Postać kolejki. Martin Chudy odwdzięczył się za zaufanie trenera Brosza

Pavels Steinbors, Dante Stipica czy Frantisek Plach w niejednym spotkaniu pokazywali prawdziwą bramkarską klasę. Otwierają też klasyfikację „Złotych butów” naszej gazety. W ostatniej kolejce swoje z bramkarzy dołożył Martin Chudy z Górnika, dzięki któremu „trójkolorowi” nie tylko wygrali przedświąteczny mecz z Jagiellonią, ale też zachowali czyste konto, po raz pierwszy od połowy września i bezbramkowego remisu ze Śląskiem u siebie.

Nie każdy golkiper może pochwalić się tym, że w ciągu 90 minut przeciwko niemu dwukrotnie strzelano rzuty karne i dwukrotnie nie padł z nich żaden gol. Pierwszym pudłującym okazał się Jesus Imaz, który nie trafił w bramkę i uderzył minimalnie obok słupka. Istnieje jednak bardzo duże prawdopodobieństwo, że jeśli Hiszpan byłby nieco bardziej precyzyjny, to Słowak i tak by to wybronił, ponieważ wyczuł intencje strzelającego. Już w drugiej połowie 30-latek musiał stanąć oko w oko tym razem z Tarasem Romanczukiem. Pomocnik białostoczan strzelił mocno i celnie, w środek bramki, dzięki czemu Chudy obronił piłkę nogami!

Największą furorę Słowak zrobił jednak chwilę przed tą drugą jedenastką, kiedy niepilnowany w polu karnym był Juan Camara. 25-latek strzelił bardzo mocno z okolicy 10 metra, lecz tak jak jego koledzy, nie dał rady bramkarzowi Górnika! Chudy rzucił się na piłkę i w niewiarygodny sposób sparował ją na poprzeczkę. W to nie potrafił uwierzyć chyba nikt na stadionie.

Martin Chudy, którego pasją jest gotowanie, miał w Zabrzu różne momenty, ale tak wybitnego meczu jeszcze nie zagrał. Warto zresztą dodać, że trener Marcin Brosz bardzo w niego wierzy, co pokazuje statystyka rozegranych przez Słowaka spotkań. Od momentu przeprowadzki na Górny Śląsk Chudy zagrał we wszystkich możliwych meczach ekstraklasy od pierwszej do ostatniej minuty. A było ich 37.


Zobacz jeszcze: Zobacz, kto trafił do naszej jedenastki 20. kolejki PKO Ekstraklsy