Marcin Lijewski: Nie jesteśmy gotowi!

Rozmowa z Marcinem Lijewskim, trenerem Górnika Zabrze.


Czy Górnik już ozdrowiał? Mieliście dwa tygodnie temu 17 zarażeń, czyli komplet bez trzech…

Marcin LIJEWSKI: – Powiedzmy, że tak. Przebyliśmy covida w miarę spokojnie, ale widać, że wirus zostawił w chłopakach ślady, są powolni, męczą się bardziej i szybciej.

Od kiedy trenujecie?

Marcin LIJEWSKI: – Od piątku, ale przez pierwsze trzy dni to było raczej wzajemne badanie, jak wyglądamy, zespół daje mi informacje, które muszę wziąć pod uwagę i nie mogę mu od razu narzucić ostrego tempa.

Jesteście w komplecie?

Marcin LIJEWSKI: – Generalnie tak. Brakuje tylko naszego kadrowicza, Janka Czuwary, którego wynik testu zrobionego na zgrupowaniu w Płocku był nierozstrzygnięty (wczoraj Czuwara miał otrzymać rozstrzygający wynik badań przeciwciał – przyp. red.).

A co z zagranicznymi kadrowiczami w Górniku – Sluijtersem i Galią?

Marcin LIJEWSKI: – Iso nie pojechał na zgrupowanie Holendrów, bo po przebyciu covida nie czuł się na siłach. Przypomnę, że on już miał drugą kwarantannę, bo w sierpniu zakażona była jego partnerka. A Martin też został w domu, bo Czesi obydwa swoje mecze w eliminacjach mistrzostw Europy odwołali już wcześniej.

Wróciliście do treningów, ponawiając badania?

Marcin LIJEWSKI: – Nie, bo ani superliga, ani sanepid nie nakładają takiego obowiązku. Akurat my covida przeszliśmy prawie wszyscy, więc raczej już jesteśmy bezpieczni.

Wszyscy, praktycznie poza panem…

Marcin LIJEWSKI: – Test wyszedł u mnie negatywnie, ale jestem przekonany, że „na bank” miałem covida. Przecież wadliwe testy lub ich wyniki są prawdopodobne, biorąc choćby pod uwagę statystyczny margines błędu przy tej skali badań. W każdym razie zaobserwowałem u siebie wszystkie objawy, włącznie z utratą smaku. Nigdy w życiu tak się nie czułem, byłem osłabiony, drapało mnie w gardle, nie miałem tylko gorączki. Ale każdemu życzę tak łagodnego w sumie zakażenia.

Mieliście wrócić na parkiet dopiero w Święto Niepodległości meczem z Gwardią Opole, tymczasem decyzje są inne…

Marcin LIJEWSKI: – Bo superliga wymyśliła, że w piątek mamy zagrać zaległy mecz z MMTS-em w Kwidzynie (mecz jest już w terminarzu, w piątek o godz. 17.00 – przyp. red.). Ja byłem temu przeciwny, trener rywali Bartek Jaszka tak samo. Po prostu nie jesteśmy gotowi.


Czytaj jeszcze: Lawina zeszła do Zabrza

Ale były ustalenia prezesów wszystkich klubów z szefostwem superligi, żeby nadganiać co się da, a trzy dni po przebytej kwarantannie zespół może grać…

Marcin LIJEWSKI: – Niby tak, więc chyba nie mamy nic do gadania… Superlidze zależy, żeby nadrabiać zaległości. Karawana za wszelką cenę ma jechać dalej. Po części to rozumiem, ale nie służy to ani jakości widowiska, ani odbiorowi piłki ręcznej.

Co było widać po sobotnim meczu Wybrzeża z Gwardią Opole – po 40 minutach gdańszczanie zgaśli w oczach.

Marcin LIJEWSKI: – Dokładnie, aż żal było patrzeć. Takie granie mija się z celem, chyba jednak nie o to chodzi. Na Węgrzech sportowcy po przejściu covida nie mogą trenować przez kilka miesięcy, bo nie są do końca zbadane negatywne skutki wirusa, który może niszczyć płuca i serce…

– No tak, w Polsce inaczej – szybko, szybko. My widocznie jesteśmy twardziele nie do zdarcia.


BĘDĄ STRZELAĆ WIĘZADŁA

Tomasz Wróbel, dyrektor sportowy Gwardii Opole

Rozumiem Marcina Lijewskiego i innych trenerów, kontestujących zbyt szybki powrót drużyn po przebyciu koronawirusa. Rozumiem, że liga ma zaległości i musimy przyspieszyć z terminarzem, ale rozumiem też racje trenerów klubowych, którzy pracują według swoich planów, cyklów meczowych, itp. Miało być zgrupowanie kadry, więc w klubach zawodnicy albo dostali luz albo – z drugiej strony – mieli więcej pracy siłowej.

Tymczasem nagle mówi się im, że jednak za trzy dni mają grać mecz. Nie da się tak szybko i łatwo przestawić na maksymalne obroty zawodowych sportowców po dwóch tygodniach kwarantanny, czyli praktycznego „nicnierobienia”. Jak tak dalej pójdzie, to będą im strzelać więzadła, łąkotki i ścięgna. Być może w siatkówce łatwiej się szybko przestawić, ale ręczna to sport bardzo kontaktowy – jak zawodnik nie jest w rytmie meczowym, to zdecydowanie łatwiej o kontuzje. Z jednej strony więc mówi się o zdrowiu i bezpieczeństwie, a z drugiej tego zdrowia sportowców się nie szanuje.


Na zdjęciu: Marcin Lijewski nie jest przekonany, że pospieszne nadrabianie ligowych zaległości powinno być nadrzędne…

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus