Łukasz Żygadło: Emocjonalność w cenie

Rozmowa z Łukaszem Żygadło, rozgrywającym Al Arabi Dauha i byłym reprezentantem Polski.


Podobno w Katarze siatkarskie władze są zdeterminowane, by mimo wydłużającej się przerwy dokończyć sezon…

Łukasz ŻYGADŁO: – Pierwotnie na wrzesień przełożono mecze ostatniej kolejki oraz dwa pucharowe. Później jednak je anulowano, więc jesienią do dokończenia pozostanie tylko liga. Mamy dwa punkty przewagi i wynik ostatniego meczu zdecyduje, kto sięgnie po tytuł. Władzom ligi zależy, by go rozegrać i na boisku wyłonić mistrza.

Jak wygląda życie w tym kraju podczas pandemii?

Łukasz ŻYGADŁO: – Obostrzenia nie są tak restrykcyjne jak przez pewien czas były w Polsce, ale nie ma żadnego łagodzenia tych już wprowadzonych. Otwarte są tylko sklepy spożywcze i apteki, a restauracje mogą sprzedawać posiłki tylko z dostawą do domu. Każdy, kto chce zrobić zakupy, musi założyć maseczkę, sprawdzana jest temperatura przy wejściu do budynku, obowiązkowa jest dezynfekcja rąk. Od ponad dwóch tygodni trwa ramadan, przez co Katarczycy mniej są aktywni w dzień. Ich spotkania z bliskimi, które normalnie przy tej okazji odbywały się po zachodzie słońca, są ograniczone do minimum. Obostrzenia zostaną utrzymane do czasu, aż będzie pewność, iż nie ma już nowych zakażeń.

Czy za nieprzestrzeganie obostrzeń grożą wysokie mandaty?

Łukasz ŻYGADŁO: – W momencie ich wprowadzenia wiele osób pracujących i studiujących za granicą wróciło do Kataru i miało przez dwa tygodnie zostać w domu. Łamanie tej zasady wiązało się z bardzo surowymi karami. Potem zdecydowano się na umieszczanie przyjezdnych w specjalnych miejscach pod kontrolą policji, bo wielu ludzi zarażało przez kontakty z bliskimi.

Występował pan w wielu ligach. Katarska jest najbardziej egzotyczna z nich?

Łukasz ŻYGADŁO: – Można tak powiedzieć. Gram w jednym z najbardziej liczących się zespołów w tym kraju. Od trzech lat nie wygrał on mistrzostwa i bardzo chciałby to zrobić. Teraz jak najbardziej wydawało się to możliwe, ale przeszkodził nam koronawirus. Mam nadzieję, że będzie mi dane postawić kropkę nad „i”. Drużyna to prawdziwa mieszanka narodowościowa. Poza mną byli jeszcze: Bułgar, po dwóch Brazylijczyków i Senegalczyków, Sudańczyk, Katarczyk i Chorwat. Przyjeżdżając tu nie spodziewałem się wysokiego poziomu siatkarskiego, ale jest to liga ciekawa, urozmaicona, bardzo nacechowana emocjonalnością. To kolejne nowe doświadczenie w mojej karierze.

Kogo dotyczy wspomniana emocjonalność?

Łukasz ŻYGADŁO: – Zawodników, prezesów klubów, trenerów, wszystkich dookoła. Zwłaszcza podczas meczów na szczycie wszyscy reagowali bardzo żywiołowo i czasem było bardzo gorąco na boisku. Tym bardziej, że z sędziami nie można w ogóle rozmawiać, a nie ma challenge’u. Jakakolwiek próba rozmowy z arbitrem kończy się kartką. Nie zawsze zawodnicy wytrzymują, sędziowie trwają przy swoich decyzjach, a nie można ich sprawdzić, więc często pojawiały się kartki. Było trochę zabawnych sytuacji.

Co jeszcze jest charakterystyczne dla tej ligi?

Łukasz ŻYGADŁO: – Zmian w składzie drużyny można dokonać na każdym etapie sezonu, nie ma tzw. okienek transferowych. Najbardziej brakuje mi challenge’u. Wszystkie spotkania rozgrywane są w jednej hali, nie ma systemu meczów rozgrywanych u siebie i na wyjeździe. Rywalizacja rozłożona jest w ciągu tygodnia, a nie jedynie w weekend. Jednego dnia są dwa mecze. W połowie sezonu doszła liga zawodników z paszportami katarskimi – z założenia miało to służyć ograniu Katarczyków, ale nie ma ich wielu, więc robiło się małe zamieszanie. Trudno to wszystko było pogodzić z treningami, bo druga część sezonu przeplatana była też meczami reprezentacyjnymi i przez to była bardzo porozbijana. Grano kwalifikacje do igrzysk, potem rozgrywki krajów Zatoki Perskiej, następnie krajów arabskich, potem miały być rozgrywki azjatyckie. My z klubem byliśmy jeszcze w Egipcie na mistrzostwach arabskich.

Przeczytaj jeszcze: Trenerskie osobowości PlusLigi. Skrajne opinie

Wcześniej grał pan m.in. w Iranie. Te dwa kraje są do siebie podobne?

Łukasz ŻYGADŁO: – Bardzo różnią się pod względem kultury, to inna rzeczywistość. Poznałem teraz nowe rzeczy, to ciekawe doświadczenie. Katarczycy są bardziej zamknięci. W Iranie mieszka 70 mln osób, to wielki kraj i jest w nim dużo różnic. Można tam spotkać cztery pory roku, zmieniając w danym momencie miejsce pobytu. W przypadku Kataru 90 km na północ od Dauhy mamy koniec kraju i 90 km na południe tak samo. Jak się rozpędzi samochodem, to w ciągu dwóch godzin można przejechać go wzdłuż. Poza miastami jest tylko pustynia i wody Zatoki Perskiej. Nie ma takiego urozmaicenia jak w Iranie. To wpływa na charakterystykę mieszkańców, tak jak i cała historia tych dwóch krajów.

Przez pewien czas był pan zawodnikiem Zenita Kazań, do którego teraz przenosi się Bartosz Bednorz. Z powodu poważnej kontuzji nie rozegrał pan w barwach tej drużyny żadnego oficjalnego meczu, ale poznał ją dobrze od środka…

Łukasz ŻYGADŁO: – To jeden z najbogatszych klubów na świecie. Zawodnicy mają tam wszystko, aby być w czołówce światowej, wygrywać Ligę Mistrzów i klubowe mistrzostwa świata. Liczy się tylko wygrana i to Bartek odczuje od samego początku. Nie ma tłumaczeń, słabszych dni. Kupują cię po to, byś wygrywał. To klub, który wymaga wiele od zawodnika – tak jak i sama liga rosyjska. Poza tym, że jest mocna, to dochodzą jeszcze duże dystanse do pokonania, różnice czasu, niska temperatura. Jest wiele trudności, ale Kazań to klub, w którym Bartek będzie miał wszystko, by się dobrze przygotować do gry. Ten kontrakt to na pewno duże wyróżnienie, bo tam nie przychodzą przypadkowe osoby.

Bednorz, tak jak pan kiedyś, trafił do Rosji z Włoch. To ligi o innej specyfice. Trudno się przestawić?

Łukasz ŻYGADŁO: – Liga włoska jest najtrudniejsza, bo wymaga nie tylko wiele pracy fizycznej, ale i intelektualnej. Tam w sporcie – nie tylko w siatkówce – zawodnicy pracują pod kątem przygotowania fizycznego, taktycznego i technicznego. Jest to bardzo dobrze zorganizowane i trzeba się bardzo dobrze sprawdzić w każdym z tych aspektów. W Rosji dużo się wymaga od zawodnika, ale nie do końca te wszystkie elementy, które wymieniłem, stoją na wysokim poziomie. Wiele trzeba samemu robić i mieć dużą samoświadomość, by utrzymać poziom. Umiejętność przystosowania się do panujących warunków jest istotna. Przejście z ligi polskiej do włoskiej, a następnie do rosyjskiej, to najbardziej optymalna droga pod tym względem.

W pana karierze był też epizod w Stoczni Szczecin, która szybko wycofała się z rozgrywek z powodu kłopotów finansowych. Sprawa trafiła do sądu. Kiedy można się spodziewać rozstrzygnięć?

Łukasz ŻYGADŁO: – Klub chce dociec prawdy. Został zmarnowany duży potencjał, klub i zawodnicy stracili nie tylko finansowo, ale i wizerunkowo. Trudno powiedzieć, jak długo to potrwa. Kolejna rozprawa miała się odbyć 17 kwietnia, ale została przełożona na koniec sierpnia.

Wielu doświadczonych zawodników stawia sobie za cel grę do 40-tki. Pan w sierpniu będzie obchodził 41. urodziny, ale chyba nie zamierza już teraz kończyć kariery?

Łukasz ŻYGADŁO: – Przestałem patrzeć na pewnym etapie na swój wiek. Skupiam się na tym, jak się czuję, jakie są możliwości, nie ograniczam się. Zobaczymy, jakie będą opcje. Być może zostanę w Katarze, ale na razie za dużo jest niewiadomych co do kolejnego sezonu i gdybania, by coś deklarować.

Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek (PAP)

Na zdjęciu: Łukaszowi Żygadle epizod w Stoczni Szczecin wciąż odbija się czkawką.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl