Marek Motyka: Zobaczymy, jak Hyballa zareaguje

Rozmowa z Markiem Motyką, wieloletnim piłkarzem Wisły Kraków.


Jak wrażenia po efektownej… porażce Wisły z Piastem Gliwice?

Marek MOTYKA: – Z piekła do nieba, z nieba do piekła. To było niesamowite, bo po pierwszych 20 minutach zastanawialiśmy się, czy skończy się na 5, a może na 6 bramkach. Wisła totalnie zaskoczyła i nie ukrywam, że byliśmy w szoku, jak łatwo jej szło. Piast to przecież niedawny mistrz Polski i zespół bardzo solidnie zbudowany. Przez pół godziny wynik był świetny, nikt nie spodziewał się takiej skuteczności. Obrona Piasta była bezradna, a wysoki pressing utrudniał im życie, ale potem, gdy przed przerwą gliwiczanie strzelili dwie bramki, zaczęliśmy się zastanawiać, co się stanie, bo spokój zaczął uciekać. Sytuacja zrobiła się nerwowa.

A w przerwie wiele rzeczy może się zmienić.

Marek MOTYKA: – Piast nie miał nic do stracenia, musiał gonić wynik, a dostał szansę. Wydawało nam się jednak, że Wisła strzeli jeszcze jedną bramkę, była ta sytuacja z rzutem karnym. Zaczęliśmy się licytować, jak to się dalej potoczy; ja byłem pewny, że Wisła nie tylko to dociągnie, ale strzeli jeszcze jedną bramkę. Przekomarzaliśmy się z osobami, które oglądały ze mną to spotkanie, a one twierdziły, że Wisła jeszcze może to przegrać. Ja mówiłem, żeby dali spokój, no bo gdzie przegra?! Czasu dużo nie ma, co najwyżej zremisuje… To wielka niespodzianka, szacunek dla trenera Waldemara Fornalika i dla drużyny Piasta.

Czym to mogło być spowodowane?

Marek MOTYKA: – Po przerwie pressing nie wychodził Wiśle tak dobrze, jak w pierwszej połowie, kiedy opanowała całe boisko. Z czasem zaczęło też brakować sił. Kolejna kwestia dotyczyła zmian, bo te w Wiśle za dużo nie pomogły. No i pojawiła się konsternacja, bo jak ten mecz ocenić?

I to też jest dobre pytanie.

Marek MOTYKA: – Na pewno trzeba to potraktować jak wypadek. Trener Peter Hyballa zaczął realizować to, co zapowiadał, bo Wisła faktycznie grała pressingiem, na połowie przeciwnika kryła praktycznie 1 na 1, widać było agresję, bieganie, walkę. To przekształcało się w pozytywny wynik i dobrą grę, ale po przerwie to się zaczęło zmieniać. Wisła zaczęła się gubić i pojawiły się też błędy sędziów. Jedni mówią, że był karny, inni, że nie było. Widać, że drużyna była dobrze przygotowana, ale Piast podniósł się z kolan, grał rozsądnie, uszczelnił obronę.

Z niejednego pieca jadł pan chleb, więc może wyjaśni pan jakoś, co się musi stać wewnątrz drużyny, że tak pewne i wysokie prowadzenie jak za pstryknięciem palca zmienia się w porażkę?

Marek MOTYKA: – Pamięta pan mecz Ligi Mistrzów Barcelony z Liverpoolem? W pierwszym spotkaniu „Barca” wygrała 3:0, a w drugim przegrała 0:4. W rewanżu widać było bezradność Lionela Messiego, kiedy nagle w dwumeczu wynik brzmiał 3:3. To jest czasami nie do wytłumaczenia. Często, gdy drużyna prowadzi 3:0, wpada w taki komfort psychiczny i luz, że zaczyna brakować jej koncentracji. Jest też tutaj kwestia przeciwnika i chylę czoło przed Piastem, bo niejedna drużyna przy 0:3 po prostu poddałaby mecz. Jednak strzelenie przez Jakuba Świerczoka pierwszej bramki przyniosło mu jakąś nadzieję. Bo co można zrobić w takiej sytuacji? Nie można klęknąć na „szesnastce”, ustawić autobus i powiedzieć, że nie wychodzimy dalej, bo nie chcemy wyżej przegrać.


Czytaj jeszcze: Szaleństwo nad szaleństwami

Nie ma się wtedy nic do stracenia.

Marek MOTYKA: – Dokładnie tak. Dla mnie zaskoczeniem była Wisła, że w taki łatwy sposób dała sobie strzelić dwie bramki, straciła pewność siebie, te ataki nie były już takie zdecydowane.

Można dopatrywać się pewnego wzorca, tak jak było w starciu z Cracovią, Legią, teraz Piastem, ale we wcześniejszych spotkaniach również, że Wisła „lubi” jako pierwsza strzelić bramkę i nie wygrać meczu.

Marek MOTYKA: – Nie można podać tego za przykład, bo choć się z tym zgadzam, to problem leży w tym, że jest nowy trener. On pod swoją komendą uczy cały zespół bronić inaczej niż czynił to trener Artur Skowronek. Zawodnicy teraz przestawiają się na metody obecnego szkoleniowca, bo on ma swój pomysł. Hyballa zapowiedział, że nie będzie tylko pressingu, ale będzie też inna gra obronna, trochę zmian w składzie. Ta runda jest tak naprawdę liczona od nowa, bo trener Hyballa miał czas, żeby przygotować zespół. Kiedy wchodził do klubu, działał po omacku, nie znał drużyny i ustawiał zespół po konsultacji z innymi trenerami obecnymi w Wiśle. Teraz jednak podpisuje się pod tym, co się dzieje – i pod dobrym, i złym. Tak jak możemy pochwalić go za to, że ten kierunek pressingu w jakimś stopniu się sprawdził, tak trzeba zauważyć, że pojawiła się kompromitacja w grze obronnej. Jakkolwiek patrzeć, z 3:0 zrobić 3:4 to jest katastrofa. Oni sobie to gruntownie przeanalizują i zobaczymy w następnych meczach, jak trener zareaguje. Czy zostawi to ustawienie, ten skład, czy będzie grał podobną piłkę w meczu z Jagiellonią? Po 20 minutach było 3:0, lecz przy zejściu do szatni było już 3:2… Przeciwnicy nie mieli nic do stracenia i nie trzeba było ich zbytnio motywować, bo poczuli krew. Trudno, ten mecz to już historia, teraz krakowianie na pewno będą się chcieli zrehabilitować. Gdyby trener Hyballa wygrał z Piastem, wszyscy by go chwalili, ale przypuszczam, że on też przeżył ogromną huśtawkę nastrojów. Jestem daleki od jego krytyki, bo sam jestem trenerem i wiem, że po porażce wszyscy ganią i krytykują. Podszedłbym do tego spokojnie, bo wpadki się zdarzają. Notabene co ma powiedzieć Legia? Nie róbmy z tego tragedii, bo najlepsi na świecie przegrywają, a ważne jest to, jakie wyciągną wnioski.


Na zdjęciu: Marek Motyka nie zamierza krytykować trenera Petera Hyballi (na zdjęciu).

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus