Łzy kapitana

Obaj to legendy krakowskiego klubu. Mieli dwa tygodnie, by oswoić się z tą decyzją. Przed konferencją wyglądali na rozluźnionych i pogodzonych ze swoim losem, ale była to tylko gra. Pierwszy miał mówić Arkadiusz Głowacki, ale oddał mikrofon Pawłowi. – Miałem czas przygotować się do tego pożegnania, ale nie do końca mi wyszło. Chcę serdecznie podziękować pani prezes, wszystkim ludziom związanym z Wisłą, wiem, że czasami byłem szorstki. Dziękuję zawodnikom z którymi grałem, trenerom. I dziękuje też „Głowie”. Arek, zaszczytem była gra z tobą i patrzenie, jak wypadają ci włosy – powiedział i przekazał mikrofon kapitanowi. W tym momencie emocje wzięły górę. Głowacki schował twarz w dłoniach, łzy cisnęły mu się do oczu. – Będzie ciężko – westchnął zbierając siły, by zabrać głos.

Ale dał radę. W swoim stylu. – Chcę zacząć od podziękowań dla żony i dzieci. Zawsze były ze mną i sprawiały, że jestem lepszym człowiekiem. To dzięki nim mogłem oddawać się temu, co kochałem najbardziej, czyli grze w piłkę – mówił. Gdy skończył przemowę, od zgromadzonych dziennikarzy zebrał gorące brawa. Potem brawa wybrzmiały jeszcze dwukrotnie. To dowód na to, jakimi byli piłkarzami, ale też – jakimi ludźmi. Mimo, że był to trudny moment, obaj potrafili wczoraj zażartować. – Dziękuję selekcjonerom, którzy dawali mi szansę gry i liczyli, że coś z tego będzie – mówił Głowacki. On oficjalnie kończy już karierę. Brożek chce jeszcze grać, ale nie szuka klubu, siedzi w domu i czeka na telefon. Jeśli nikt nie zadzwoni, on też zakończy karierę. – Na razie nic się w tej sprawie nie dzieje. Skupiam się na żonie i dzieciach – powiedział.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Jest zdrowy i niewykluczone, że zagra w niedzielnym meczu z Lechem, by pożegnać się z kibicami. – Mam nadzieję, że dostanę choć kilka minut – mówił. Głowacki w niedziele na boisko nie wybiegnie, bo nadal zmaga się z urazem. To już dla niego koniec sezonu i koniec kariery. – Nie zamierzam już profesjonalnie grać w piłkę. Liga biznesu, może liga szóstek. Drużyna oldbojów Wisły? Obawiam się, że nie załapałbym się do składu – mówił. Teraz wybiera się na długie wakacje („Wrócę chyba za rok”). A rodzina już dawno była gotowa na zakończenie kariery („Przygotowywałem ich na to od dłuższego czasu. 6-letnia córka już mówi do mnie – emerycie”).

Gdy wróci, klub chce podjąć rozmowy na temat dalszej pracy obu piłkarzy w Wiśle. – Żegnają się z murawą, ale namawiamy ich, aby nie oznaczało to pożegnania z Wisłą – powiedziała prezes klubu Marzena Sarapata. – Nie jest to takie proste, bo sam nie wiem, jaką rolę mógłbym pełnić w klubie i nie będę rozczarowany, kiedy okaże się, że takiej roli nie znajdziemy. Nic na siłę – mówił Głowacki, który chce teraz poświęcić więcej czasu swojej akademii piłkarskiej. Za to coraz bardziej podoba mu się praca w roli trenera. – Żałuję, że kiedyś powiedziałem, że nie widzę się w tej roli – mówił wczoraj z uśmiechem. Wczoraj znów błysnął klasą, bo dziękując nie zapomniał o Lechu Poznań („To klub, z którego się wywodzę”). Ale najważniejsza jednak była Wisła („Nic lepszego w moim sportowym życiu nie mogło mi się przydarzyć”).

Fot. Jakub Gruca/400mm

Kiedy poczuł, że staje się wiślakiem? – Ja do wszystkiego dojrzewam powoli, potrzebuję czasu, by przekonać się do nowych rzeczy. Nigdy nie chciałem wychodzić przed szereg, ale gdy trener Maciej Skorża dał mi opaskę kapitańską, poczułem, że jestem odpowiedzialny za tę drużynę. Że to czas, by dać z siebie więcej, a nie być tylko trybikiem w większej maszynie – powiedział. Od dawna nie był trybikiem, a jego przyjście do klubu było kamieniem milowym w historii klubu.