Marsz GieKSy zwycięskim szlakiem

Niemal do końca wydawało się, że seria GieKSy zakończy się pięciu wygranych, ale jej ostatni zryw przyniósł pełną pulę i eksplozję radości.


Jak wyście nam zaimponowali w tej chwili… – sparafrazowaliby legendarny cytat z „Kiler-ów 2-ch” katowiccy kibice, gdyby z wysokości trybun mogli zobaczyć niedzielny mecz przy Bukowej. Z wiadomych przyczyn nie mogli, ale ukłon w ich stronę wykonała TVP Sport, decydując się na transmisję; nie pierwszą i nie ostatnią w tym roku.

Władze tej stacji mają nosa, wybierając spotkania GKS-u, bo naprawdę jest co oglądać. W niedzielę też było, a dramaturgia potyczki zespołów będących ostatnio w gazie była ogromna. Wydawało się, że drużyna [Rafała Góraka] tym razem zadowoli się remisem. Z przebiegu gry można by go było uznać za sprawiedliwy, ale gospodarze postanowili do końca walczyć o pełną pulę.

Opłaciło się, bo w 3 min doliczonego czasu gry przypieczętowali wygraną. Szalejący od pierwszego gwizdka na obu skrzydłach Krystian Sanocki przedarł się lewą stroną i dośrodkował płasko w pole karne. Piłka przeszła przez lubelskich stoperów i dotarła do Filipa Kozłowskiego, który na wślizgu posłał ją do siatki. Radość miejscowych była ogromna, a ich trener podskakiwał z radości, wymachując bluzą.

– Wyszliśmy z kontrą, Krystian minął rywala, a ja miałem nadzieję, że piłka do mnie przejdzie i zamknę tę akcję. Sporo punktów zgubiliśmy w końcówkach spotkań, ale kiedyś musiało się to odwrócić i się odwróciło – powiedział bohater ostatniej akcji.

Katowiczanie mieli się z czego cieszyć, bo rywale dość wysoko zawiesili poprzeczkę i 12 minut wcześniej doprowadzili do remisu. Michał Król dośrodkował z prawej strony, a szybciej niż Grzegorz Janiszewski do piłki dopadł rezerwowy Szymon Rak, głową pokonując Bartosza Mrozka.

Ten gol był konsekwencją dobrej gry lublinian, ale też nieco zachowawczej taktyki miejscowych, którzy po objęciu prowadzenia oddali pole rywalom, pozwalając im na wiele. Osobną historią jest bramka na 1:0. Największą satysfakcję miał z niej… bramkarz GKS-u. Chwilę wcześniej Mrozek obronił uderzenie przewrotką i daleko wykopnął piłkę.

Było to jednak przemyślane zachowanie, bo rozpędzony Sanocki skorzystał z dezorientacji M. Króla i po przejęciu futbolówki zachował się niczym rasowy snajper, posyłając ją w „długi” róg. Asysta bramkarza nie zdarza się często, więc nic dziwnego, że Mrozek podbiegł do strzelca z gratulacjami. – Bartek zachował się świetnie, ale takie zagrania są przez nas ćwiczone, więc wiedział, że jeden z partnerów może bardzo mocno pobiec – tłumaczył przed klubową kamerą szkoleniowiec GieKSy.

Mirosław HAJDO: – Jeśli w Katowicach doprowadza się do wyrównania w końcówce, to nie można sobie pozwolić na stratę drugiego gola w doliczonym czasie gry. Z Bukowej trudno jest wywieźć jakiekolwiek punkty, a my ten jeden mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Nie byliśmy na tyle konsekwentni, by remis utrzymać, który był dla nas dobrym rezultatem.

Rafał GÓRAK: – Sporo w tym sezonie przeżyliśmy po czasie i do końca wierzyłem, że uda nam się odrobić stratę. Czapka z głowy przed ekipą, która złapała za łopaty i odgarnęła śnieg z murawy, a byli wśród nich ludzie zasiadający w klubie na wysokich stanowiskach. Dzięki temu mecz mógł być rozgrywany w komfortowych warunkach. Przed nami jeszcze trzy mecze, ale najpierw skupiamy się na wyjeździe do Bytowa.


GKS Katowice – Motor Lublin 2:1 (0:0)

1:0 – Sanocki, 66 min, 1:1 – Rak, 81 min (głową), 2:1 – Kozłowski, 90+3 min

GKS: Mrozek – Wojciechowski, Jędrych, Kołodziejski (59. Janiszewski), Rogala – Kiebzak (68. Woźniak), Gałecki, Urynowicz (82. Stefanowicz), Kościelniak (82. Jaroszek), Sanocki – Kozłowski. Trener Rafał GÓRAK.

[MOTOR:] Madejski – M. Król, Grodzicki (15. Cichocki), Wawszczyk, Moskwik – Wójcik (73. Duda), Kumoch (73. Rak), Swędrowski, R. Król, Ceglarz – Świderski (79. Ropski). Trener Mirosław HAJDO.

Sędziował Robert Marciniak (Kraków).

Żółte kartki: Jędrych, Kołodziejski, Gałecki – R. Król, Wawszczyk, Cichocki, Kumoch.

Piłkarz meczu – Krystian SANOCKI.


Na zdjęciu: Filip Kozłowski był znacznie bardziej zorientowany, gdzie jest piłka i zapracował na miano bohatera ostatniej akcji meczu.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus