Maciej Mańka: Potrzebuję czasu na rozpędzenie

Rozmowa z Maciejem Mańką obrońcą GKS-u Tychy.


W jakim nastroju schodził pan w niedzielę z boiska?

Maciej MAŃKA: – W piłkarskim życiu tak już jest, że nieważne jaki mecz by się rozegrało to i tak zawsze bramka strzelona w doliczonym czasie gry, dająca punkt, sprawia radość. Dlatego po ostatnim gwizdku meczu z Widzewem byłem w dobrym nastroju. Nie powiem jednak, że to był zwycięski remis, czy nawet małe zwycięstwo, bo z takim stwierdzeniem też się spotkałem.

Według mnie 1:1 to sprawiedliwy rezultat po meczu, w którym – owszem – pierwsze pół godziny było dla łodzian, ale później pokazaliśmy się z dobrej strony, a w końcówce nacisnęliśmy tak mocno, że to przeciwnicy przyjęli chyba ostatni gwizdek z ulgą. Nawiązując do terminologii używanej w sportach walki mogę nawet powiedzieć, że był to remis „bez wskazania”.

Czy po 35 dniowej nieobecności na boisku wyjście w podstawowej jedenastce potraktował pan jako szansę powrotu do gry?

Maciej MAŃKA: – To był trudny czas. Wystartowaliśmy słabo, a w dodatku po meczu trzeciej kolejki z Miedzią, który nam zupełnie nie wyszedł, o czym najpełniej świadczy wynik 0:3, odezwało się operowane rok temu kolano. Poczułem ból, który różnie komentowano. Były głosy, że to efekt tego, że za wcześnie wróciłem do gry oraz takie, że po takiej operacji organizm ma do tego prawo. Nie będę się w to wgłębiał tylko powiem, że tydzień nie trenowałem. Zastrzyki, konsultacje lekarskie, ćwiczenia i wreszcie powrót do zajęć sprawiły jednak, że znowu jestem gotowy do gry. Na treningach starałem się to pokazać trenerowi i nie powiem, że czekałem na swoją szansę, bo przecież drużyna grając beze mnie wygrywała mecz po meczu.

Kiedy znalazłem się w jedenastce na mecz z Widzewem wiedziałem co do mnie należy i wyszedłem na boisko żeby zrobić swoje. Muszę jednak szczerze powiedzieć, że czułem tremę, bo przecież mecz to inne emocje, inny wysiłek niż ten z treningów. Sztuką jest przekuć tremę, co podkreślają aktorzy mówiąc, że ona zawsze im towarzyszy, w mobilizację. Mnie się to udało.

Co pan powie trenerowi Arturowi Derbinowi gdy na najbliższy mecz wystawi pana na lewej obronie w miejsce Krzysztofa Wołkowicza pauzującego po czwartej żółtej kartce?

Maciej MAŃKA: – Odpowiem, że jestem gotowy do gry, a to czy wyjdę w podstawowym składzie, czy zagram 60 minut czy pojawię się na boisku na ostatni kwadrans zależy tylko od trenera. Przekonał się w minionym tygodniu, że może liczyć na każdego zawodnika, który jest w naszej kadrze. Wszyscy mamy ten sam cel, czyli chcemy wygrywać w każdym meczu, ale mamy też świadomość, że nie przerastamy tej ligi ani piłkarsko, ani finansowo, ani w innych aspektach, a o wynikach decyduje często jedna zdobyta, albo stracona bramka. Dlatego do każdego spotkania musimy przystępować skoncentrowani i zmotywowani. Ale to też nie jest dla żadna nowość.

Co prawda rok temu lecząc kontuzję i zaczynając rehabilitację oglądałem mecze naszej drużyny z boku, a teraz uczestniczę w nich od środka, ale mogę powiedzieć, że wyglądało to podobnie. W 9 kolejkach i w poprzednim sezonie i teraz zdobyliśmy po 15 punktów. Zaczynaliśmy z trudem, ale rozkręcaliśmy się. Taki jest więc chyba charakter tej drużyny, że potrzebuje czasu na rozpędzenie się, albo jak mówią lekkoatleci dłuższego rozbiegu.

Rok temu po 9 kolejkach mieliście bilans bramkowy 13:8, a teraz macie 8:8. W sparingach przed sezonem wasza gra ofensywna też wyglądała dobrze. Kiedy więc zaczniecie w lidze lepiej strzelać?

Maciej MAŃKA: – Można powiedzieć, że największe zmiany w okresie transferowym dotyczyły zawodników ofensywnych. Przypomnę jednak, że Tomas Malec, Marcin Kozina czy Kacper Janiak po przyjściu do nas tak naprawdę musieli się dopiero nauczyć I ligi. Tylko Gracjan Jaroch był już z nią obeznany, ale za to dołączył do nas tuż przed rundą. Wszyscy potrzebowali więc czasu na wejście w grę.

Najlepiej to widać na przykładzie „Tomka”, który w pierwszych meczach nie miał nawet pozycji strzeleckich, a my mu w tym nie pomagaliśmy. Teraz ma już jednak na koncie dwa trafienia i coraz częściej zagraża bramkarzom przeciwników. Jestem więc pewien, że z meczu na mecz będzie lepiej, a forma całej drużyny będzie rosła z tygodnia na tydzień, bo zespół już się ukształtował i jest gotowy na trudne spotkania, które nadchodzą.


Na zdjęciu: Maciej Mańka (z lewej) jest gotowy do gry.

Fot. Dorota Dusik