Marek Papszun: Chciałbym, żeby arbiter był sprawiedliwy i niezawisły

Rozmowa z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa.


Znów wywołał pan lawinę. Krytykując decyzje sędziego Przybyła po meczu z Cracovią „uruchomił” pan samego prezesa Bońka, który tę sytuację skomentował na Twitterze…

Marek PAPSZUN: Wiadomo, że sędziowanie to u nas temat drażliwy. To temat tabu – ocena sędziowania, analizy sędziowskiej, ich awanse i spadki, przyznawanie im konkretnych meczów. Transparentności tutaj na pewno brakuje. Co do spotkania z Cracovią, to ilość błędów sędziego Przybyła była dla mnie przerażająca. Nie można takich sytuacji zamiatać pod dywan, bo nie ma jednej dużej kontrowersji.

W mojej opinii waga podyktowania czy niepodyktowania rzutu karnego nie jest wcale większa od 13 mniejszych błędów, gdzie przez to wynik jest dla mnie bardziej wypaczony ze względu na to, że traci się szanse na zdobycie gola na przykład poprzez niepodyktowany rzut wolny na 20 metrze lub przeciwnik przerywa kontry faulem który jest nieodgwizdany.

Zawodnicy są wtedy wybici z rytmu meczowego. Jest też u nich frustracja, bo widzą co się dzieje. To też jest wypaczenie wyniku. Jest to nawet jeszcze gorsze. Dla mnie jest to świadome działanie i z tym nie mogę się po prostu pogodzić. Brakuje wnikliwej analizy i oceny sędziowania. Oczywiście, można się mylić, nawet grubo tak jak przy rzucie karnym czy kartkach, natomiast nie można tego zrobić w sposób świadomy, a odnoszę wrażenie, że tak się to odbywało w meczach z Pogonią czy Cracovią.

Mówimy o Jarosławie Przybyle, ale w przeszłości były inne przypadki jak Piotr Lasyk, Mariusz Złotek czy Tomasz Kwiatkowski. Oni też dostawali od pana „burę” na konferencjach…

Marek PAPSZUN: Ja do pana Złotka czy Kwiatkowskiego, Frankowskiego i innych sędziów nie mam żadnych zastrzeżeń. Błędy były popełniane, ale zdaję sobie sprawę podobne sytuacje miały miejsce w przypadku innych drużyn. To jest też gdzie w tę grę wkalkulowane. Ja też nie jestem od analizy sędziów. Mogę przeanalizować sposób sędziowania wobec mojej drużyny, ale globalnie się w to nie zagłębiam. Od tego są inne osoby i właśnie chodzi mi o to, by sędziowali jak najlepsze osoby, żeby była transparentność wyznaczania tych arbitrów, ich awansów, ale przede wszystkim, żeby napiętnować takie sędziowanie jak w tych meczach.

Wiadomo, człowiek może być poddenerwowany, powiedzieć coś w nerwach na konferencji prasowej czy w wywiadzie. Po meczu już rozmawiałem spokojnie i bez emocji. Analizując ten mecz byłem zdruzgotany ilością tych błędów, bo nawet tego tak nie odczytałem z boiska, że jest ich tak wiele – z Cracovią 13, a w meczu z Pogonią 11 w tym karny! Nie miałem tej skali oglądając ten mecz jako trener i patrząc subiektywnie nie wierzyłem, że to aż tak źle wygląda.

Pamiętam pana wypowiedz z tureckiego zgrupowania, gdy porównał pan tamtejsze sędziowanie do tego z lat 90. naznaczonych korupcją. Nie chce pan przełożyć tej kalki ze zgrupowania na obecną sytuację?

Marek PAPSZUN: Nie chciałbym się tutaj zagłębiać i nawiązywać do poprzednich czasów. Nie myślę nawet o tym, że takie rzeczy mogą się dziać. Nawet nie chcę o tym myśleć, ale patrząc na takie sędziowanie trudno jest mi uciec od takich analogi. Nie chcę o tym myśleć w takich kategoriach.

Chciałbym natomiast, by moja drużyna nie była krzywdzona, tak jak i inne drużyny. Chcę, by odbywało się to na zdrowych, normalnych zasadach. Nie wiem co kieruje panem Przybyłem, że w ten sposób się do nas odnosi i tak prowadzi te spotkania. Trudno jest mi się nawet do tego odnieść. Nie mam z nim żadnych relacji, czy pozytywnych czy negatywnych. Może jakieś inne kwestie o tym decydują. Chciałbym, żeby arbiter był sprawiedliwy i niezawisły.

