Magia Kociana działa, wystrzałowe urodziny Ruchu. 3:0 w derbach z ROW-em!
Powrót Jana Kociana na Cichą wlał w kibiców nadzieję na utrzymanie. Bilety na derby z ROW-em, być może kluczowe w kontekście (nie)powodzenia walki o uniknięcie kolejnej degradacji, rozchodziły się świetnie. „Prosta” pękała w Wielką Sobotę w szwach, łącznie na trybunach zasiadło blisko siedem tysięcy widzów. Chorzowska publika ciepło powitała Kociana, skandując jego nazwisko, intonując dedykowaną mu przyśpiewkę i wieszając transparent: „Janek dziękujemy, cudów nie oczekujemy”.
Słowak, który nie objął jednak stanowiska trenera po Marku Wleciałowskim, a został menedżerem zespołu, zasiadł na ławce rezerwowych. Jeśli jednak ktoś podchodził do linii bocznej, by przekazać zawodnikom wskazówki, to był to jeden z asystentów – Karol Michalski, oficjalnie wpisany do protokołu jako szkoleniowiec. Nie było też rewolucji w składzie. W obronie pauzującego za kartki Bartłomieja Kulejewskiego zastąpił Lukasz Duriszka, a do drugiej linii za Michała Walskiego wskoczył Wojciech Kędziora.
Pisaliśmy o transparencie dedykowanym Kocianowi, a płot „ozdobił” też szereg innych – o znacznie mniej pozytywnym wydźwięku. „Do dymisji się podajcie, z Cichej spier…! Coście skur… zrobiły z naszym klubem”, „Ile upokorzeń zafundujecie, 14-krotnego mistrza rujnujecie” czy „Jeździsz po świecie, a w Chorzowie cię nie ma, twoje działania to j… ściema. Będzie interes, Kopalnia Barbara. Dogadali się panowie, a Ruchowi nara”. Ten ostatni adresowany był do Zdzisława Bika. Prezes Fasingu i przewodniczący rady nadzorczej chorzowskiego klubu stawił się na derbach, zasiadając obok wiceprezydenta miasta Marcina Michalika, byłego wiceprezesa klubu Michała Dubiela czy prezesa Jana Chrapka.
W pierwszej połowie kibice nie dopingowali zespołu. „Nie ma zgody na grę bez ambicji, na trzeci spadek z rzędu (…). Po przyjściu Jana Kociana każdy zaczął wierzyć, ale niech wymowna cisza da niektórym do myślenia” – wytłumaczono w ulotce podpisanej przez grupę Ultras Niebiescy i stowarzyszenie Wielki Ruch. Chorzowianie mieli przewagę, ale to, co byli w stanie wykreować w ofensywie, było dziełem indywidualnych zrywów Lucjana Zielińskiego. W 15. minucie skrzydłowy wjechał w pole karne, ograł Pawła Jaroszewskiego i od bramki dzieliło go kilka metrów, ale spudłował. ROW był jakby schowany, przyczajony, dlatego zagrażał gospodarzom głównie po pojedynczych stałych fragmentach gry. Gdy już jednak piłka znajdowała się w polu karnym „Niebieskich”, to robiło się gorąco, bo obrona grała nerwowo. To zwiastowało, że z czasem rybniczanie mogą zechcieć zaatakować wyżej.
Druga połowa rozpoczęła się w sposób wymarzony dla „Niebieskich”. Bramkarz Dawid Smug uruchomił w środku pola Tomasza Foszmańczyka, ten pomknął kilkadziesiąt metrów, zagrał na prawo do Lucjana Zielińskiego, a jego dogranie wzdłuż bramki zamknął ze spokojem Tomasz Podgórski. Dla kapitana była to druga bramka w tym sezonie – a pierwsza z gry. Chwilę później było już 2:0! Mateusz Bartolewski wjechał w pole karne, jak rasowy snajper – a przecież jest lewym obrońcą – położył Kacpra Rosę i ulokował piłkę w bramce.
ROW musiał zaatakować. Chorzowianie dwukrotnie w ostatniej chwili blokowali rywali we własnym polu karnym. W 64. minucie do odbitej po rzucie wolnym piłki dopadł Dominik Zawadzki i kropnął soczyście, a ta nieznacznie minęła słupek. To mogła być piękna bramka, która dodałaby jeszcze tym derbom pieprzu. Niedługo potem zostały „zabite”, bo Ruch podwyższył na 3:0. Michał Walski obsłużył Mateusza Lechowicza, a ten uderzeniem w „długi” róg nie dał szans Rosie. Był to czwarty gol (w piątym występie!) 20-letniego prawego obrońcy, który zimą trafił na Cichą z czwartoligowego Chemika Kędzierzyn-Koźle.
„Raz, dwa, trzy” – mało! Takich okrzyków nie spodziewał się chyba nikt, który wybierał się w Wielką Sobotę na drugoligowe derby. W końcówce kibice zaprezentowali jeszcze oprawę z hasłem: „Jedno życzenie mamy dziś w głowie, by powstał nowy stadion w Chorzowie!”. Takie mecze pokazują, że zdecydowanie jest dla kogo, ale tego akurat chyba nikomu nie trzeba udowadniać. Rok temu, na 98. urodziny, chorzowianie zostali rozbici przez Pogoń Siedlce 0:6. Tym razem tak wysokiego wyniku nie było, choć okazje mieli jeszcze Mariusz Idzik czy Michał Walski. Nikt nie miał jednak powodów do narzekań. W porównaniu z tym, co prezentował zespół wcześniej tej wiosny, to był inny świat.
Dla Ruchu była to pierwsza tegoroczna wygrana – dzięki której wyskoczyli ze strefy spadkowej. Znalazł się zaś w niej ROW – lądując na przedostatniej pozycji – a przecież przegrał pierwszy raz od inauguracji wiosny (0:1 z Elaną). W najbliższą środę chorzowianie jadą do Rzeszowa, zaś podopieczni Jacka Trzeciaka podejmą GKS Bełchatów. Za wcześnie, by ferować wyroki i przesądzać że ROW jest skazany na stracenie; albo że Ruch w Wielką Sobotę definitywnie zmartwychwstał. Do tego droga bardzo daleka, a do końca sezonu – jedynie pięć kolejek.
Ruch Chorzów – ROW 1964 Rybnik 3:0 (0:0)
1:0 – Podgórski, 47 min, 2:0 – Bartolewski, 51 min, 3:0 – Lechowicz, 73 min
RUCH: Smug – Lechowicz, Duriszka, Wiech, Bartolewski – Mokrzycki – Zieliński (67. Walski), Kędziora (90+2. Duchowski), Foszmańczyk (77. Wdowik), Podgórski (89. Mandrysz) – Idzik. Trener Karol MICHALSKI.
ROW: ROW – Janik, Krotofil, Bojdys, Jaroszewski – Kunat (53. Zawadzki), Jary, Spratek, Rostkowski (76. Koch) – Brychlik (74. Okuniewicz), Giełażyn. Trener Jacek TRZECIAK.
Sędziował Albert Różycki (Łódź). Widzów 6735. Żółte kartki: Zieliński, Kędziora.
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH
e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