Małkowski: GKS Jastrzębie nie jest mi obojętny

Bogdan NATHER: Przed dziesięcioma laty trafił pan do ekstraklasy, przechodząc z GKS-u Jastrzębie do Odry Wodzisław Śląski. Po odejściu interesował się pan losami swojej byłej drużyny?

Maciej MAŁKOWSKI: – Cały czas interesowałem się losami zespołu, w którym się wypromowałem. Moja wiedza być może nie była bieżąca, tzn. nie oglądałem wyników GKS-u co tydzień, ale wiedziałem, w jakiej gra lidze i które miejsce w niej zajmuje.

Tak szczerze, spodziewał się pan, że kiedykolwiek zagra przeciwko drużynie z Jastrzębia w meczu ligowym, a nie tylko sparingowym?

Maciej MAŁKOWSKI: – Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo przecież różne były koleje losu GKS-u Jastrzębie. W ogóle nie zastanawiałem się nad tym, bo grałem w ekstraklasie, czy I lidze, a jastrzębianie walczyli w trzeciej, a nawet w czwartej lidze. Ale w moim byłym klubie w ostatnich latach wykonano fajną robotę, dzięki czemu będą miał okazję zagrać przeciwko zespołowi, z którego wyruszyłem „w Polskę”.

Wynik ponad normę

Jak oceniłby pan ich obecne poczynania w I lidze? Są do zaakceptowania, a może przerosły pańskie oczekiwania?

Maciej MAŁKOWSKI: – Nie ma żadnych wątpliwości, że spisują się bardzo dobrze. Są beniaminkiem, a zajmują w tabeli czwarte miejsce, ze strata tylko czterech punktów do miejsca premiowanego awansem do ekstraklasy. Moim zdaniem to wynik ponad normę.

To teraz zatrzymajmy się na chwilę przy pańskiej obecnej drużynie. Wasz plan sportowy zakłada powrót do ekstraklasy?

Maciej MAŁKOWSKI: – Nie i w dalszym ciągu nie zakłada. Nikt w naszej drużynie nie popada w euforię i hurraoptymizm. Chcemy tylko, by w każdym kolejnym meczu wszystko wychodziło nam jak najlepiej. Tylko tyle.

Porażki w dwóch ostatnich meczach, z Puszczą Niepołomice i Rakowem Częstochowa, to powód do niepokoju?

Maciej MAŁKOWSKI: – Nie powiem, że to były wypadki przy pracy, ale nie można mówić, że dopadł nas kryzys. W Niepołomicach nie potrafiliśmy odnaleźć się, bo boisko Puszczy jest bardzo wąskie. Straciliśmy gola po rykoszecie, a oni potem zamurowali dostęp do własnej bramki. Na takim boisku ciężko coś wskórać. Natomiast Raków miał lepszy dzień, był lepszy pod każdym względem. Po wtorkowym meczu w Pucharze Polski z Lechem Poznań wszyscy mogli się przekonać, jak silna to drużyna.

Obietnica dana trenerowi

W bieżących rozgrywkach strzelił pan 5 goli, ale ostatni raz wpisał się na listę zdobywców bramek 15 września w meczu przeciwko Bytovii. Skąd taki długi „pusty przebieg”?

Maciej MAŁKOWSKI: – Powiem szczerze – nie zastanawiałem się nad tym. Sandecja jest zespołem, który nie stwarza w każdym meczu dziesięciu sytuacji do zdobycia gola. Ostatnio mieliśmy ich znacznie mniej niż na początku sezonu. Siłą rzeczy ja też miałem takich okazji mniej. Wcześniej miałem dwie okazje i jedną z nich wykorzystywałem, albo proporcje były jeden do jednego. Naszą grę cechuje bardzo dobra obrona, dobrze bronimy się i groźnie kontratakujemy. Licznik na razie zatrzymał się, ale niebawem powinien ruszyć.

W 15 meczach złapał pan aż siedem żółtych kartek. Nie chce mi się wierzyć, że stał się pan boiskowym brutalem, zatem z jakich powodów podpadł pan sędziom?

Maciej MAŁKOWSKI: – Dwie ostatnie kartki „złapałem”, przerywając kontry przeciwnika, więc to mieści się w normie. Dwie dostałem za „rozmowę” z sędziami i mam nadzieję, że ten zegar zatrzymał się. Obiecałem to zresztą naszemu trenerowi.

Niezaprzeczalny atut

Najbliższy mecz będzie dla pana takim pojedynkiem z dodatkowym dreszczykiem emocji? Czy zwykłym meczem ligowym?

Maciej MAŁKOWSKI: – Skłamałbym, gdybym powiedział, że jest mi obojętny. Do tej pory zagrałem tylko raz przeciwko GKS-owi jastrzębie i to w meczu sparingowym, gdy byłem piłkarzem Odry Wodzisław. Teraz będzie wreszcie okazja powalczyć z nimi o punkty. Fajnie będzie przyjąć w Nowym Sączu kibiców z Jastrzębia. Oby było to dla wszystkich fajne widowisko piłkarskie.

Ze względu na atut własnego boiska i pozycję w tabeli, jesteście zdecydowanym faworytem w sobotnim spotkaniu. U siebie jeszcze nie przegraliście w tym sezonie, czy remis z GKS-em Jastrzębie mógłby zostać odebrany przez waszych kibiców jako porażka?

Maciej MAŁKOWSKI: – Takie panuje przekonanie w mediach małopolskich i nowosądeckich. Powiem panu całkiem poważnie – gdybyśmy grali w ekstraklasie u siebie, a nie w Niecieczy, dalej bylibyśmy w elicie, a ja nie rozmawiałbym z panem na temat meczu z GKS-em Jastrzębie, bo nie byłoby ku temu okazji. Własne boisko rzeczywiście jest naszym atutem, po raz ostatni przegraliśmy w Nowym Sączu 0:1 z GKS-em Katowice jesienią 2016 roku (to była jedyna porażka Sandecji na własnym boisku w sezonie 2016/2017 – przyp. BN). Przed żadnym meczem nie zakładamy remisu, zawsze walczymy o cała pulę. Ocenę będzie można wystawić dopiero po meczu. Jeżeli zakończy się on remisem, wtedy będziemy zastanawiać się, czy jesteśmy zadowoleni ze zdobycia punktu, czy też nie.

Trudni do rozgryzienia

Najgroźniejsza broń waszego najbliższego przeciwnika?

Maciej MAŁKOWSKI: – W tym sezonie obejrzałem dwa mecze jastrzębian w telewizji – z GKS-em Katowice i GKS-em Tychy. Co ich cechuje? Bardzo duża determinacja w dążeniu do celu oraz młodość. No i trener Jarosław Skrobacz, który z tym zespołem wywalczył dwa awanse, a wcześniej uratował ich przed spadkiem z III ligi. Jak każdy beniaminek są trudni do rozgryzienia.

Na trenerskiej ławce rywali spotka pan swojego dobrego znajomego, Jana Wosia…

Maciej MAŁKOWSKI: – Paradoks polega na tym, że gdy ja wchodziłem do drużyny seniorów GKS-u Jastrzębie, kilku jego obecnych zawodników miało 8 lat i zaczynało w Szkółce Piłkarskiej MOSiR. Gdy przychodziłem do Odry Wodzisław, Janek Woś jeszcze w niej grał. Dlatego w sobotę będzie miło z każdej strony.

 

Na zdjęciu: Dla Macieja Małkowskiego mecz z GKS-em Jastrzębie ma szczególną wartość.