Marek Zub: Trzeba zachować czujność

 

Dopuszcza pan możliwość, że reprezentacja Polski straci punkty w Rydze?
Marek ZUB: – Dopuszczam, ale tylko ze względu na naszych chłopaków, a nie na naszego czwartkowego rywala. Patrząc na potencjał obu reprezentacji, to nie jest to przeciwnik, który byłby nam w stanie odebrać punkty. Choć oczywiście pamiętamy pierwszy mecz w Warszawie i pierwszą połowę, gdzie mieliśmy swoje kłopoty, ale wynikały one z problemów, które mieliśmy sami ze sobą. Teraz może być podobnie, szczególnie do momentu, kiedy wynik meczu nie będzie otwarty. O końcowy wynik jestem jednak raczej spokojny.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus

Jak nikt zna pan specyfikę pracy w krajach bałtyckich, a ponad dwa lata temu prowadził pan łotewskiego Spartaksa Jurmała. Jak wspomina pan ten okres?
Marek ZUB: – Bardzo pozytywnie. To był dla mnie bardzo dobry okres, choć klub miał swoje problemy nie tylko finansowe, ale także organizacyjne. Takie są jednak łotewskie realia. Jurmała to nieduże miasto, nie było łatwo, ale jeśli chodzi o sprawy piłkarskie, to wszystko układało się, jak należy. Bardzo dobry kontakt z piłkarzami, nie można było narzekać. Mimo, że odszedłem stamtąd po 3/4 rozgrywek w lipcu na Białoruś [Marek Zub został wtedy trenerem Szachciora Soligorsk – przyp. red.], to doceniono to, co tam wtedy zrobiłem i zostałem Trenerem Roku na Łotwie w 2017 roku. To było bardzo miłe wyróżnienie, które sobie cenię.

Pracował pan z którymś z obecnych reprezentantów Łotwy?
Marek ZUB: – Było wtedy w kadrze dwóch czy trzech graczy, którzy byli w reprezentacji, ale teraz wszystko się tam zmieniło.

W obecnej łotewskiej kadrze nie brakuje znanych z polskich boisk graczy, jak Steinbors, Tarasovs, Rakels czy Gutkovskis. Dla nich to dodatkowa motywacja grając przeciwko Polsce?
Marek ZUB: – Absolutnie. To taka sama motywacja, jaką mieli piłkarze Riga FC w starciu z Piastem w eliminacjach Ligi Europy. Starali się wtedy podwójnie, a o wszystkim, o ironii, zdecydował Kamil Biliński. Nie przenosił bym jednak tego na reprezentację, bo to jednak inny poziom.

Skoro jesteśmy przy Piaście, to jak zareagował pan na porażkę mistrza Polski z mistrzem Łotwy? To był szok?
Marek ZUB: – Tak, choć akurat w dwumeczy różnie może być. sam doświadczyłem tego prowadząc Żalgiris i mierząc się z Lechem kilka lat temu [latem 2013 Żalgiris okazał się w dwumeczu lepszy od „Kolejorza” w Lidze Europy – przyp. red.]. Na pewno jedenastka z Rygi wykorzystała fakt, że Piast przystąpił do rozgrywek bezpośrednio po okresie przygotowawczym czy urlopach, a drużyna była w przebudowie. Rozmawiałem wtedy towarzysko raz czy dwa razy z Waldkiem Fornalikiem. Niewiele jednak byłem w stanie powiedzieć, bo nie obserwuję na co dzień poczynań ligi łotewskiej. Riga FC skompletowała jednak mocny skład z zawodników z zagranicznym doświadczeniem, także z Polski. Grają tam Rosjanie, więc mieli czy mają niezły zespół. Tego co się stało wtedy, jak mówię, nie przenosiłbym na reprezentacyjny poziom.

Reprezentacja Łotwy bardzo słabo radzi sobie w obecnych eliminacjach Euro. Z czego to wynika?
Marek ZUB: – Wszystko zależy od jakości piłkarzy. To faluje, jak u nas. W latach 70. i 80. byliśmy liczącą się siłą, a potem była dwudziestoletnia zapaść. Na Łotwie jest podobnie. Byli w stanie zagrać na Euro, ale mieli wtedy grupę graczy, która grała w przyzwoitych zagranicznych klubach. Sam pracując w Spartaksie Jurmała miałem okazję do współpracy z Aleksandrsem Kolinko, który swego czasu bronił na Wyspach Brytyjski [Kolinko był bramkarzem Crystal Palace. Rozegrał 94 mecze w reprezentacji Łotwy – przyp. red]. Inni też grali w solidnych klubach stąd notowali dobre wyniki. Teraz jest inaczej.

Gdzie szukać przyczyn tej zapaści?
Marek ZUB: – W problemach wewnętrznych, które trapią tamtejszą federację. Kuleje też szkolenie tych najmłodszych. Trzeba pamiętać, że Łotwa to dwumilionowy kraj. Nie jest łatwo o utalentowanych graczy, a jeżeli już są, to często, przy słabości organizacyjnej klubów, szukają zatrudnienia za granicą, choćby w pierwszej polskiej lidze, jak robi to niezły napastnik jak na łotewskie warunki Valerijs Szabala. W tym wypadku ciężko o jakiś rozwój. Co do infrastruktury, to w takim miejscu jak Ryga, nie jest ona najgorsza. Tam wszystko było budowane w oparciu o Skonto. Byłem parę lat temu na meczu eliminacyjnym z Portugalią i naprawdę nieźle to od tej piłkarsko-organizacyjnej strony wyglądało. Kuleje jednak szkolenie, a także finanse klubów. Nie do końca wiadomo skąd te pieniądze w tamtejszej piłce się pojawiają, jakie są ich źródła. To też wszystko wpływa na słabość łotewskiego futbolu.

Przez lata z sukcesami pracował pan w litewskim Żalgirisie. Potem była Łotwa. Jak wygląda praca w krajach bałtyckich?
Marek ZUB: – Podobnie, bo systemy grania są takie same i na Litwie i na Łotwie. Z podobnymi problemami kluby borykają się i w jednym i w drugim kraju, do tego raz gra się na sztucznej, a raz na naturalnej nawierzchni. Dla kibica ciekawiej jest na Łotwie, gdzie ta rywalizacja o mistrzostwo jest bardziej wyrównana niż w sąsiedniej Litwie, gdzie o tytuł walczą trzy drużyny, Żalgiris, Suduva i jedenastka z Trok, a reszta zespołów jest trochę na doczepkę. Na Łotwie też jest większa stabilizacja i kluby są bardziej solidne.

Co w tej chwili słychać u trenera Zuba?
Marek ZUB: – Jestem na urlopie w domu po długoletniej pracy w zagranicznych klubach, a gdzie będę pracował, to czas pokaże. Z zadowoleniem wyjeżdżam do pracy poza granicami Polski, choć wiadomo, cierpią na tym najbliżsi. To jest jednak wpisane w nasz zawód. Ekstraklasa? Nie zamykam się na żadną opcję. Póki co tak naprawdę nie dostałem jeszcze szansy w naszej lidze, a patrząc na liczbę zatrudnianych u nas zagranicznych trenerów, to moje szansę rosną. Myślę tutaj o sobie jak o zagranicznym trenerze, bo przecież większość z tych ostatnich lat spędziłem poza Polską (śmiech).

 

Na zdjęciu: Trener Marek Zub jak mało który szkoleniowiec zna pikę w krajach bałtyckich.