Marcin Jaroszewski: Znalazłem się w labiryncie

Rozmowa z Marcinem Jaroszewskim, prezesem Zagłębia Sosnowiec.


Co Pan czuł patrząc na niemoc drużyny w meczach z Resovią i Koroną?

Marcin JAROSZEWSKI: – To są momenty, w których starasz się zrozumieć, gdzie popełniłeś błąd. Przychodzi załamanie i poczucie, że już za długo nie potrafisz wyprowadzić tego zespołu na zwycięską drogę. Szukasz rozwiązań. Mimo, że ma się ochotę uciec od tego wszystkiego, poczucie odpowiedzialności za klub, odpowiedzialności społecznej jaka na mnie ciąży, wygrywa. Chcemy znów dać Zagłębiakom powód do dumy. Nie powiem, że trzeba wypić piwo, którego nawarzyłem, bo akurat piwo lubię, ale beczkę soli jem długo. Wierzę, że zaraz zobaczę dno tej beczki.

Zgodzi się Pan z tezą, że Zagłębie to wciąż zlepek piłkarzy?

Marcin JAROSZEWSKI: – Na boisku tak to może wyglądać. Jeżeli to nie jest drużyna, która sobie poradzi, to wiem, że będzie.

Kto Pana zdaniem zawodzi najbardziej?

Marcin JAROSZEWSKI: – Nie wskażę, że ten jest taki, a tamten gorszy. Cierpimy razem i razem będziemy się cieszyć. Najbardziej zawodzę w ostatnim czasie sam siebie. Siłę do pracy dają mi rzeczy, które kibiców nie obchodzą. Spłata ponad 2 milionów z układu z ZUS. Licencja zawsze w pierwszym terminie. Perspektywa na kolejny rok spłaty większej części zobowiązań, przy bieżącym funkcjonowaniu bez większych zakłóceń. Fakt, że spółka może wystąpić na rok 2021 do gminy o kwotę 1,7 mln mniejszą niż otrzymała w roku 2019. Wiele spraw na zapleczu nam się udało. Cieszy mnie projekt drugiej drużyny. Lubię ten zespół, gdy patrzę jak grają, jak potrafią się cieszyć piłką nożną, wiem, że to wszystko ma sens. Ale oceniany jestem tylko za to, jak gra pierwsza drużyna. Nigdy nie będzie inaczej i to jest ciężar tej pracy.

Jeszcze kilka tak słabych spotkań jak ostatnie i śmiało będzie można stwierdzić, że bieżący sezon zostanie spisany na straty…

Marcin JAROSZEWSKI: – Na ten temat będzie coś wiadomo dopiero w połowie kwietnia. Sezon może być stracony okiem kibica, ale nie pracowników klubu. Trzeba go potraktować jako etap przygotowań do gier 2012/2022 i 22/23, a z tego sezonu wyciągnąć, ile się da. Na razie na 30, straciliśmy 23 punkty, ale 72 pozostały do zdobycia.

Być może na drużynę działa demotywująco fakt, że spada tylko jeden zespół, więc jakoś to będzie.

Marcin JAROSZEWSKI: – Na zespół niech działa świadomość, że są w większości młodzi i świat przed nimi. Niech spełniają swoje marzenia, grając w najpiękniejszą grę świata. I jeszcze im zapłacą dużo pieniędzy. A to może być dopiero początek czegoś większego, może wielkiego. Choć… uchylę rąbka tajemnicy, jeśli chodzi o regulamin premiowania. Za trzy ostatnie porażki drużyna musi wpłacić do kasy klubu 30 tysięcy złotych. Ich pula się wyczerpała, właściwie to dwa razy. Teraz za każdą porażkę będą płacić ze swojej kieszeni. Mam to na piśmie.

Krzysztof Dębek miał być szkoleniowcem na lata, obserwowaliście go 5 lat, tymczasem po pół roku rozstaliście się. Co nie zaskoczyło?

Marcin JAROSZEWSKI: – Wyniki. W drużynie seniorów postępy są ważne, ale najważniejsze punkty. Poprzedni sezon i obecny to ciągła seria porażek. Nawet remisować nie potrafimy. Gdy wcześniej dawaliśmy szansę młodym, czy debiutującym trenerom, doza ryzyka była duża. Teraz gdy miałem przekonanie, że ryzyko jest najmniejsze, okazało się, że sprawy mocno się komplikują. Moja wina.


Czytaj jeszcze: Moskal obiecuje ofensywną grę

Nie sprawdził się trener-nowicjusz, postawiliście znów na doświadczenie.

Marcin JAROSZEWSKI: – Wiem, że brak stabilizacji na trenerskiej ławce w Zagłębiu to argument, przed którym się nie obronię. Tak było i… nadzieję, że nie będzie. Niedługo odbiorę sobie znaczną część decyzyjności, zatrudniając nowego dyrektora sportowego. Dotychczasowy, Robert Tomczyk, będzie dyrektorem skautingu, działu, który tworzył w ostatnim czasie. Będzie też odpowiadał za pracę administracji sportowej, co obecnie jest bardzo ważnym i trudnym obszarem funkcjonowania klubu. Trzeba było wreszcie przestać żyć historią, awansami. Liczy się tu i teraz. A tu i teraz Jaroszewski znalazł się w labiryncie i każda uliczka była ślepa. Nawet fart się skończył. Stąd taka reforma, czy jak kto woli „rewolucja” w zarządzaniu pierwszą drużyną.


Na zdjęciu: Prezes Zagłębia Marcin Jaroszewski przyznaje, że znalazł się w labiryncie ślepych uliczek.

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus