Marta Puda: Marzę o wędrówkach po górach

Po wygranej, ćwierćfinałowej walce 15:12 z ubiegłoroczną wicemistrzynią świata Greczynką Theodorą Gkountourą emocje dały o sobie znać i miałam łzy w oczach. – Poczułam ulgę i jednocześnie nie wierzyłam, że dokonałem ważnej szutki: otwarłam sejf z medalami w swoim dorosłym życiu sportowym. Wszystkie dotychczasowe zdobyte krążki pewnie, że cieszyły, ale zawsze się czeka na ten krążek z ważnej imprezy seniorskiej – śmieję się brązowa medalistka ostatnich mistrzostw Europy szablistka TMS Zagłębia Sosnowiec, Marta Puda.

Są takie miejsca…

11 lat temu w Nowym Sadzie zdobyła pierwsze medale w kadetkach i kiedy do niego powróciła nie tylko przywołała wspomnienia, ale wszystko się wydawało się znajome. – A kiedy weszłam na halę treningową na dzień przed występem poczułam przypływ energii i tak przemknęła myśl: może to będzie mój turniej – po raz kolejny uśmiecha się sympatyczna Zagłębianka. – To prawda, że są takie miejsca w których czuję się lepiej i chyba też walczę skuteczniej. – Lubię fechtować w Azji, w Korei szczególnie, i może trzeba już teraz myśleć starcie w igrzysk olimpijskich w Tokio (śmiech). Byłam w Rio (6. miejsce drużyny – przyp.red) i chciałoby się lepiej zaprezentować zwłaszcza indywidualnie. Wbrew pozorom to wcale nie aż tak odległy występ, choć po drodze może się wiele wydarzyć.

Jednak pred nią oraz koleżankami jeszcze wiele występów w najważniejszych imprezach, kwalifikacje olimpijskiej… Ten najbliższy turniej tuż, tuż, bo za miesiąc będą mistrzostwa świata w Chinach. – Najważniejsze, że są w Azji… – zawiesza głos szablistka z Sosnowca.

Nie ma znaczenia…

Losowanie eliminacji grupowychw Nowym Sadzie nie było dla niej szczęśliwe. Trafić na podwójną mistrzynię świata oraz 2-krotną wicemistrzynię olimpijską Rosjanką Zofię Wieliką oraz liderkę światowego rankingu Węgierkę Annę Marton to trzeba mieć podwójnego pecha. – Tak przynajmniej myślały moje koleżanki z planszy – wpada w słowo Marta. – Wszystkim dookoła odpowiadałam: walczę z Wieliką oraz Marton, ale co z tego! Wiem, że może brzmiało to buńczucznie, ale czułam, że mam „diabelską” moc.

Wygrane z Rosjanką i Węgierką po 5:0 pozwoliło jej na wysokie rozstawienie przed walkami pucharowymi. Te zwycięstwa utwierdziły ją o sile oraz świetnym sampoczuciu. Jednak każda potyczka pucharowa to jest „być albo nie być” w turnieju, a przegrywający nigdy nie ma racji…

– Tych walk nie można podzielić na łatwiejsze i trudniejsze, bo każda z moich rywalek ma swoje ambicje oraz określone cele, a w rezultacie wszystkie myślimy o medal – mocno podkreśla Marta. – Na początek spotkałam się z doświadczoną Hiszpanką i wynik sugeruje (15:9), że była lżej, ale nic z tego. Twardy bój, w którym okazałam się lepsza. Z kolei w 1/16 finału potyczką z Francuzką Caroline Queroli była podwójnie ważna, bo zbliżała mnie do ćwierćfinału i dawała kwalifikację do tegorocznych mistrzostw świata. Wygrana 15:12 jeszcze bardziej mnie zmobilizowała i wiedziałam, że Ghountourze nie mogę odpuścić, bo w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy przegrałam walkę o ćwierćfinał jednym trafieniem. Teraz się zrewanżowałam i po awansie poczułam ulgę…

15 lat pracy

Ten brąz jest okupiony 15-letnią pracy, choć początek zapowiadał się jako fajna zabawa. Teraz wszystko jest podporządkowane szermierce i co do tego nie ma nasza bohaterka żadnej wątpliwości. – Nie byłoby pierwszego kroku szermierczego gdyby nie trener Krzysztof, który musiał znosić moje kaprysy – po raz kolejny śmieje się Marta.

– Do jakiej sekcji dzieciak trafiają często decyduje przypadek – wyjaśnia trener Krzysztof Wątor. – W szkole w Będzinie-Łagiszy, w której uczę mamy klasy sportowe i zachęcamy najmłodszych do sportu. I tak też było najpierw z moją córką Martą, naszą bohaterką Martą czy Angeliką Wątor (zbieżność nazwisk). Na początku były gry i zabawy, a potem pierwsze szermiercze lekcje. Gdybym zajmował się siatkówką lub innym sportrm to pewnie Marta nie byłaby szablistką. Ona jest uzdolniona ruchowo, inteligentna, sprytna poradziłaby sobie w innej dyscyplinie. Jej kariera jest wręcz wzrocowa, bo w każdej kategorii wiekowej zdobywała medale w najważniejszych imprezach, ale przejście do dorosłej szermierki jest trudne i wiąże się z wieloma uwarunkowaniami m.in. systemem szkolenia. Nie będę ukrywał, że pieniądze również odgrywają istotne rolę. W Sosnowcu jest szeroko rozbudowany system stypendialny i chwała władzom miasta, że dużą wagę przywiązują do rozwoju sportu. Teraz mamy dwa kluby szermiercze i pieniądze dzielone są dwa części. Działalność dwóch klubów to już zupełnie inna historia. Nie ma jednak niezdrowej konkurencji, a kolejna moja wychowanka Angelika Wątor postanowiła kontynuować szermierczą przygodę w konkurencyjnym klubie Zagłębiowskim KSz. Szanuję tę decyzję i chciałbym, by z tej rywalizacji były kolejne medale.

Okres ochronny

– Proszę popatrzeć na moje nogi, bo te wszystkie sińce to ślady szermierczej „wojny” w Nowy Sadzie – mówi całkiem serio nasza bohaterka. – Może zdążę je wyleczyć do kolejnego starcia w Chinach, bo teraz jestem już pozytywnie nakręcona jak malo kto…

W swojej przygodzie sportowej Marta miała również chwilę zwątpienia. – Nie wiem jak to zrobiłam, ale udało mi się połączyć sport z nauką w Uniwersytecie Ekonomicznym i na dodatek bez żadnych „poślizgów” – podkreśla z dumą Marta. 3 lata temu broniłam pracy magisterskiej dwa dni po powrocie z brązowym medalem z letniej Uniwersjady w Korei Płd. Wówczas wszystko się fajnie ułożyło, ale po studiach zaczęłam się zastanawiać czy nie szukać pracy w swoim zawodzie. Jednak w perspektywie były eliminacje do igrzysk w Rio i skupiłam się na treningach. Może 6. lokata drużyny dla kogoś z zewnątrz nie jest superwyczynem, ale jest olimpijką, a nie każdy sportowiec może się tym pochwalić. Teraz po kolejnym medalu już nie mam żadnych wątpliwości i sama sobie stworzyłam okres ochronny dla siebie do igrzysk w Tokio.

Jeszcze weekend wolny, chwila wytchnienia i znów do pracy przed mistrzostwami świata w Chinach.

Zadra w sercu

Dla Marty brąz w Nowym Sadzie to krok milowy w życiu szablistki. Jednak nosi w sercu poważną zadrę i chyba w najbliższym czasie trudno będzie ją usunąć. Zagłebianka już od dłuższego czasu była niemal pewniakiem w drużynie, ale jednak z chwilą objęcia kadry przez Dariusza Nowinowskiego wiele się zmieniło. W ostatnim sezonie szkoleniowiec sporo eksperymentuje personalnie i dla Marty, podczas ME, zabrakło w kwartecie drużynowym.

– Wcale nie ukrywam, że byłam mocno urażona decyzją trenera o której dowiedziałam się ze związkowej strony internetowej – wyjaśnia Marta o nieco zachmurzonej twarzy. – Próbowałam się skontaktować telefonicznie, ale trener nie odpowiadał. W końcu udało się porozmawiać telefonicznie oraz później na zgrupowaniu w cztery oczy, ale jego argumenty do mnie nie przemawiają. A wszystko się wzięło stąd, że nie ma jasno określonych zasad tworzenia drużyny, bo wszystko zależy od trenera. Oczywiście, nie zamierzam rezygnować ze współpracy z trenerem i, co ważniejsze, pragnę go w najbliższym czasie przekonać jak się poważnie mylił. Uff, jestem zmobilizowana i zdeterminowana…

By nie było wątpliwości między zawodniczkami nie ma żadnych nieporozumień oraz zgrzytów. Choć pewnie wielkich przyjaźni nie ma, ale obowiązuje zgodna współpraca.

Śmiem twierdzić, że Marta potrafi rywalizować w turnieju drużynowym i przez wiele lat wielokrotnie była kluczową postacią w zespole – dodaje trener Wątor. – Fachowcy twierdzą, że ona jest ważnym ogniwem drużyny i w wielu meczach kończyła rywalizację. Można przecież przeanalizować jej starty w zespole i pojawią się ciekawe wnioski. Uważam, że nieobecność Marty w drużynie był ostatnim, być może nawet kosztownym eksperymentem (szablistki zajęły 6. lokatę). Marta jest odporna psychicznie i to stanowi podstawę ewentualnego sukcesu kwartetu.

Urlop na horyzoncie

Teraz Marta oraz jej koleżanki w najbliższej perspektywie przygotowania i od 3 lipca zgrupowanie kadry w Cetniewie, później wyjazd 12 lipca wyjazd do Chiny i treningi z miejscowymi szablistkami przed mistrzostwami świata. Potem, dwa turnieje: indywidualny oraz drużynowy, miejmy nadzieję udane, i upragniony urlop…

– Jeszcze nie ma sprecyzowanych planów, ale chciałabym nadrobić wszystkie zaległości towarzyskie. – Marzę o wędrówkach po górach, bo w sezonie są one zabronione. Nawet niegroźny upadek grozi kontuzją i muszę być ostrożna. Na razie liczy się tylko szermierka… – mówi na zakończenie spotkania brązowa medalistka z Sosnowca.