Marek Chojnacki: Górnik jeszcze się nie wypalił

Niepostrzeżenie znaleźliśmy się na półmetku rundy zasadniczej sezonu. Zachwyty, rozczarowania, niespodzianki? O swoich spostrzeżeniach z pierwszych 15 kolejek wyścigu po mistrzostwo Polski mówi nam Marek Chojnacki.

Jesień jak na razie nie maluje nam klarownych scenariuszy na kolejne miesiące. Trudno o końcową prognozę bez względu na to, na który kraniec tabeli spojrzymy…

Marek CHOJNACKI: Bardzo dobrze się składa, bo to oznacza tylko tyle, że mamy zwiastun emocji do samego końca rywalizacji. Nie ma zespołu, który by zdecydowanie dominował, a z drugiej strony – nikt wyraźnie nie odstaje od reszty stawki. Będziemy świadkami zażartej walki nie tylko na górze i na dole tabeli, ale również na granicy grupy mistrzowskiej i spadkowej.

Dno tabeli okupują beniaminkowie. To dla pana zaskoczenie?

Marek CHOJNACKI: Nie. Chociaż w ostatnich latach utarło się tak, że przynajmniej jeden beniaminek okazywał się rewelacją rozgrywek, wnosił do rywalizacji coś ożywczego. Teraz widzimy beniaminków na samym dole. Oba zespoły zupełnie inaczej weszły w sezon. Zagłębie Sosnowiec miało problemy od samego początku. Miedź Legnica wystartowała bardzo dobrze – mówiło się, że to powiew nowej jakości. Liga zweryfikowała jednak siłę tej drużyny.

Której z tych ekip trudniej będzie zachować miejsce w krajowej elicie?

Marek CHOJNACKI: Jeśli w obu zimą nie zostaną przeprowadzone wartościowe transfery, to o zachowanie miejsca w ekstraklasie będzie bardzo trudno. Tyle tylko, że w przerwie między rundami nie jest łatwo sprowadzić do zespołu dobrego piłkarza. Dostępni są ci, którzy gdzie indziej niewiele grają albo sprawiają kłopoty wychowawcze. A jak już znajdzie się ktoś dobry, to trzeba działać szybko i zaoferować naprawdę dobre pieniądze.

Szukając największego rozczarowania minionych 15 kolejek, wcale jednak nie musimy spoglądać na dwie ostatnie lokaty…

Marek CHOJNACKI:  Oczywiście, że nie. Dla mnie największym rozczarowaniem pierwszej fazy rozgrywek jest Lech. Drużyna plasuje się wprawdzie w górnej połowie tabeli, ale nawet kiedy sięgała po punkty, to nie robiła tego w przekonującym stylu. Kibiców w Poznaniu najbardziej boli jednak historia z Pucharu Polski. „Kolejorz” męczył się bardzo już w pierwszej rundzie, bo z Łódzkim Klubem Sportowym zwycięską bramkę zdobył dopiero tuż przed końcem dogrywki. A zaraz potem nie dał rady Rakowowi Częstochowa. Wyraźnie widać, że ta lokomotywa to już maszyna nie na węgiel, tylko na miał…

Niektórzy za największe rozczarowanie uważają postawę Cracovii. Z Michałem Probierzem u trenerskiego steru miała być przecież nie do zatrzymania…

Marek CHOJNACKI:  Cracovia ma jeden problem od paru lat. Jest nim nadmierna rotacja kadrowa. Od jakiegoś czasu trwa tam permanentne wietrzenie szatni. A tymczasem stabilizacja to przecież jeden z warunków sukcesu. Trener Wojciech Łazarek mawiał, że piłkarze wsiadają na jednym przystanku, a wysiadają na następnym. I można odnieść wrażenie, że tak właśnie „Pasy” dzisiaj funkcjonują. Bo jak odchodzi trzech zawodników, a zaraz potem czterech i ośmiu, to zaczyna robić się poważny kłopot.

Regres Górnika Zabrze można tłumaczyć wyłącznie letnimi ubytkami kadrowymi?

Marek CHOJNACKI:  Myślę, że tak. Przyjęta tam formuła nie uległa wypaleniu. Wiemy, kto latem odszedł z tego zespołu. Chodzi o zawodników, którzy mieli ponadprzeciętne statystyki. Na dodatek od tych piłkarzy mocno byli uzależnieni ci, którzy przy Roosevelta zostali teraz sami. Górnik to zespół budowany na młodych chłopakach z regionu. Z doświadczenia wiem, że to niełatwe. Jeśli odchodzi taki Rafał Kurzawa, to nie da się kogoś takiego zastąpić z marszu. Do tego dochodzą kontuzje i… problem gotowy.

 

Adam Godlewski o Górniku Zabrze.

A która roszada trenerska odebrana została przez pana jako przedwczesna lub najbardziej zaskakująca?

Marek CHOJNACKI:  Do takich roszad podchodzę zwykle z żalem, bo najczęściej rzeczywiście są przedwczesne. Kibice żądają na gwałt dobrych wyników, a prezesi klubów nie wykazują należytej cierpliwości. W tym sezonie spektakularnych dymisji jednak nie było. Jeśli miałbym wskazywać niespodzianki, to raczej w druga stronę. Wszyscy byli przekonani, że do pożegnania z trenerem dojdzie najprędzej w Cracovii. Nic takiego jedna nie nastąpiło. Podobna historia była w Szczecinie…

Przykład Pogoni pokazuje, że warto wytrzymać ciśnienie. Kosta Runjaić, który też był o krok od dymisji, może się dzisiaj pochwalić drużyną budzącą respekt u najsilniejszych…

Marek CHOJNACKI: Bo to jest tak, że każdy prezes ma inne podejście do futbolu i każdy inaczej zna się na piłce. A na dodatek każdy ma swoich podpowiadaczy, najczęściej w roli dyrektora sportowego. Pogoń pokazała, że cierpliwość plus dobra praca, to właściwa recepta na wyjście z kryzysu. W Szczecinie się to udało, mimo że drużyna straciła w pewnym momencie swojego lidera, jakim był bez wątpienia Adam Frączczak.

Czy to jest sezon, kiedy przełamana zostanie hegemonia warszawskiej Legii?

Marek CHOJNACKI: Życie uczy, że z odpowiedzią na to pytanie zaczekamy do mety rozgrywek. W poprzednim sezonie po 30 kolejkach tabelę otwierał Lech i wszystko zależało od niego. A potem przyszła runda finałowa i mistrzem Polski jeszcze raz została Legia. Bardzo możliwe, że wiosną będzie oglądać dokładnie taki sam scenariusz wydarzeń. Wystarczy jakiś mini-kryzys na ostatniej prostej i potem już nie będzie czasu na odrobienie strat. W siedmiu ostatnich kolejkach każdy mecz rozgrywa się na zasadzie: musisz, musisz, musisz. Są piłkarze, którzy takiego reżimu nie wytrzymują.

Kto może strącić legionistów z tronu, patrząc na dotychczasowe harce głównych pretendentów do tytułu?

Marek CHOJNACKI: Sadzę, że nagrodzona może ostać cierpliwość w obozie Lechii, która obecnie lideruje. Stabilizacja – słowo klucz. Jeszcze ze trzy sezony temu do Gdańska piłkarzy zwożono przecież całymi wagonami. Teraz zaprzestano takich praktyk, a do tego przyszedł dobry jak na polskie warunki trener – Piotr Stokowiec. Trzeba jednak zauważyć, że ma słabą ławkę rezerwowych i to może w końcowym rozrachunku zaważyć na losach rywalizacji o mistrzowski tytuł. Więc może jednak Jagiellonia Białystok? Albo znów Legia. Do końca będzie się liczyć ta trójka. Nikt inny.

Przy Łazienkowskiej wierzą tylko w jeden scenariusz. Kiedy zatrudniano tam Ricardo Sa Pinto, uważał pan, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu? Południowy temperament, bez przesadnego zamiłowania do dydaktyki…

Marek CHOJNACKI: Runda rewanżowa go zweryfikuje. Człowiek z aspiracjami i z jakimś doświadczeniem w futbolu międzynarodowym – tyle wiemy na razie. Kiedy jednak czytałem, kto to do Legii przychodzi, to myślałem, że efekty jego pracy będą lepsze i szybciej widoczne. Tymczasem wcale ta gra warszawian nie wygląda tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać.

Na koniec pytanie o ligowych snajperów. Jak bardzo powinien nas niepokoić fakt, że w gronie ośmiu najlepszych obecnie strzelców jest tylko jeden Polak? W dodatku mocno zaawansowany wiekowo – Marcin Robak jeszcze w tym miesiącu skończy 36 lat…

Marek CHOJNACKI: Niepokój jest uzasadniony. Realia są takie, że jak ktoś trafia w naszej lidze do siatki co 2-3 kolejki, albo raz ustrzeli hat-tricka, to od razu ustawiają się po niego kolejki z zagranicy. I za chwilę go w polskiej ekstraklasie nie ma. Gdyby tak szybko do Serie A nie wyjechał Dawid Kownacki, to jestem przekonany, że dzisiaj to on otwierałby u nas klasyfikację snajperów. Inna rzecz, że z wychowaniem klasycznej „9” mają obecnie problem również silne kluby europejskie. Dlatego niektóre z nich grają jedenastkami bez środkowego napastnika. Sprawa ma zatem charakter nieco szerszy. Wracając do naszej ligi – mam tylko nadzieję, że nie dożyję dnia, w którym będzie w niej więcej obcokrajowców niż Polaków. A nie jest to wcale wizja nierealna…


FOT. WŁODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl