Maciej Mańka. Poszło to samo kolano…

Po pięciu latach obrońca GKS-u Tychy Maciej Mańka znowu przejdzie operację rekonstrukcji więzadła.


Co łączy 14 marca 2015 z 18 lipca 2020 roku? Maciejowi Mańce daty te kojarzą się z poważnymi kontuzjami, których dzoznał podczas meczów.

– Pięć lat temu, gdy byłem zawodnikiem Górnika, wszedłem na boisko jako zmiennik Bartka Iwana – wspomina obrońca GKS-u Tychy.

– Zameldowałem się na zabrzańskiej murawie w 66 minucie, ale mój 16. występ w ekstraklasie trwał raptem parę minut. Gdy spadałem po jednym z wyskoków do piłki, usłyszałem trzask i poczułem bardzo mocny ból. W sobotę w Olsztynie, w normalnym starciu o piłkę, bez złośliwości rywala, też coś chrupnęło i zabolało, ale ani na ucho, ani na pierwszy rzut oka naszego sztabu medycznego, nie wyglądało to aż tak bardzo źle. Ból też był znacznie mniejszy niż ten sprzed pięciu lat, a pierwsze próby ruchu, gdy leżałem za linią boczną, również pozwalały mieć nadzieję, że nie jest to bardzo poważna kontuzja.

Poniedziałkowy rezonans magnetyczny kolana wykonany w Tychach wykazał jednak, że więzadło krzyżowe przednie w lewym kolanie tyskiego obrońcy znowu zostało zerwane.

Pod nóż

– Z tym wynikiem pojechałem razem z naszym fizjoterapeutą Leszkiem Simiłowskim do Łodzi, gdzie specjalizujący się w leczeniu kontuzji kolan doktor Bartłomiej Kacprzak nie pozostawił żadnych złudzeń – dodaje 31-letni tyszanin.

– Potrzebna jest operacja rewizyjna, czyli rekonstrukcja więzadła. Pięć lat temu pod nóż poszedłem po 6 dniach i teraz też jak najszybciej chciałbym mieć ten zabieg za sobą. Wiem, że dla samego leczenia nie jest to najważniejsze, ale psychicznie czułbym się lepiej, gdyby ten etap odliczania dni do rehabilitacji już się zaczął.


Przeczytaj jeszcze: Prawie zamknięty rozdział


O tym kiedy Maciej Mańka, który 30 czerwca podpisał z GKS-em Tychy trzyletni kontrakt, wróci do gry na razie trudno wyrokować.

Bogatszy o doświadczenia

– Pięć lat temu wróciłem po trzech miesiącach, bo już w czerwcu byłem z Górnikiem na obozie, ale lipcowe testy wykazały, że jeszcze nie odbudowałem odpowiednio masy mięśniowej – wyjaśnia Maciej Mańka.

– A ponieważ nie załapałem się do kadry na rundę jesienną, nie było sensu się śpieszyć i postanowiłem spokojnie pracować nad formą. Dlatego do gry wróciłem dopiero wiosną 2016 roku. Teraz, bogatszy o tamte doświadczenia, mam nadzieję, że wszystko pójdzie znacznie szybciej. Po to bowiem przedłużyłem kontrakt, żeby grać w GKS-ie Tychy i walczyć powrót do ekstraklasy. W tym sezonie już nie pomogę kolegom na boisku, ale będę ich wspierał z trybun. Wiem, że sytuacja jest bardzo trudna, bo rywale nam uciekli, ale z opowieści znam historię awansu na zaplecze ekstraklasy w 1992 roku. Wtedy też już prawie wszyscy uznali, że sezon się skończył po przedostatniej kolejce, ale zwycięstwo w ostatnim meczu dało awans. Trzeba więc walczyć do końca.

Indywidualnie dla Macieja Mańki sezon 2019/20 już się skończył. Można podsumować go stwierdzeniem, że był to najlepszy okres w karierze tyskiego obrońcy, który w 32 występach strzelił 6 goli.

Rekord do poprawki

– O tym, że był to mój najlepszy sezon powiem tylko wtedy, kiedy drużyna wywalczy awans – twierdzi tyszanin.

– Bez tego, a wiem, że matematyka jest… przeciwko naszemu zespołowi, będę rozczarowany i powiem jedynie, że 32 występy i 6 goli, to rekord, który chciałbym jak najszybciej poprawić. Wiem, że po przerwach spowodowanych kontuzjami wracałem do gry mocniejszy i na to liczę także po czekającej mnie przerwie na leczenie oraz ciężkiej pracy w okresie rehabilitacji. Dlatego wszystkim naszym kibicom mówię po prostu do zobaczenia.


Na zdjęciu: Maciej Mańka ma nadzieję, że szybko zdoła się podnieść.
Fot. Dorota Dusik