Łzy razem z mistrzem

To o Andrzeju Stękale, po brązowym medalu naszej drużyny w Planicy, mówi się zdecydowanie najwięcej.


Był zaledwie o 1,4 punktu słabszy od Piotra Żyły, a dwóch pozostałych kolegów z reprezentacji, zdecydowanie bardziej doświadczonych i utytułowanych, czyli Kamila Stocha i Dawida Kubackiego, pokonał z dużą przewagą. Andrzej Stękała, 25-letni skoczek z Dzianisza, został polskim bohaterem konkursu drużynowego na mistrzostwach świata w lotach, a na jego szyi zawisł brązowy medal, pierwsze tak cenne trofeum w karierze. – Nie wiem, co mam powiedzieć. Chciałbym dziś wszystkim dziękować i dziękować – mówił zdecydowanie wzruszony polski zawodnik, który jeszcze kilka dni przed konkursem wcale nie był pewien, że w nim wystartuje. Mało tego. Kilka tygodni temu o tym chłopaku, który na co dzień pracuje jako kelner w jednej z zakopiańskich karczm i jest posiadaczem tatuażu z… Lewisem Hamiltonem, niewielu kibiców skoków narciarskich w ogóle pamiętało. Zaczęto sobie przypominać po inauguracyjnym weekendzie Pucharu Świata w Wiśle, gdzie w rywalizacji indywidualnej uplasował się na 19 pozycji. W drużynówce jednak, która otwierała sezon, nie skakał, bo trener Michal Doleżal postawił na Klemensa Murańką.

Kosmiczna nota Graneruda

Następne zawody, w fińskiej Ruce, Stękałą ukończył z mieszanymi uczuciami, bo pierwszego dnia był 11, ale w zawodach rewanżowych nie wszedł do drugiej serii. Następnie nie pojechał do Niżnego Tagiłu, a do Planicy udał się z myślą… rywalizacji. O czwarte miejsce w naszym zespole najpierw na zawody indywidualne. Przed mistrzostwami świata wydawało się, że wyżej u trenera Doleżala stoją notowania wspomnianego Murańki i o wszystkim miały zdecydować czwartkowe treningi. Warto dodać, że nieźle prezentował się też szósty zawodnik w naszej ekipie, czyli Aleksander Zniszczoł. Ostatecznie o tym, że to Stękała znalazł się w czwórce na kwalifikacje zadecydował… jeden skok. Bo podczas pierwszej, treningowej próby wszyscy trzej wymienieni skoczkowie zmieścili się w… 1,5 metra. Druga próbna kolejka pokazała jednak, że to „Stęki” jest najmocniejszy.
I później stało się coś, czego chyba się nie spodziewaliśmy. Z naszego skoczka jakby zeszła presja. Jak na siebie skakał znakomicie w piątek w i sobotę, kończąc rywalizację indywidualną na 10. pozycji. Powiedział po tej części mistrzostw świata w Planicy, że jest bardzo szczęśliwy i chyba sam nie spodziewał się, że w niedzielę może być jeszcze lepiej. Dwa znakomite skoki, na 228 i 229 metr, potwierdziły, że w 25-letnim zawodniku drzemią olbrzymie możliwości. Jeżeli chodzi o indywidualny charakter niedzielnej rywalizacji, to Stękała uzyskał dziewiątą notę w stawce. Owszem, z Halvorem Egnerem Granerudem, który był najlepszy, przegrał bardzo wyraźnie, ale Norweg, który dał swojej drużynie zwycięstwo, uzyskał wręcz kosmiczny wynik. 488.4 punktu i indywidualnego mistrza świata, Karla Geigera, pokonał o ponad 30 punktów. Z tym zawodnikiem Stękała przegrał o 26.5 punktu, co – biorąc pod uwagę skocznie mamucią – wcale nie jest jakąś ogromną różnicą. W zasięgu Stękały był nawet szósty indywidualnie Robert Johansson, bo wygrał on z Polakiem zaledwie o 3.7 punktu.

Jeszcze jeden weekend u nas

– W hotelu cały się trząsł – zdradził co działo się w polskim obozie, na godziny przed niedzielną rywalizacją, Adam Małysz, dyrektor-koordynatora ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim. – Ciążyła na nim duża odpowiedzialność. Został wybrany do tego zespołu, a przecież niedawno były takie momenty, że chciał kończyć ze skokami. Pokazał, że warto jest wytrwać. A inna rzecz, że trzeba to wszystko wytrzymać. To jest niesamowite, jak on to zrobił – podkreślił czterokrotny mistrz świata, który jednak w swoim przebogatym dorobki nie ma medalu MŚ w lotach. Ani indywidualnego, ani drużynowego. Małysz, który bardzo przeżywa występy swoich młodszych kolegów, zdradził, że po konkursie, w towarzystwie Andrzeja Stękały, uronił łzę. – Nie lubię takich sytuacji, ale gdy zobaczyłem łzy Andrzeja, to sam się popłakałem – przyznał czterokrotny medalista olimpijski z Salt Lake City i Vancouver.

Dobre słowo, co chyba jest najważniejsze, mieli również dla sporo młodszego od siebie partnera z drużyny koledzy. Starsi, bardziej doświadczeni i utytułowani. – Andrzej pociągnął nas za uszy do tego medalu – powiedział Kamil Stoch, a takie słowa z ust wielkiego mistrza, to najlepsza nobilitacja. Piotr Żyła nie byłby sobą. – Jędruś nasz leciał, ale on leciał. Andrzej, ale ty mi zaimponowałeś w tym momencie – powiedział tradycyjnie najweselszy członek naszego zespołu, który sparafrazował słynny cytat Stefana „Siary” Siarzewskiego z filmu „Kilerów 2-óch”. Andrzej Stękała, z całą pewnością, nie może doczekać się kolejnych startów, bo jeżeli jest się w takiej formie, to chciałoby się skakać i skakać. Najbliższy weekend Pucharu Świata skoczkowie spędzą w Engelnergu. Do Szwajcarii trener Doleżal zabiera tych samych zawodników, którzy byli z nim na MŚ w Planicy. Tymczasem jest już przesądzone, że w dniach 13-14 lutego przyszłego roku karuzela PŚ ponownie zawita do Polski. W tym terminie miała zostać rozegrana próba przedolimpijska na skoczni w Zhangjiakou, ale zawody zostały odwołane z powodu pandemii koronawirusa. W zastępstwie konkursy zorganizuje Zakopane lub Wisła. To nie jest jeszcze przesądzone. Na pewno, z kolei, zmagania o mistrzostwo Polski, zaplanowane na 22 grudnia, odbędą się na beskidzkim obiekcie. Skoczna w Wiśle-Malince, tak poinformował Polski Związek Narciarski, zastąpi Zakopane. Przypomnijmy, że w stolicy Tatr zawody Pucharu Świata odbędą się w dniach 16-17 stycznia 2021 roku.

Stoch ma wszystkie

Polscy skoczkowie zdobyli w Planicy szósty medal w konkursach drużynowych, licząc rywalizację w najważniejszych imprezach, czyli: igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i mistrzostwach świata w lotach narciarskich. Jedynym zawodnikiem, który znajdował się w składach wszystkich naszych zespołów medalowych jest Kamil Stoch, który tym samym ma w swojej kolekcji sześć krążków. Po pięć razy na podium stawali Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Trzy medale ma w swoim dorobku Maciej Kot, a dwa Stefan Hula. Po jednym razie w składzie zespołu, który kończył zawody medalem, byli: Klemens Murańka, Jan Ziobro i Andrzej Stękała.
Wszystko zaczęło się od brązowego medalu na mistrzostwach świata w Val di Fiemme, gdzie Kamil Stoch, na dodatek, zdobył złoto w konkursie indywidualnym na dużej skoczni. Dwa lata później w Falun nasz zespół ponownie uplasował się na najniższym stopniu podium, ratując w ten sposób zawody, bo w konkursach indywidualnych naszym skoczkom nie poszło wybitnie. W 2017 roku, pierwszy i jedyny raz w historii, polscy skoczkowie zdobyli złoty medal mistrzostw świata w konkursie drużynowym. Rok później wywalczyli dwa krążki brązowe, bo zarówno na IO w Pjongczangu, jak i na MŚ w lotach w Oberstdorfie, kończyli zawody na trzecich miejscach.


Medale polskich skoczków w konkursach drużynowych

Złoty
Lahti 2017 – MŚ na dużej skoczni (Kamil Stoch, Maciej Kot, Piotr Żyła, Dawid Kubacki).
Brązowe
Val di Fiemme 2013 – MŚ na dużej skoczni (Kot, Żyła, Kubacki, Stoch).
Falun 2015 – MŚ na dużej skoczni (Żyła, Klemens Murańka, Jan Ziobro, Stoch)
Pjongczang 2018 – IO na dużej skoczni (Kot, Stefan Hula, Kubacki, Stoch)
Oberstdorf 2018 – MŚ w lotach narciarskich (Żyła, Hula, Kubacki, Stoch)
Planica 2020 – MŚ w lotach narciarskich (Żyła, Andrzej Stękała, Stoch, Kubacki)


Na zdjęciu: Po zdobyciu medalu w drużynie, na który mocno zapracował, Andrzej Stękała nie krył ogromnej radości i wzruszenia.
Fot. PAP/EPA