Małachowski: Moja głowa musiała odpocząć

Tomasz MUCHA: Eliminacje do finału dysku we wtorek. Forma optymalna już jest?

Piotr MAŁACHOWSKI: – Nie wiem, kiedy są eliminacje. Wiem, że lecę do Berlina w niedzielę o 9.55. Wiem, kiedy inni startują, i wiem, jaki mam plan treningowy, to mi wystarcza. Resztą nie chcę się stresować, brać tego na głowę, wolę być trochę z boku.

No a co z tą mistrzowską formą…?

Piotr MAŁACHOWSKI: Wygląda lepiej niż było dwa, trzy miesiące temu. Pokazały to mistrzostwa Polski w Lublinie i najlepszy wynik w sezonie 65,78. Denerwuje mnie tylko, że znowu trochę podkręciłem kolano, czuję lekki dyskomfort. No ale cóż, kiedy chce się walczyć o medale na najważniejszych imprezach, trzeba dać z siebie sto dziesięć procent, a to z kolei czasami powoduje urazy.

Wystartuje pan na zastrzykach?

Piotr MAŁACHOWSKI: – Nie, żadnej blokady nie będzie. Mój fizjoterapeuta Maciej pewnie mocno „zatejpuje” kolano i będzie dobrze.

Nie ma pan odczucia, że zdrowia już jakby nie starcza, a świat trochę odjeżdża? Litwin Gudżius, Jamajczyk Dacres, Szwed Stahl rzucają regularnie powyżej 68 metrów…

Piotr MAŁACHOWSKI: – Jasne, że tak, mam swoje 35 lat, z roku na rok jestem coraz starszy, a oni są młodzi, z większą energią. Ale jeżeli będę zdrowy, to wiem, że jestem w stanie przygotować się dobrze na igrzyska. Jeżeli nie miałbym takiego poczucia, to wtedy nie w 2020 roku, ale teraz, 22 sierpnia 2018 roku na Stadionie Śląskim, podziękowałbym kibicom za wszystkie piękne chwile i się pożegnał.

I nawet ewentualne niepowodzenie w Berlinie niczego w tym nastawieniu nie zmieni?

Piotr MAŁACHOWSKI: – Absolutnie nie. Od 2008 roku, a więc już 11 lat, jestem w dobrej dyspozycji, rzucam w granicach 67-68 metrów. Ale to jest cały czas stres, duża praca, obciążona psychika. Chociaż jeden sezon moja głowa musiała odpocząć. Trzeba było zrobić małą pauzę, nacieszyć się synem, trochę innym życiem – w końcu ponad 250 dni w roku jestem poza domem, a więc dla rodziny obcym facetem. Także po to, by zatęsknić za rzucaniem dyskiem, by nabrać ochoty do przygotowań do moich ostatnich igrzysk. Następny rok będzie już dużo trudniejszy i cięższy niż bieżący.

Na listach sezonu w Europie pana wynik jest dopiero dwunasty. Czy to oznacza, że może być kłopot z awansem do wąskiego, 8-osobowego finału?

Piotr MAŁACHOWSKI: – Spokojnie, to są mistrzostwa Europy, trzeba przebrnąć eliminacje, w których pewnie trzeba będzie rzucić 63 metry, ale nie ma jeszcze odległości kwalifikacyjnych. Niektórzy wcześniej narzucali daleko w świetnych warunkach, gdzie podwiewało, a stadion w Berlinie jest zamknięty, i nie będzie już wiatru pod dysk. A ja, nawet rzucając słabo po 62-63 metry, zajmowałem w Diamentowej Lidze miejsca 6-9. A 65 tutaj może naprawdę dać dobry medal.

A więc pełen spokój…

Piotr MAŁACHOWSKI: – No, różnie w życiu bywało. Gdy zdobywałem złoto na mistrzostwach świata w Pekinie w 2015 roku pierwsze dwa dyski w eliminacjach poszły ledwie na 59 metrów i dopiero trzeci, będąc nad przepaścią, poleciał na 65. Emocje, ludzka psychika są wciąż niezbadane.

Naprawdę, pan – weteran reprezentacji, dwukrotny wicemistrz olimpijski, mistrz świata i Europy – stresuje się jeszcze przed zawodami?

Piotr MAŁACHOWSKI: – Zawsze jest napięcie, delikatne, ale jest. Startujesz w końcu dla Polski, z orzełkiem na piersi, patrzy na ciebie milion ludzi. A patrząc na popisy naszych piłkarzy, myślę, że kibice są głodni sportowego sukcesu Polaków.

Ile zdobędziemy medali w Berlinie?

Piotr MAŁACHOWSKI: – Nie bawię się w takie spekulacje. Chciałbym, żeby każdy z młodszych koleżanek i kolegów startował na swoim poziomie, na miarę rekordu życiowego. Za rok są mistrzostwa świata, potem najważniejsze – igrzyska olimpijskie, to tam mają bić swoje życiówki i walczyć o medale. A w Niemczech – spokojnie, są młodzi, niech zbierają doświadczania, a klasę mają pokazać za dwa lata w Tokio.