Zamieniła bieżnię lekkoatletyczną na… góry. Magdalena Gorzkowska celuje w Koronę Ziemi

Następny1 z 3
Użyj strzałek ← → do nawigacji

Czy można porównać bieg na 400 metrów z ostatnim jej wyczynem, czyli wejściem na Makalu (8481 m n.p.m.) bez użycia tlenu z butli? – zadaję pytanie, choć odpowiedź wydaje się prosta. – Nie można. Po biegu jest chwilowy ból, a wytrenowany organizm szybko wraca do równowagi. Natomiast atak na szczyt to wiele godzin walki ze sobą, ocieranie się o śmierć. W górach jest zdecydowanie lepiej niż na stadionie, a przy pięknej pogodzie, widoki są nie do opisania. Po 28 godzinach chodzenia po górach dopiero po kilku dniach mogłam normalnie funkcjonować, ale już po tygodniu nachodziły mnie myśli o kolejnej wyprawie. Organizm całkowicie zregenerował się i odbudował dopiero po powrocie do kraju, kiedy mogłam dobrze zjeść i się wyspać – mówi druga Polka po Annie Czerwińskiej, Magdalena Gorzkowska, która zdobyła piątą górę świata bez użycia tlenu z butli.

Po chwili ciszy dodaje. – Może warto też wspomnieć, że niewiele później po mnie 69-letnia Małgorzata Wątroba, Polka mieszkająca na stałe w Australii, również zdobyła Makalu. I to przecież wyczyn godny podkreślenia, a niewiele osób o tym wie – dodaje z uśmiechem sympatyczna chorzowianka.

 

Świat nie był kolorowy

Jeszcze kilka lat temu była uznawana za jedną z bardziej utalentowanych dziewcząt na dystansie 400 metrów. W 2013 roku podczas młodzieżowych mistrzostw Europy w Tampere wraz z koleżankami sięgnęła po złoto w sztafecie 4×400 m, a trzy lata później, już jako seniorka, wraz z Eweliną Ptak, Małgorzatą Hołub oraz Justyną Święty wywalczyły srebrny medal halowych mistrzostwach świata w 2016 r. w Portland.

To była jedna, ta przyjemniejsza strona sportu, ale jest i ta druga – to porażki. W igrzyskach w Londynie pełniła rolę rezerwowej, choć sam wyjazd dawał jej wiele satysfakcji.

– Trener Paweł Jesień, odpowiadający wówczas za wyniki sztafety, zdecydował, że przegrałam rywalizację. Nie mam do nikogo żadnych pretensji. Justynie Święty ustępowałam zaledwie o setne sekundy, ale z czasem różnica się pogłębiła. Nie poprawiałam rekordów życiowych, dziewczyny wskoczyły na wyższy poziom i ja ze swoimi 53 sekundami nie mam czego szukać w tym towarzystwie. Przegrałam rywalizację o igrzyska w Rio de Janeiro, rozstałam się z trenerem Zbigniewem Ludwichowskim, byłam sfrustrowana. Bieganie nie dawało mi już żadnej satysfakcji. Ten lekkoatletyczny świat nie był tak kolorowy jak się jawił. Codzienność była zgoła inna. Rio nie wypaliło, trenowanie do igrzysk w Tokio bez żadnej gwarancji uczestnictwa budziło wątpliwości. Być szóstą zawodniczką, bez żadnych perspektyw, to nie dla mnie. I stąd decyzja o rezygnacji – o swojej lekkoatletycznej przygodzie Magdalena Gorzkowska mówi bez cienia żalu.

 

Gorzkowska: Dziewczyny to światowy top

Dwukrotnie podejmowała próby powrotu na bieżnię, ale organizm się buntował i nie wytrzymywał obciążeń treningowych. Ostatecznie wybrała góry.

– Teraz bieg na 400 metrów dla mnie to już zupełnie inna liga, bo dziewczyny to światowy top – dodaje z uśmiechem. – Oczywiście, że niczego nie żałuję, bo dzięki temu mój wytrenowany organizm w górach lepiej reaguje niż przeciętnych ludzi. Jestem twarda, nieustępliwa, ale przede wszystkim silna psychicznie, co wyniosłam z bieżni, i przynosi mi profity w górach. Nie, nie byłam smutna z tego powodu, że zamykam jeden z rozdziałów mojego życia. Otworzył się nowy i wszystko potoczyło się super – przekonuje.

 

Srebrny medal halowych mistrzostw świata w sztafecie 4×400 m w Portland to największy lekkoatletyczny Magdaleny Gorzkowskiej. Fot. Rafał Rusek/Pressfocus

 

Następny1 z 3
Użyj strzałek ← → do nawigacji