Marek Papszun: Nie jestem cudotwórcą [I CZĘŚĆ ROZMOWY]

Rozmowa z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa.



Patrząc na pandemię wszyscy byśmy chcieli, żeby to się już skończyło. Inaczej jest z sytuacją Rakowa.

Marek PAPSZUN: – Właśnie, pandemia niech się kończy, a Raków niech zostanie w tym miejscu tabeli, w jakim obecnie się znajduje.

Przez pozycję lidera nie rośnie presja? Klub pierwszy raz w historii znalazł się w takim miejscu.

Marek PAPSZUN: – Jaką możemy mieć presję… Presję mogą mieć zespoły, które do takich miejsc aspirują, czyli przynajmniej połowa ligi, a nie my. Drużyna drugi rok gra w ekstraklasie, nie ma własnego stadionu, ciągle się wszystkiego uczy, rozwija organizację. U nas nie ma presji, my możemy tylko wygrać na tym sezonie.

W zespole i u pana jest taka wiara, że uda się to pierwsze miejsce do końca sezonu utrzymać, albo chociaż walczyć o europejskie puchary?

Marek PAPSZUN: – W ogóle nie myślimy w tych kategoriach. Cieszymy się, że zapisaliśmy się w historii klubu, bo tego nam nikt nie zabierze. 99 lat istnienia Rakowa i po raz pierwszy jest liderem ekstraklasy. To zostanie w klubowych annałach. Natomiast my jeszcze nic nie wygraliśmy. Nasze podejście się nie zmieniło, liczy się kolejny mecz. To spotkanie w Zabrzu jest najważniejsze, nie myślimy na razie co dalej.

Prezes Wojciech Cygan powiedział, że w klubie nie dojdzie do rewolucji kadrowej, a jednak z drużyny odeszło 10 zawodników i przyszło 12. Pan lubi robić taką rewolucję raz na sezon?

Marek PAPSZUN: – Nie sprawia mi satysfakcji wymiana zawodników i innych pracowników. Robię takie zmiany tylko w przypadku, gdy jestem do tego zmuszony lub w sytuacji, gdy nie mam na coś wpływu. W tej chwili stajemy w obliczu transferów wychodzących z klubu. Może być taka sytuacja, że będę chciał, żeby zawodnik w drużynie został, ale on otrzyma lepszą propozycję, klub też tą ofertą będzie usatysfakcjonowany i nie będę miał nic do gadania.

Były już w tym sezonie takie transfery, w których to „góra” zadecydowała o przenosinach zawodnika?

Marek PAPSZUN: – Nie było, natomiast nie chodzi o zarządzenie „góry” tylko o zdrowy rozsądek i zrozumienie strategii klubu, w którą też się wpisuję jako trener i działam według ustalonego planu. Trzeba do pewnych spraw podejść ze zrozumieniem. Jest tak, bo takie są długofalowe założenia przedstawione przez właściciela i dla mnie wszystko jest jasne.

Patrzą na wzmocnienia klub poszukuje zawodników coraz dalej, co pokazuje zakontraktowanie Giannisa Papanikolaou z Grecji czy Ivana Lopeza z Hiszpanii, z którym na razie trzeba porozumiewać się tylko po hiszpańsku. Nie ma obaw o powstanie w szatni bariery komunikacyjnej?

Marek PAPSZUN: – Mamy w sztabie trenerów, którzy posługują się językiem hiszpańskim, kilku zawodników tym językiem włada. Powszechny w szatni jest także angielski, więc nie mamy z tym żadnych problemów.

Jeżeli jesteśmy już przy trenerach to i tam dochodzi do zmian, sama rekrutacja też przyjęła ciekawą formę. Zmiany będą większe, czy w sztabie pojawi się tylko nowy asystent i kierownik drużyny?

Marek PAPSZUN: – Nowy będzie tylko kierownik drużyny, pozyskamy także asystenta trenera przygotowania fizycznego. To też pokazuje nasz kierunek oraz to, że się rozwijamy. Wzmocnienia w sztabie mają wpłynąć na rozwój zawodników.

Jak jest z młodymi zawodnikami, którzy dołączyli latem do klubu? Będą w stanie w jednym lub w dwóch sezonach wywalczyć miejsce w pierwszej drużynie i wziąć na siebie odpowiedzialność za wyniki, czy trzeba na to jeszcze poczekać?

Marek PAPSZUN: – Trudno teraz wyrokować. U młodych zawodników jest duża dynamika progresu i czasami u niektórych, jak u Kamila Piątkowskiego, wszystko dzieje się dość szybko. Wierzę w tych chłopaków, niedługo będą stanowili o naszej sile.

W drugiej drużynie lub wśród grup młodzieżowych widzi pan jakiegoś kandydata, który mógłby wskoczyć do pierwszego zespołu?

Marek PAPSZUN: – Niestety nie i trzeba będzie jeszcze poczekać, aż nasza akademia zacznie wydawać plony. Na razie nie ma żadnego zawodnika, który mógłby realnie rywalizować o miejsce w pierwszym zespole.

Co pan robi, że zawodnicy nie radzący sobie najlepiej w innych klubach, w Rakowie się rozwijają? Czasami są w stanie wnieść wiele do zespołu i zmienić jego oblicze.

Marek PAPSZUN: – Staramy się sprowadzać zawodników, w których widzimy potencjał niewykorzystany w poprzednich klubach. Nie zawsze są sprowadzani bardzo młodzi zawodnicy, choć chcemy nastawiać się na takich. Zawodnik musi prezentować określony poziom sportowy, żeby miał szansę rywalizować. W innym przypadku musimy się pożegnać. Nie jestem cudotwórcą, a tylko trenerem i mogę tylko rozwijać ich potencjał. Nie zamienię żelaza w złoto. Dlatego szukamy zawodników o określonym potencjale i możemy próbować go rozwinąć. Tak się stało z Davidem Tijaniciem, tak teraz dziej się z Cebulą. Są to jednak zawodnicy z innego poziomu niż akademia i to nie tylko naszego klubu, ale także innych.

Wyjątkami są akademie Zagłębia Lubin czy Lecha, skąd często wychodzą perły, a jedna z nich jest teraz w Rakowie.

Marek PAPSZUN: – Tylko to nie są raczej perły dla nas. Nie mamy zbyt wielu szans, by je pozyskać. Oczywiście, taka sytuacja jak z Kamilem Piątkowskim się zdarza, ale to rzadkość. Każdy pilnuje swoich talentów.

Ostatnie miesiące w wykonaniu Piątkowskiego były dla niego bardzo udane – pierwszy skład w Rakowie i młodzieżowej reprezentacji. Nie było w czasie ostatniego okienka zapytań o niego?

Marek PAPSZUN: – Nie znam szczegółów, jednak dochodziły do mnie słuchy, że takowe zainteresowanie jest. Nie dziwi mnie to, bo Kamil pokazał się z bardzo dobrej strony w ekstraklasie, wywalczył miejsce w wyjściowym składzie w reprezentacji do lat 21 wygrywając rywalizację z naprawdę mocnymi zawodnikami. Więc to zainteresowanie absolutnie mnie nie dziwi. My jednak spokojnie do tego podchodzimy, Kamil również. Jeżeli będzie odpowiednia oferta, to oczywiście się nad nią pochylimy, ale wierzę, że na niego jeszcze przyjdzie czas. Musi się jeszcze uczyć, musi się rozwijać i wierzę, że jest w dobrym do tego miejscu i możemy go jeszcze wiele nauczyć.


Czytaj jeszcze: Sztab też się rozwija

Stwierdził pan, że zawodnicy z Rakowa odejdą za grube miliony. Piątkowski jest właśnie w takiej grupie patrząc nie tylko na formę, ale i na jego możliwości fizyczne i grę w ustawieniu z trzema stoperami. Jak pokazuje przykład Górnika to może być przyszłością dla ligi.

Marek PAPSZUN: – Za wypowiedź o grubych milionach chyba dość mocno mnie w internecie hejtowano.

Nie pierwszy raz zresztą. Dziennikarze i kibice lubią robić wycieczki personalne w pana kierunku.

Marek PAPSZUN: – Ale racja okazała się być po mojej stronie. To zaczyna się spełniać, bo zainteresowanie tymi chłopakami jest już widoczne. W grę nie wchodzą małe kwoty. Do finalizacji jeszcze nie doszło, bo właściciel ma spore wymagania, jeżeli chodzi o transfery zawodników z klubu.

Podobnie jest z panem, kiedy półtora roku temu Michał Świerczewski zapowiedział, że pozwoli panu odejść z klubu tylko za grube miliony.

Marek PAPSZUN: – To miłe ze strony właściciela, ale oczywiście wszystkich nas w klubie obowiązują kontrakty. Umowa wiąże obie strony i trzeba ją po prostu realizować. Jeżeli nie ma woli odejścia po obu stronach, to trzeba się zachować profesjonalnie. Nasi zawodnicy też to szanują na równi ze mną.

Nie było żadnych zapytań o pana ze strony innych klubów czy reprezentacji, biorąc pod uwagę sytuację ze zmianą trenera w Legii?

Marek PAPSZUN: – Myślę, że nie ma to żadnego znaczenia. Dzisiaj jestem w Rakowie, mam tutaj kontrakt. Niezależnie czy zapytania były czy nie, to nie zmienia mojego nastawienia. Pracuję tutaj, daję z siebie wszystko i tego się trzymajmy.


Druga część rozmowy w sobotnim „Sporcie”.

Na zdjęciu: Marek Papszun rozwija potencjał zawodników, po których wcześniej niewiele się spodziewano.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus