Marek Mróz: Żartujemy, by nie zwariować

Jak się pracuje w izolacji, bez kolegów?

Marek MRÓZ: – Kojarzy mi się to z okresem zimowym, teraz sytuacja jest bardzo podobna. Przed tą przymusową przerwą byliśmy w dobrej formie fizycznej, mam nadzieję, że to było widać na boisku. Teraz chodzi o to, by ją podtrzymać i być w dobrej dyspozycji, gdy wznowimy „normalne” treningi.

Utrzymuje pan łączność z kolegami z drużyny? Częściej korzysta pan z mediów społecznościowych, czy telefonu?

Marek MRÓZ: – Jestem w stałym kontakcie praktycznie ze wszystkimi kolegami, komunikuję się z nimi za pośrednictwem telefonu i facebooka. Z każdym z nich rozmawiałem, ale najczęściej z Łukaszem Norkowskim. Nie tylko mieszkamy razem, ale również przyjaźnimy się. Dosyć często rozmawiam też z Patrykiem Skóreckim.

Rozmawiacie o koronawirusie, czy o innych, bardziej prztyjemnych rzeczach?

Marek MRÓZ: – Wymieniamy uwagi, co każdy z nas robi, często żartujemy i śmiejemy się, żeby nie zwariować. Oczywiście temat koronawirusa także się przewija, bo trudno w tej chwili od tego uciec. Musimy dbać o swoje zdrowie i pilnować się.

W jaki sposób zagospodarowuje pan wolny czas?

Marek MRÓZ: – Jestem szczęśliwy, że mogę przebywać z rodziną i spędzać z nią dużo czasu. Wyjechałem z domu w bardzo młodym wieku i tych kontaktów i wspólnie spędzonych chwil bardzo mi brakowało. Czyli mam szczęście w nieszczęściu. Ponadto staram się wykonywać dużo ćwiczeń z piłką, by nie stracić czucia. To ćwiczenia koordynacyjne, między innymi slalomy. Dużo czasu spędzam też na spacerach z psem. Mój jest rasy beagle, to psy myśliwskie. Te „wycieczki” odprężają mnie, pozwalają się wyluzować.

Po rozmowach z pańskimi kolegami widzę, że wielu z Was ma w domu psa.

Marek MRÓZ: – Bo to prawda, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka.

Jak pan myśli, kiedy zaczniecie treningi grupowe? Trener Jarosław Skrobacz powiedział, że poważnie się nad tym zastanawia i być może byłyby to zajęcia w grupach 5-7 osobowych.

Marek MRÓZ: – Myślę, że wszystko zależy od tego, jak się rozwinie w naszym kraju pandemia koronawirusa. To chyba byłby niezły pomysł, bo wtedy można ograniczyć ryzyko. Na ten moment jednak nie można niczego konkretnego zaplanować, ale takie rozwiązanie byłoby jakąś dopuszczalną opcją.

Wierzy pan, że w tym sezonie jeszcze wyjdziecie na boisko?

Marek MRÓZ: – Naprawdę wierzę, że rozgrywki – nie tylko w I lidze – zostaną wznowione. To jest dla nas, piłkarzy, mega ważne. Już odczuwamy ogromny głód piłki, chcemy zagrać wszystkie kolejki, jakie pozostały do końca sezonu. Zakończyć rywalizację bez dwunastu meczów… Zdaję sobie sprawę, że w takim przypadku intensywność rozgrywania meczów będzie bardzo duża, lecz jestem przekonany, że sobie poradzimy. W naszej kadrze jest ponad 20 zawodników, więc trener Skrobacz będzie mógł w razie czego rotować składem. Każdy z nas wręcz pali się do gry.

Niemal wszyscy koledzy z drużyny podkreślali, że to pan ich poderwał do walki w meczu z Radomiakiem. To znak, że odgrywa pan coraz bardziej znaczącą rolę w zespole?

Marek MRÓZ: – Niezręcznie odpowiadać mi na tak postawione pytanie. Faktem jest, że cały czas przekonywałem kolegów, że jeszcze nie wszystko stracone. Stratę dwóch bramek można odrobić, a nawet większą, co pokazaliśmy w sparingu z GKS-em Bełchatów, zakończonym remisem 4:4, chociaż przegrywaliśmy już 1:4. Z Radomiakiem udało się odwrócić losy spotkania i wygrać 3:2, chociaż przeciwnik prowadził dwoma bramkami. Cały czas namawiałem kolegów, by nie spuszczali głów i dokonaliśmy prawie niemożliwego, strzelając trzy gole w ciągu siedmiu minut! To był dobry prognostyk przed następnymi meczami. Naprawdę możemy wygrać z każdym.

W tym sezonie strzelił pan dwa gole. Oba padły po strzałach z dystansu, czyli zza pola karnego, a jeden był piękniejszy od drugiego. Więcej uwagi przywiązuje pan do siły uderzenia, czy do precyzji strzału?

Marek MRÓZ: – Myślę, że najważniejsze jest w tym wszystkim podjęcie decyzji o oddaniu strzału na bramkę przeciwnika. Trener Jarosław Skrobacz powtarzał mi to wielokrotnie, namawiał do oddawania strzału z dalszej odległości i ganił, kiedy tego nie robiłem. Przyznaję, miał rację strofując mnie. Oczywiście dużo ćwiczę, by „ułożyć” sobie nogę. Czy ważniejsza jest siła, czy precyzja? Powtórzę jeszcze raz – najważniejsza jest decyzja. Bramkarz może przecież popełnić błąd i przepuścić pozornie niegroźny strzał, albo zawodnikowi strzelającemu wyjdzie efektowne uderzenie i zdobędzie efektowną bramkę, na przykład w samo „okienko”.

Na zdjęciu: Pomocnik GKS-u 1962 Jastrzębie Marek Mróz wierzy, że rozgrywki w I lidze zostaną wznowione.