Pan Przesmycki kolejny raz desygnował sędziego Przybyła do meczu Rakowa, a przecież w poprzednim sezonie też popełniał błędy na niekorzyść pana zespołu…

Marek PAPSZUN: Tam też podyktował rzut karny w 90 minucie z kapelusza. Doszukiwanie się tam jakiegoś faulu… Oczywiście można zawsze czegoś się doszukać, ale to byłoby mocno na siłę. Także tych wpadek było bardzo dużo i stąd moje rozgoryczenie i frustracją tą sytuacją. Nie zwalam tu winy na sędziego, że nie wygraliśmy meczu tylko naprawdę trudno się gra przy takim sędziowaniu. Doszły do tego kwestie boiska i tematów z nim związanych. Później uderza się w zawodników, że jest słabe widowisko. To jest duże uproszczenie.

Warunki gry stwarzane są też przez boisko i zarządzaniem meczem przez arbitra. Trzeba to wziąć pod uwagę. Oczywiście, to piłkarze grają i należało trafić do pustej bramki, aczkolwiek nie wiadomo, co by się później wydarzyło – czy my wygralibyśmy ten mecz czy stałoby się jeszcze coś innego. Każde nasze jakiekolwiek przewinienie było bezwzględnie odgwizdywane. Czerwona kartka dla Arsenicia była jak najbardziej zasłużona, a w drugą stronę było już inaczej.

Słuchając pana wypowiedzi na konferencjach po przegranych lub zremisowanych meczach czasami odnoszę wrażenie, że stara się pan przenieść odpowiedzialność za wynik z piłkarzy na sędziego czy stan murawy. Czy nie jest to czasami uciekanie od odpowiedzialności?

Marek PAPSZUN: Nie do końca. Pamiętam moje jedyne narzekanie na stan murawy po wygranym meczu z Podbeskidziem. Wygraliśmy to spotkanie, choć boisko nie nadawało się do gry w piłkę nożną. Mówiłem to przed, jak i po spotkaniu. Nigdy nie uciekałem i nie uciekam od odpowiedzialności za wynik. Tak samo jest i tym razem. Nie można zwalać na trenera czy na zawodników, że boisko nie nadaje się do gry, a sędziowanie jest jakie jest. Tego nie można zamieść pod dywan.

Biorę na siebie to, że nie potrafimy trafiać do bramki. Pracujemy nad tym i będziemy pracować, by takie sytuacje wykorzystywać, ale inni muszą też wykonać swoją pracę jak należy. Krytykę przyjmuję, ale nie dam się zepchnąć do narożnika, że proszę nauczyć kogoś strzelać czy grać w piłkę nożną czy inne zarzuty. Oczywiście, to jest moją rolą, staram się to robić i myślę, że całkiem nieźle nam to wychodzi, biorąc pod uwagę nasze możliwości. Oczekuje od innych, że będą wykonywali swoją pracę jak należy.

Skoro podniósł pan gardę i odbił mój cios, to przejdźmy do przyjemniejszych tematów. Po meczu z Zagłębiem Lubin powiedział pan, że zaświeciło dla was słońce. Coś w tym jest, bo po przeciętnym początku rundy znów wchodzicie na swoje najlepsze obroty…

Marek PAPSZUN: Dokładnie tak. Wrócę, jako przykład, do meczu z Lechem, gdzie rozegraliśmy nasz najlepszy mecz w tym roku. Warunki tam były, jak na tę porę roku bardzo dobre, do tego przeciwnik, który chciał grać w piłkę i jest bardzo dobrą drużyną. Niech to będzie odpowiedzią, na to co wcześniej powiedziałem, czyli że to o czym mówimy ma znaczenie.

Nie martwi się pan, że ofensywa Rakowa opiera się głównie na Ivanie Lopezie i dzięki niemu pana zespół wygrywa?

Marek PAPSZUN: Nie. Ivi wyróżnia się w decydujących momentach, natomiast pracuje na to cały zespół i on niejako wypracowuje mu sytuacje. Dzięki temu może on te swoje atuty wyeksponować. To mnie nie martwi, bo nie ma znaczenia kto strzela. Ważne jest to, by wygrywać spotkania.

Martwić za to może forma Vladislavsa Gutkovskisa. Miał świetny początek sezonu, później zgasł. Zimą miał być transfer napastnika z zagranicy, a skończyło się na Jakubie Araku. Ten ruch był spowodowany brakiem porozumienia z innym zawodnikiem, czy zdecydował się pan na niego z racji jego umiejętności?

Marek PAPSZUN: Doprecyzuję, że początkowo nie mieliśmy w ogóle sprowadzać napastnika. Pojawiła się oferta dla Oskara Zawady, klub wyraził zgodę na transfer. Wtedy też rozpoczęły się poszukiwania, a że nie jest to łatwy temat to chyba wie każdy. Dlatego postanowiliśmy zabezpieczyć się Kubą, który jest doświadczonym zawodnikiem, dodatkowo Polakiem i wierzymy w niego. Taka jest geneza tego transferu.

Arak, wcześniej Zawada, Sebastian Musiolik czy Felicio Brown Forbes. Większość z nich to albo zawodnicy po przejściach lub tacy, którzy nie prezentowali wysokiej formy strzeleckiej. Odnoszę wrażenie, że lubi pan ściągać takich zawodników, żeby ich później odbudować i puścić ich dalej by się rozwijali…

Marek PAPSZUN: (śmiech) Nie wiem czy lubię. Klub miał określone możliwości finansowe, sporo też utrudniała pozycja w lidze. To nie są wbrew pozorom łatwa sprawa, by ściągnąć napastnika bramkostrzelnego i dobrego piłkarsko, który będzie realizował wszystkie zadania nakreślone przez trenera. Tak dotychczas wyglądały nasze działania transferowe, że musieliśmy ściągać zawodników nieoczywistych, takich którzy nigdy nie strzelali dużo bramek i w których nikt specjalnie nie wierzył. Jak czas pokazał wszystkie te ruchy były udane, nawet mimo tego, że w pewnych okresach wylewał się na nich hejt.

Sam dołożyłem do tego swoją cegiełkę…

Marek PAPSZUN: Wcześniej był to Forbes, Musiolik czy Zawada. Tamta trójka została sprzedana, klub zarobił na nich pieniądze. Podobnie będzie z Gutkovskisem. Ja się z tego śmieję. Oczywiście dla niego sytuacja z tym „napiętnowaniem” nie jest łatwa. Ale przyjdzie czas, że ten chłopak strzeli jeszcze wiele bramek i wyjedzie za granicę.

Pytanie czy zdobędzie je w półfinale Pucharu Polski z Cracovią. Odkąd Raków wrócił do ekstraklasy Michał Probierz ma na pana i pana drużynę patent, pomijam tu oczywiście kwestie sędziowania. Czy znalazł pan już jakiś plan jak ten trend zmienić?

Marek PAPSZUN: Liczby nie kłamią – trzy remisy i dwie porażki. A nawet trzy, ponieważ przegraliśmy po karnych zremisowany mecz. Jesteśmy coraz bliżej, bo w ostatnich dwóch spotkaniach remisowaliśmy. Myślę, że teraz do trzech razy sztuka i plan jest taki, aby tym razem wygrać. Na pewno przed nami ciężkie spotkanie, ale wierzę w zwycięstwo. Gramy coraz lepiej, ten sobotni mecz tego nie pokazał, bo nie był dobry w naszym wykonaniu, ale tak jak mówiliśmy – warunki jego rozgrywania były trudne. To spotkanie nie pokazało naszych możliwości w obecnej chwili. Jesteśmy w formie bliżej Lecha, niż Cracovii.

Na to spotkanie powinien wykurować się Tomasz Petraszek. To prawda, że wrócił już do indywidualnych treningów na boisku?

Marek PAPSZUN: Tak. Tomasz trenuje już indywidualnie. Liczę na to, że lada moment dołączy do nas i będzie brany pod uwagę przy wyborze składu.

A znajdzie pan miejsce na boisku dla Petraszka i Andrzeja Niewulisa? Ostatnio Niewulis jest w bardzo dobrej dyspozycji i zastanawia mnie jak pan to połączy…

Marek PAPSZUN: Zobaczymy. Jest przecież jeszcze Kamil Piątkowski, Zoran Arsenić zagrał ostatnio dobre zawody. Wbrew czerwonej kartce oceniam go bardzo pozytywnie. Jest również Petr Schwarz. Oczywiście nie mamy ich wszystkich do dyspozycji, ale myślę, że rywalizacja podniesie poziom naszej drużyny i będziemy w końcówce, kiedy będziemy ich potrzebować, gdy będziemy rozgrywali pięć meczów w dwa tygodnie to będziemy przez to mocniejsi jako drużyna.


Na zdjęciu: Trener Marek Papszun odnosi wrażenie, że pomyłki sędziowskie w meczach z Pogonią i Cracovią nie były przypadkowe

Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus