola. Brak dokładnego, ostatniego podania zniweczył nasze wysiłki i szanse.

W związku z przełożeniem pojedynku z Wigrami, na kolejny mecz z Podbeskidziem poczekacie dwa tygodnie. Dłużył się panu i kolegom ten czas?
Łukasz NORKOWSKI: – Na pewno każdy z nas po dwóch porażkach z rzędu chciał się „odkuć” jak najszybciej. Tylko że znacznie trudniej „odkuć się” na Podbeskidziu niż na drużynie z Suwałk. To po pierwsze. Po drugie – podobnie jak wszyscy koledzy nie jestem zadowolony z tak długiego oczekiwania na kolejny mecz. Nie zmarnowaliśmy jednak tego czasu, w ubiegłym tygodniu potrenowaliśmy trochę mocniej i wierzę, że przyniesie to efekty w nadchodzących meczach. W tym tygodniu wróciliśmy do podstawowego cyklu, we wtorek mieliśmy najpierw zajęcia na siłowni, a potem na boisku.

Wierzy pan, że w nadchodzącą sobotę przełamiecie złą passę i przywieziecie w Bielska-Białej przynajmniej punkt?
Łukasz NORKOWSKI: – Podbeskidzie to wprawdzie inna „półka” niż Wigry, o czym świadczy ich ostatnie wyjazdowe zwycięstwo z Radomiakiem, ale nikt z nas nie pęka. Jedziemy do Bielska-Białej pełni wiary, że karta w końcu się odwróci. Nie mamy przecież nic do stracenia, a wszystko do zyskania.

 

Na zdjęciu: Łukasz Norkowski wierzy, że w meczu z Podbeskidziem GKS Jastrzębie przełamie złą passę.