Mają dosyć Stefańskiego

Daniel Stefański wpadek w przeszłości zaliczał sporo, o czym piszemy obok, ale w ostatnim czasie można odnieść wrażenie, że jego decyzje w najbardziej negatywny sposób uderzają głównie w jeden klub. W Piasta Gliwice. Nikt oczywiście nie szuka teorii spiskowych, tyle że gliwiczanom obrywa się od tego arbitra notorycznie i przy Okrzei mają podstawy sądzić, że niesłusznie.

Zaczęło się od kartek

Trener Waldemar Fornalik ma dobrą pamięć i na chłodno analizuje występy nie tylko swojej drużyny czy przeciwników, ale i arbitrów. W marcu sędzia z Bydgoszczy nie zechciał nawet wysłuchać trenera w sprawie kontynuowania meczu przerwanego z powodu zamieszek. W ostatnich dwóch kolejkach Stefański nie dał gliwiczanom o sobie zapomnieć. W śląskiej ekipie ciśnienie wzrosło do maksymalnego poziomu w trakcie i po meczu z Zagłębiem w Lubinie. Piast, który znajdował się w czołówce klasyfikacji fair play i w obecnym sezonie nie otrzymywał zbyt wielu żółtych kartek, został wręcz obsypany upomnieniami. Sędzia Stefański pokazał siedem żółtych kartek gliwiczanom, a dla aż czwórki graczy oznaczały one pauzę w wyjazdowym meczu z Legią. – Uważam, że niektóre kartki mogły być, niektóre nie, a w drugą stronę ich nie było. Zawodnicy Zagłębia zatrzymywali naszych piłkarzy w podobny sposób i takich upomnień nie było – mówił przed wyprawą do stolicy trener Waldemar Fornalik.

Milczący VAR

Jakby tego było mało, Stefański został wyznaczony do obsługi VAR-u w meczu… Piasta w Warszawie. I kontrowersji nie zabrakło. Gliwiczanie, a wraz z nimi i piłkarscy eksperci, podważali decyzję o braku rzutu karnego dla Piasta po zagraniu ręką przez Williama Remy’ego. Prowadzący sobotnie spotkanie Bartosz Frankowski nawet nie obejrzał tamtej sytuacji na monitorze. Oprócz tego kilka innych sędziowskich decyzji wzbudziło wątpliwości (m.in. faul na kartkę Artura Jędrzejczyka – przyp. red.). Nic więc dziwnego, że po meczu trener Fornalik był mocno wzburzony. – Wszyscy widzieli, że przy stanie 0:1 powinien być rzut karny. Sędzia Stefański, który wykartkował nas w Lubinie, tym razem był na wozie i nie przekazał głównemu arbitrowi, aby podszedł sprawdzić, czy było zagranie ręką.

Tylko nie on

Emocje po meczu z Legią opadły, ale w gliwickim klubie zdania nie zmieniają i nadal czują się pokrzywdzeni przez arbitra. – Wraz z władzami klubu stoimy murem za trenerem i zgadzamy się z każdym jego wypowiedzianym po meczu słowem. Nie padły one pod wpływem jakiegoś impulsu, lecz było one świadome i adekwatne do tego, co zaszło – mówi Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta.

– Odwołaliśmy się od żółtej kartki dla Jakuba Czerwińskiego, bo uważamy, że nie było nawet przewinienia. Kolejna sprawa dotyczy pana sędziego Stefańskiego. Po pierwsze uważamy, że nie było podstaw do tego, żeby pokazać nam tyle kartek w meczu w Lubinie, bo tamto spotkanie nie było nawet ostre, oba zespoły grały fair. Byliśmy zdziwieni, że po takim meczu i takich kontrowersjach, ten sam arbiter został wyznaczony do VAR-u w naszym kolejnym meczu. W Warszawie, nie tylko naszym zdaniem, ale i piłkarskich ekspertów, popełniono błąd – informuje dyrektor Piasta.

Gliwiczanie mają nadzieję, że w kolejnych spotkaniach sędzia Stefański więcej ich spotkań nie prowadzi ani jako arbiter główny, ani jako pomoc przy systemie VAR. Liczą, że o ich zwycięstwach, czy też porażkach, będzie decydowała jedynie forma piłkarska, a nie błędy czy kontrowersje sędziowskie…

 

Na zdjęciu: Wiosną tego roku sędzia Daniel Stefański (z lewej) nie dał się przekonać do tego, aby dokończyć derby Piasta z Górnikiem.

 

To nie pierwsze nerwy…

Gwóźdź do trumny Odry

Fot. Włodzimierz Sierakowski/400mm

Sezon 2009/2010 był tym, w którym zespół z Wodzisławia rozpaczliwie walczył o utrzymanie. W klubie działo się różnie, ale drużyna została wzmocniona, by uratować ligę. Kilka spotkań „na styku” sprawiło jednak, że misja ta zakończyła się niepowodzeniem i Odra, wraz z… gliwickim Piastem opuściła ekstraklasę.

W przeciwieństwie do ekipy z Okrzei klub z Wodzisławia już nigdy się nie podniósł. Jednym z najbardziej pamiętnych, i zarazem kontrowersyjnych, spotkań było to z grudnia 2009 roku, gdy do Wodzisławia zawitała Jagiellonia, która także walczyła o utrzymanie.

Sędzia Daniel Stefański pokazał dwie czerwone kartki piłkarzom Odry, a Jagiellonia ostatecznie zremisowała po dwóch rzutach karnych. Najwięcej oburzenia wzbudziła pierwsza „jedenastka” dla gości z Białegostoku. Obrońca gospodarzy, Krzysztof Markowski, faulował przed polem karnym Remigiusza Jezierskiego, ale po konsultacji z liniowym, którym był Marcin Boniek, Stefański podyktował jedenastkę za przewinienie, które miało miejsce metr przed linią pola karnego!

Sam arbiter po spotkaniu przyznał się do błędu, ale rozgoryczenie Odry było ogromne. Szefostwo klubu wystąpiło do PZPN o niewyznaczanie bydgoskiej trójki sędziowskiej do prowadzenia spotkań z udziałem ekipy z Bogumińskiej.

Zwyzywany przez trenera

Fot. Michał Chwieduk/400mm

Sędzia Stefański zachodził za skórę także przeciwnikom Piasta. W listopadzie 2013 roku Jagiellonia grała w Gliwicach i prowadziła 1:0 po golu Bekima Balaja. Gorąco zrobiło się w 64 minucie gry. Wówczas Łukasz Hanzel przejął piłkę na połowie Jagiellonii po błędzie Alexisa Norambueny i tuż przed linią pola karnego próbował dogrywać do Rubena Jurado, a futbolówkę wślizgiem chciał zablokować Ugochukwu Ukah. Zagrywana piłka trafiła w rękę obrońcy „Jagi”, ale miało to miejsce metr przed linią pola karnego. Pierwotnie sędzia tak właśnie zasygnalizował, jednak po konsultacji z arbitrem liniowym zmienił decyzję i wskazał na „jedenastkę”, Ukahowi pokazując czerwoną kartkę.

Schodzących do szatni sędziów dopadł w tunelu ówczesny trener Jagiellonii [Piotr Stokowiec]. – Jest przypadkowa ręka metr przed polem karnym, a ty tego nie widzisz?! Za co ci, ku..a, płacą?! – krzyczał w kierunku sędziego szkoleniowiec białostocczan. Jeden z członków sztabu szkoleniowego Jagiellonii tak się zapędził, że wpadł za sędziami do ich pokoju i musiał zostać z niego wyproszony.

Telefon od Bońka

Fot. Michał Chwieduk/400mm

Zagłębie Sosnowiec obecnie gra w ekstraklasie, ale przez ostatnie lata bezskutecznie walczyło o awans, który udał się dopiero tego lata. W sezonie 2016/17 doszło do meczu z Chojniczanką, który sędziował Daniel Stefański. Gospodarze grali dobre zawody, prowadzili do przerwy po golu Vamary Sanogo.

Trzy punkty wydawały się na wyciągnięcie ręki, zwłaszcza, że w 70 minucie piłkarz Chojniczanki, Łukasz Kosakiewicz zobaczył drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i musiał zejść z boiska. W 86 minucie sędzia Stefański podyktował jednak rzut karny dla gości, który został powtórzony, choć Jakub Szumski wytrzymał na linii i obronił. Drugiego strzału, już nie.

– Zremisowaliśmy 1:1. Do awansu w tamtym sezonie zabrakło nam tylko jednego punktu. Zbigniew Boniek powiedział, że widział, przeprasza i już – przyznał niedawno na naszych łamach, prezes sosnowieckiego klubu, Marcin Jaroszewski.