Marcin Kania: Punkty dają tlen

Rozmowa z Marcinem Kanią, środkowym GKS-u Katowice.


Czy długo pan się zastanawiał się nad ofertą z katowickiego klubu?

Marcin KANIA: – Każdy siatkarz dąży do tego, by jak najwięcej przebywać na boisku. Poprzedni sezon w Zawierciu pod tym względem był dla mnie mniej udany. Owszem, pojawiałem się na parkiecie, ale niezbyt często, stąd też pozostał niedosyt. Gdy otrzymałem informację o zainteresowaniu moją osobą ze strony GKS-u, bardzo się ucieszyłem. Wiedziałem, że w tym klubie będę mógł grać w większym wymiarze czasowym. Propozycję przyjąłem szybko, bo klub jest solidny, zaś miasto przyjazne. Patrząc z perspektywy czasu, moja decyzja była właściwa.

A jak pan się odnalazł w nowym towarzystwie, bo przecież zmian w zespole było dużo?

Marcin KANIA: – Przyszło bodaj 8 zawodników, ale przecież zmiany w klubach to naturalna kolej rzeczy. Z kilkoma chłopakami się znałem, a nawet miałem okazję grać w innych drużynach. Z Kubą Nowosielskim byłem w Krakowie w I lidze, a z Damianem Kogutem w dawnych czasach grałem w zespołach młodzieżowych. A z resztą się znałem i widywałem podczas meczów. A ponadto miałem okazje pracować z trenerami: Damianem Musiakiem i Piotrem Karlikiem w Rzeszowie. Nie przychodziłem na zupełnie nieznany grunt. Szybko nawiązaliśmy relacje i co najważniejsze – drużyna dobrze funkcjonuje. Myślę, że każdy z nas dobrze się w niej czuje i można to zauważyć podczas meczów.

Czy trudno było nawiązać współpracę z nowym rozgrywającym?

Marcin KANIA: – Na wszystko potrzeba czasu. Z Micahem Ma’a długo się dogrywaliśmy i w I rundzie różnie to wyglądało. Raz funkcjonowało nieźle, innym razem gorzej. Ale już w rundzie rewanżowej współpraca wygląda zdecydowanie lepiej. Podczas treningów próbowaliśmy różnych zagrań i przyniosło to wymierne efekty podczas meczów. Nabraliśmy pewności siebie, mamy też do siebie pełne zaufanie. Dobrze funkcjonująca gra środkiem to również odciążenie dla skrzydłowych, zwiększa się zarazem siła ofensywna drużyny. A ponadto rozgrywający ma pewien komfort, jeżeli wie, że na każdej pozycji ma pewniaka i piłkę może skierować w różne kierunki. Tylko się cieszyć, że między nami zaiskrzyło. Jestem przekonany, że tak będzie już do końca sezonu.

Jest pan zaskoczony, że runda rewanżowa w wykonaniu GKS-u rozpoczęła się tak dobrze?

Marcin KANIA: – Nie, bo wiem, jaką wykonujemy podczas treningów. Jesteśmy zespołem o sporym potencjale i do każdego spotkania przystępujemy z myślą o wygranej. Zaczęliśmy od zwycięstwa w Gdańsku; ono jeszcze bardziej nas wzmocniło. Przegraliśmy w Rzeszowie, ale tego występu nie musieliśmy się wstydzić. Przypomnę, że graliśmy tam bez atakujących, którzy byli chorzy. W ich rolę z konieczności wcielił się Tomas Rousseaux i nieźle się zaprezentował. Z kolei mecz z Zawierciem był z serii „oni muszą, zaś my możemy”. Końcowe fragmenty dwóch pierwszych setów były szalenie emocjonujące. Wygrywaliśmy na przewagi, co świadczy o naszej odporności psychicznej. Wytrzymaliśmy napięcie towarzyszące meczowi, pokazując też siłę naszego zespołu. Takie punkty smakują najbardziej i dostarczają nam dużo tlenu. Z kolei z beniaminkiem z Lublina byliśmy w nieco innej roli. Spotykaliśmy z sąsiadem z tabeli, tak więc punkty miały wielki ciężar gatunkowy. I znów decydującego seta wygraliśmy na przewagi. Owszem, mogliśmy wygrać 3:0, ale nie wybrzydzajmy, bo przecież było 3:1.

A na co stać GKS w tym sezonie?

Marcin KANIA: – Zdecydowanie na grę w play offie i nie boję się tego mówić głośno. Prezentujemy się dobrze, gramy ciekawą siatkówkę i chcemy zdobywać punkty z zespołami będącymi w naszym zasięgu. Ale będziemy też ich szukać w meczach Natomiast z możnymi tej ligi i może znów pokusimy się o niespodziankę. Przed nami cała seria ważnych meczów, które pewnie zadecydują o dalszych naszych losach. W najbliższą niedzielę w Iławie będzie siatkarska bitwa z olsztyńskim AZS-em. Potem zagramy u siebie z Cuprum Lubin, wyjazd do Radomia, wreszcie – ponownie w naszej hali – mecze z Nysą oraz – to zaległości – z Suwałkami. Nie będę liczył punktów, bo mogę się przeliczyć… Nasza hala jest przyjazna i nawet najsilniejsze zespoły przyjeżdżają z trwogą.

Jaka przyszłość przed panem? Zostaje pan w GKS-ie?

Marcin KANIA: – Pomidor! Stanowczo za wcześnie o tym mówić, bo rozmowy o mojej sportowej przyszłości dopiero będą. Nie ukrywam, że w tym zespole dobrze się czuję i również sportowo się rozwijam. Jestem niezwykle zadowolony i mam nadzieję, że trenerzy i działacze również.


Na zdjęciu: Marcin Kania i cały zespół GKS-u w rundzie rewanżowej spisuje się bez zarzutu. Jednak przed siatkarzami z Katowic jeszcze wiele wyzwań.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus