Marek Papszun: Nagonka na Wilusza jest absurdalna i krzywdząca [II CZĘŚĆ ROZMOWY]

Rozmowa z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa.


Zaskoczyła mnie decyzja o wypożyczeniu do Włoch Sebastiana Musiolika i sprzedaży Felicio Browna Forbesa do Wisły Kraków. Zastępstwo w postaci Oskara Zawady również było zaskakujące. Co widzi pan w nim i jakie plusy dostrzega, że akurat jemu wraz z klubem, zaproponował pan współpracę?

Marek PAPSZUN: – Na pewno nie tylko pana ten transfer zaskoczył, bo nie wszystkie nasze ruchy są oczywiste. Nie wszystko nam się udaje, co jest zrozumiałe, ale patrząc z perspektywy czasu to jednak te transfery nieoczywiste raczej nam się sprawdzały, w porównaniu do tych bardziej oczywistych. Te bardziej przejrzyste transfery nam nie wypaliły. To też nam pokazuje, że nie do końca my popełniamy błędy, czy to ja czy ludzie pracujący w klubie na przykład dział skautingu, a konkretnie tych ściąganych do klubu zawodników, którzy mieli niewłaściwe podejście i dlatego ich z nami obecnie nie ma. Jeżeli chodzi o Oskara, to uważam, że jest młodym Polakiem, który ma pełne kwalifikacje i parametry pod to, aby być bardzo dobrym napastnikiem i udowodnić to na murawie. Wierzę, że to stanie się u nas.

Nie ma pan obawy, że w przypadku kontuzji Vladislavsa Gutkovskisa i Zawady, a więc dwóch nominalnych napastników, zabraknie w kadrze zawodnika, który będzie mógł wziąć na siebie odpowiedzialność za zdobywanie goli? I z drugiej strony, czy dwóch nominalnych snajperów nie ogranicza panu pola manewru i zmiany taktyki?

Marek PAPSZUN: – Nie do końca. W poprzednim sezonie, przez prawie całą drugą rundę graliśmy duetem napastników w ustawieniu 3-5-2 i osiągaliśmy bardzo dobre wyniki. Trzeba pamiętać, że tych meczów nie jest tak wiele w tej rundzie. Do końca roku pozostało nam dziewięć spotkań. Biorąc pod uwagę, że gramy obecnie jednym napastnikiem, zakładając nawet te dwie kontuzje, to w podobny sposób można podejść do innych pozycji, że mamy dwóch na skrzydło, pięciu stoperów to też za mało, bo jak będą kontuzję, to kto będzie grał. Mamy inne możliwości. Jest młody Daniel Szelągowski, Ivi Lopez, Marcin Cebula, którzy też mogą zagrać w ataku. Nie widzę tutaj żadnego problemu.

Rozstanie z zawodnikiem za każdym razem jest miłe? Czytając wypowiedzi Macieja Domańskiego oraz Dawida Szymonowicza dla Weszło czy już dość dawną Dariusza Formelli dla Przeglądu można odnieść wrażenie, nie byli oni do końca zadowoleni ze sposobu rozstania z klubem i nie zawsze rozumieli powody rozstania.

Marek PAPSZUN: – Nie widzę nic w tym złego. Żaden z nich nie powiedział, że się z nim pokłóciłem czy skonfliktowałem w żaden sposób. Nie powiedzieli, że ich wyrzuciłem czy obraziłem w jakikolwiek sposób. To normalna sprawa, mogę panu to wyjaśnić jak to działa. Zawodnik nigdy nie rozumie, przegrywa rywalizację sportową na boisku i on nie rozumie co się dzieje. Co tu można rozumieć? Coś się zadziało, przegrywa rywalizację sportową i nie może się z tym pogodzić. Nie przyjmuje do wiadomości, że był po prostu słabszy od kolegi z zespołu, ciężko się do tego przyznać. Jest to taka subiektywna ocena. Ciężko się przyznać, że się poniosło sportową porażkę. Rozumiem tych zawodników, że oni przegrali rywalizację sportową, ale nie mogą się pogodzić, że musieli odejść z klubu. Nie mam do nich żadnej urazy, rozstaliśmy się w normalnej atmosferze. Teraz spotykamy się na meczach, też obserwuje jak grają i jak się rozwijają w innych zespołach. Zobaczymy co przyniesie czas, czy się pomyliłem czy podjąłem dobrą decyzję i oni byli po prostu za słabi. W takim zespole jak Raków sobie nie poradzili.


Czytaj jeszcze: Nie jestem cudotwórcą


Najwyraźniej rywalizacja była dla nich zbyt duża. Tylko na jednej w Rakowie jej nie ma, czyli na pozycji pół-lewego środkowego obrońcy, ponieważ tam jest doświadczony Maciej Wilusz, jednak niektóre jego decyzje jak w meczu z Legią czy z Podbeskidziem były błędne. Nie ma pan wrażenia, że Wilusz na boisku zachowuje się zbyt brutalnie?

Marek PAPSZUN: – Widzę, że uległ pan presji ze strony kibiców i ich nagonki. Nie interpretuje pan tego dobrze, bo widział pan zdjęcie kostki i sam efekt zdarzenia (chodzi o spowodowanie urazu Maksymiliana Sitka z Podbeskidzia – dop. red.). Mógłbym pokazać zdjęcia innych urazów bez kontaktu z przeciwnikiem, które w skutkach były dramatyczne, a nikt zawodnika nie dotknął, po prostu źle stanął i skręcił staw skokowy. Jeżeli ktoś ma trochę więcej wiedzy o anatomii to wie, że czasami wystarczy go lekko skręcić, pęka torebka stawowa – to duży wylew i obrzęk i wygląda bardzo źle, ale nie musi być żadnego wejścia. Zrobiono z tego nie wiadomo co, a to było po prostu starcie, gdzie chłopakowi podwinęła się stopa, krawędziował, źle stanął i oczywiście nie najlepiej to w skutkach wyglądało. Trzeba jednak popatrzeć na całą tą sytuację, gdzie Maciek źle przyjął piłkę, następnie doszło do pojedynku. Oczywiście, był spóźniony i sfaulował chłopaka, ale to się na boisku zdarza, bo to sport kontaktowy. Jednak robienie z niego brutala po jednym, przypadkowym wejściu jest dla mnie chore i ta sytuacja jest dla mnie po prostu nienormalna. Z Legią dostaje dwie żółte kartki, gdzie Luquinhasowi nie robi krzywdy, a wręcz przeciwnie. To były miękkie, taktyczne faule za które otrzymuje dwie żółte kartki i gramy całą połowę w osłabieniu, jesteśmy mocno ukarani. Oczywiście abstrahuje od tego czy to była słuszna decyzja, czy też nie. Był spóźniony, ale nic temu chłopakowi nie zrobił, także te opinie i ta nagonka na Wilusza jest absurdalna i krzywdząca. Do takich zdarzeń dochodzi ciągle, a pokazywanie i wyłuszczanie takich zdjęć jest niesprawiedliwe w stosunku do Maćka. Gdyby go poznali i wiedzieli jakim jest chłopakiem to możliwe, że inaczej by do tej sytuacji podeszli. U nas jednak najczęściej i najlepiej sprzedają się nagonki na ludzi i to jest taki właśnie przykład. To jest dla niego krzywdzące w tym momencie.

Wilusz dostaje po głowie dość często w tym sezonie za twardą grę.

Marek PAPSZUN: – Gdyby podejść do tego analitycznie, to z Legią nic złego nie zrobił. Oczywiście popełniał tam błędy, mógł się w kilku momentach inaczej zachować od strony taktycznej. Ale od strony szacunku do rywala to nic mu nie można zarzucić. To wejście było zupełnie przypadkowe, bo on chciał ratować piłkę, nie wszedł wślizgiem, nie miał nogi w górze. Nie rozumiem w ogóle ataku na niego, ponieważ prosta sytuacja nie mogła być pretekstem do tego. A zrobiono z niego bandytę, który łamie nogi i trzeba na niego uważać. To dla mnie sytuacja absurdalna, która go krzywdzi.

Czyli chłopak o gołębim sercu.

Marek PAPSZUN: – Prędzej mógłbym mu zarzucić brak agresji, czyli całkowite przeciwieństwo opinii, jaką wykreowała opinia publiczna i media w stosunku do niego.

Przed wyjazdem do Rosji nie odznaczał się jakąś przesadną agresywnością i brutalnością.

Marek PAPSZUN: Chłopak nie ma ani jednej takiej historii czy u nas czy w Rosji. Maciek ma 32 lata i nie przypominam sobie, żeby odznaczał się na boisku grą brutalną czy chamską. Będę bronił tego zawodnika, bo ta ocena jest niesprawiedliwa.

Wilusz miał w Rosji gorszy moment, gdy przytrafiały mu się gorsze momenty i feralne kontuzje. Lubi pan chyba takich zawodników ściągać do Rakowa. Do klubu przecież trafił po takich perturbacjach Petraszek, w klubie też był moment ogromnej niepewności spowodowanej zakażeniem wirusem kilka lat temu. Apropo niego, jak się pan czuje mając w składzie reprezentanta Czech, który może w przyszłym roku pojechać na mistrzostwa Europy?

Marek PAPSZUN: – Jestem dumny z Tomasza, ale także z ludzi, którzy mu pomogli. Miał u nas duże wsparcie przez te lata, mógł się rozwijać, wyjść z bardzo poważnej choroby. Dzisiaj to piękna historia, którą już media eksponowały. Jest u mnie radość i duma, że ten chłopak spełnia swoje marzenia. Ja mu dalej będę kibicował.

Z resztą to nie jedyny reprezentant. Coraz szczuplejsza się robi kadra Rakowa w czasie przerwy reprezentacyjnej. Mocno utrudnia to pracę w momencie, kiedy jest więcej czasu na przygotowanie się do kolejnych spotkań w lidze?

Marek PAPSZUN: – Wpływa dość mocno, to pewien mankament tej sytuacji. Jednak w życiu nie można mieć wszystkiego, czego się chce. Cieszę się, że ci chłopcy mogą reprezentować swój kraj. To jest największa wartość dla sportowca wyjść z godłem na piersi i walczyć w reprezentacji swojego kraju. Tego im nikt nie zabierze, to zostanie z nimi na zawsze. Może my trochę tracimy, ale oni sporo zyskują. Wierzę, że po zgrupowaniach wrócą do nas w pełnym zdrowiu i przepełnieni nową energią i pełni doświadczeń i będą efektywni w naszej grze.


Na zdjęciu: Marek Papszun uważa, że opinie o Macieju Wiluszu i brutalności jego gry są przesadzone i krzywdzące dla obrońcy Rakowa.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus