Marek Papszun: Nie możemy zlekceważyć Warty

Rozmowa z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa.


Jesteśmy kilka dni po remisie z Radomiakiem. Co pana zdaniem, teraz po głębszej analizie było jego powodem? Bardziej błędy w obronie czy nieskuteczność?

Marek PAPSZUN: Powiedziałem to na gorąco po spotkaniu i mogę tylko potwierdzić wypowiedziane wcześniej zdania. Byliśmy nieskuteczni w obu polach karnych. Z 12 swoich sytuacji wykorzystaliśmy tylko dwie, przeciwnik z trzech także wykorzystał dwie. Dlatego ten wynik jest dla nas mocno niekorzystny. Remisy są różnie interpretowane i oceniane. My to traktujemy jako stratę dwóch punktów.

W ostatnich spotkaniach ustawiał pan zespół z dwoma napastnikami, co ma swoje korzyści przede wszystkim w polu karnym. Mimo to, czy w momencie dojścia do zdrowia pozostałych zawodników będzie powrót do gry z jednym snajperem i dwiema „10”?

Marek PAPSZUN: Dobrze funkcjonujemy w systemie 3-5-2. Spotkania z Legią i Radomiakiem, choć różniące się od siebie z punktu widzenia ich przebiegu i przede wszystkim sposobu gry pokazały, że radzimy sobie w nim i to jest nasza alternatywa, której możemy użyć w każdym momencie.

W tym na to się zdecydowaliśmy i w każdym innym możemy to zrobić. Jeszcze zastanawiamy się, w jakim systemie zagramy z Wartą. Często ustawienie determinuje nasza kadra, jej stan zdrowia i forma, w jakiej znajdują się poszczególni zawodnicy. W obu wymieniony nasi piłkarze czują się dość swobodnie i możemy w każdym momencie to zmienić także w trakcie meczu.

Wiele razy wspominał pan, że brakuje wychowanków Rakowa na odpowiednim poziomie, by weszli do pierwszego zespołu. Czy panuje u pana taka mała radość z powodu dobrej dyspozycji Kacpra Trelowskiego, takiego pełnoprawnego wychowanka klubu?

Marek PAPSZUN: Można dyskutować, czy to pełnoprawny wychowanek. Nie chcę teraz wchodzić w polemikę. Natomiast cieszę się, że „Trelu” na tym poziomie ekstraklasy sobie radzi, ponieważ kiedy dołączył do nas trzy lata temu, to nie wyglądało optymistycznie. Jednak te lata spędzone z nami w pierwszej drużynie, szczególnie ten ostatni okres, kiedy wrócił z wypożyczenia do Sokoła Ostróda.

Wyszedł wówczas spod naszego klosza i nabrał innego doświadczenia, między innymi życiowego, bo pierwszy raz opuścił Częstochowę. Ta zmiana otoczenia dużo mu dała, wrócił już jako inny trochę dorosły facet. Trochę się usamodzielnił, co też pomaga bramkarzowi, na pewno, jak i każdemu mężczyźnie. Dodatkowo praca pod okiem trenera Tkocza to widoczny progres u Trelowskiego, jak i u Kovaczevicia.

Czy wybór Trelowskiego, biorąc oczywiście pod uwagę kontuzję Kovaczevicia, to bardziej decyzja wymuszona przepisami o młodzieżowcu, czy to jednak pełnoprawny, sportowy wybór?

Marek PAPSZUN: To sytuacja wielowymiarowa. Kovaczević miał po prostu kontuzję i nie był do naszej dyspozycji. Dlatego siłą rzeczy Kacper wszedł do bramki w meczu ze Stalą Mielec. Bronił także w Pucharze Polski, ponieważ Kovaczević nie by do dyspozycji, pojawił się dopiero przed samym meczem. Stąd też decyzja, że na Legii także bronił Trelowski.

Wygraliśmy trzy mecze i w takich sytuacjach raczej nie zmienia się na siłę bramkarza, aczkolwiek też jest młodzieżowcem i to jest też jego dodatkowy atut. Brałem to także pod uwagę przy wystawianiu składu. W tym czasie było wiele wątków, ale myślę, że dyspozycja sportowa była kluczowa. Obronił się sportowo. Jako pierwszy trener nie miałem do niego po tych występach zastrzeżeń. Miejsce w składzie mu się po ludzku należało.

Biorąc pod uwagę ostatnie wypowiedzi agentów Kovaczevicia jego sytuacja w walce o miejsce w składzie się pogorszyła czy nie patrzy pan w ogóle na kwestie pozasportowe?

Marek PAPSZUN: Nie patrzę na inne kwestie, bo ludzie są różni. Oczywiście zawodnik musi dobierać kompetentne środowisko wokół siebie. Jeżeli tego nie zrozumie, to będzie miał problemy. Musi także rozumieć sytuację, to o czym mówiłem wcześniej – jaka jest sytuacja drużyny, jego samego oraz jaka jest forma jego konkurenta, bo to również trzeba uszanować.

Oczywiście to, co powiedzieli, nie wiem agenci, nie wiem kto to w ogóle jest, nie znam ich i nie chcę się do tego jakoś specjalnie odnosić. Skomentowałem ich wypowiedź, jeszcze raz powtórzę: polecam wizytę u lekarza specjalisty jakiegoś mocnego od głowy, bo inaczej nie mogę się do tego ustosunkować. To jest poniżej jakiegokolwiek poziomu. Tacy ludzie nie powinni funkcjonować w profesjonalnym sporcie, a przede wszystkim doradzać piłkarzom, ponieważ w ten sposób robią im krzywdę.

Przechodząc do tematu spotkania: Warta nie ma najlepszej serii w lidze, dodatkowo odpadła z Pucharu Polski. Czy mimo to widzi pan u nich mocne strony, czy to indywidualne, czy zespołowe?

Marek PAPSZUN: Warta jako drużyna ubiegłorocznego beniaminka charakteryzowała się jednością i dobrą dyscypliną taktyczną. Był to zespół „zwarty”, który trudno pokonać. My też mieliśmy z nimi problemy. Wygraliśmy dwukrotnie, ale nie były to łatwe spotkania. Oba doskonale pamiętam i ten w Bełchatowie, jaki i w Grodzisku. Tak na marginesie to były specyficzne mecze, ponieważ żaden z zespołów nie grał na swoim stadionie. To był trudny, nieprzyjemny rywal. Dalej go tak odbieram. Nie nastąpiło w nim dużo zmian. Odszedł z wiodących zawodników jedynie Makana Baku. Reszta to ustabilizowany skład.

Kwestia tego, kiedy ten zespół znowu wejdzie na swój poziom piłkarskości, takiej może większej dyscypliny czy pazerności. To było widoczne w meczu z Zagłębiem Lubin, gdzie świetnie bronił Dominik Hładun. Nie możemy Warty zlekceważyć, a z drugiej strony mamy swoją pozycję, jesteśmy w dobrej formie. Wszystkie spotkania, jakie rozegraliśmy w tym sezonie, poza spotkaniem w Białymstoku, które miało swoją specyfikę ze względu na wystawiony skład, to graliśmy na poziomie. Jesteśmy świadomi tego, jaką jesteśmy drużyną i będziemy chcieli tutaj wygrać.


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus