Martin Galia: Dobry golkiper musi być egoistą

TOMASZ MUCHA: Czego polski zespół może spodziewać się w sobotę w rewanżu w miejscowości Zubri?

MARTIN GALIA: – To małe miasto ze zmodernizowaną halą na około 1400 widzów, ale ci na pewno wypełnią ją do ostatniego miejsca. Będzie gorąca atmosfera, bo w Zubri co drugi mieszkaniec gra w piłkę ręczną, mają czołowy zespół w kraju. No i mają też dobrą śliwowicę.

 

O! To zaprosisz przynajmniej kolegów z Górnika – Korneckiego, Daćkę i Bąka – na kieliszeczek?

MARTIN GALIA: – No nie wiem, ha ha! W reprezentacji możemy pić piwko, oczywiście z umiarem. Piwo to czeskie mleko, prawie jak od mamy.

 

Rano wstajesz i pstryk, piwko, na obiad piwko i wieczorem znowu…?

MARTIN GALIA: – Sam generalnie nie piję alkoholu. Muszę mieć na niego smak, decyduję się najczęściej jak już coś wygramy i jest imprezka.

 

To w Zabrzu napijecie się, jak zdobędziecie medal superligi?

MARTIN GALIA: – Myślę, że wtedy nie skończy się na jednym dniu.

 

Pomówmy tymczasem o czeskiej fecie. Mistrzostwa Europy zaczęliście od klęski z Hiszpanią 15:32. Wydawało się, że nic z tego nie będzie, a dwa dni później pokonaliście mistrzów olimpijskich, Danię (28:27). Turniej zakończyliście na świetnym 6. miejscu. Jak dokonaliście tej przemiany?

MARTIN GALIA: – Myślę, że ujawniła się siła mentalna najbardziej doświadczonych graczy, Horaka, Zdrahali czy moja. Euro to specyficzny turniej, każdy mecz jest o coś, w każdym kolejnym można się odegrać. Po Hiszpanii nie było żadnej burzy w szatni, nerwów, nic z tych rzeczy.

Po prostu każdy z nas doskonale wiedział, że gorzej już grać nie można, że z Danią trzeba pokazać na boisku to, co potrafimy najlepiej, a nawet z nadwyżką. I zaskoczyło, zespół uwierzył w siebie. To był przełom. Gdyby nie porażka z Niemcami, choć długo prowadziliśmy, bilibyśmy się o medale. Może druga taka szansa już się nie nadarzy, ale zobaczymy.

 

Tymczasem polska drużyna nie grała na Euro i nie zagra w mistrzostwach świata. Budujemy od zera…

MARTIN GALIA: – Macie silną drużynę, podobają mi się polscy zawodnicy, ale nie są jeszcze tak dobrze przygotowani taktycznie jak my. U nas rewolucja dokonała się kilka lat temu i myślę, że przez dwa-trzy lata spokojnie w tym składzie jeszcze pogramy. Dajcie jeszcze spokój przez rok-dwa waszym trenerom, ale potem muszą już przyjść wyniki. Bez nich nie da się budować, bo znowu będzie zmiana na ławce i wszystko zaczyna się od nowa.

 

Czy macie najlepszą reprezentację w historii?

MARTIN GALIA: – Nie wiem. Jeszcze niedawno mieliśmy Filipa Jichę, mega gwiazdę, ale nie było równego zespołu. Teraz nie mamy takich wielkich nazwisk, mamy za to zgrany team.

 

Czy to zasługa duetu szkoleniowców, a wcześniej uznanych zawodników, Jan Filip – Daniel Kubesz?

MARTIN GALIA: – Honza i Daniel potrafią pracować z młodzieżą i na zgrupowania reprezentacji zawsze powoływali szerszą grupę. Taki Stanislav Kaszparek nie grał od razu w reprezentacji, ale trenował z nią już jako 20-latek, oswajał się z atmosferą, a to co innego niż funkcjonowanie w klubie.

Na Euro był czołowym graczem, choć nie ma jeszcze 22 lat, chcą go w Bundeslidze, na razie przechodzi do mocnego Szegedu. To bardzo ważne dla młodych graczy, żeby wiedzieli, że są członkami teamu. Ten ostatni musi równać w kadrze do poziomu najlepszego. W Polsce może pracujecie inaczej, bo liga jest silniejsza, jest większy wybór. Wiem, że koledzy z Górnika ćwiczą w kadrze na siłowni, nad kondycją, czy rzutami.

U nas tego nie ma – jest taktyka, taktyka i jeszcze raz taktyka. Skupiamy się na zagrywkach, grze w obronie, ataku w pierwsze czy drugie tempo. Do tego analiza wideo dwa razy dziennie po 30 minut. Po zgrupowaniu każdy zawodnik dostaje od trenerów indywidualne podsumowanie, np. po mistrzostwach Europy wszyscy otrzymaliśmy na płycie analizę swojej gry – co każdy zrobił dobrze, a co jest do poprawy.

 

Miałeś bramkarza, na którym się wzorowałeś?

MARTIN GALIA: – Bardzo dużo nauczyłem się od starszego brata. Ma 45 lat, ale wciąż gra w Niemczech w IV lidze. Podobali mi się Serbowie Zoran Dżordżić i Dejan Perić. Ale chciałem mieć swój styl i myślę, że nie ma wielu podobnych do mnie.

 

Oprócz ojczyzny grałeś w Szwecji, Niemczech, Szwajcarii, Polsce. Gdzie czułeś się najlepiej?

MARTIN GALIA: – Wszędzie. Miałem szczęście, że kluby, w których grałem, zawsze o coś walczyły. Najważniejszy jest jednak trener. To musi być szef i autorytet.

 

Zawsze miałeś takich?

MARTIN GALIA: – No nie zawsze. W Zabrzu też było trudno za Ryszarda Skutnika, myślę, że to nie była dobra decyzja, ale takie momenty też uczą, co zmienić, żeby było lepiej.

 

Chcesz zakończyć karierę w Zabrzu? Niedawno przedłużyłeś kontrakt do 2020 roku…

MARTIN GALIA: – Mój menadżer wciąż ma dla mnie oferty z Bundesligi, Francji czy Szwajcarii. Ale już nie chcę tak daleko się ruszać. W Zabrzu chcemy coś osiągnąć, grać o medal. Mamy skład, poziom i teraz bardzo dobrego trenera (Czecha Rastislava Trtika – przyp. red.). A po drugie, jestem praktycznie w domu, z Karwiny mam na trening 40 minut autem.

Myślę, że mój poziom pozwala mi grać jeszcze na poziomie polskiej superligi i w reprezentacji. Ale za dwa lata będę miał 40 lat, w każdej chwili mogę złapać kontuzję i to będzie koniec. A jak będę zdrowy i w Zabrzu nie będą mnie już chcieli, to jestem dogadany z klubem z Karwiny, który też ładnie się rozwija i dobrze pracuje z młodzieżą.

 

Twój dom to kto?

MARTIN GALIA: – Syn Kristian ma 15 lat i gra w ręczną w Karwinie, córka Inge jest o 3 lata młodsza i trenuje disco dance. A żona, też Inge, jest instruktorką fitnessu.

 

Masz znakomity sezon, byłeś jednym z bohaterów Euro, a w superlidze wygrywasz Górnikowi spotkania i nie dajesz powodów, by Cię zmieniać.

MARTIN GALIA: – Mogę grać każdy mecz po 60 minut, ale nie chcę. Bo jest jeszcze Mati, który też potrzebuje grać. Zespół musi mieć dwóch bramkarzy, którzy cały czas są w rytmie meczowym. Bo gdy gra tylko jeden i doznaje kontuzji, to drużyna ma poważny problem.

 

Nad czym Kornecki musi jeszcze popracować?

MARTIN GALIA: – To bardzo utalentowany bramkarz. Ma mecze słabsze i lepsze, ale bardzo dobrze pracuje. To inny typ niż ja, co jest dobre, bo zespół potrzebuje różnych bramkarzy. Mati musi nauczyć się bardziej rządzić zespołem w obronie, być bardziej pewnym siebie. Będziemy nad tym pracować. Ja od pierwszej do 60 minuty mówię chłopakom, jak mają się ustawiać.

Bramkarz musi być szefem, egoistą na swój sposób – ale w interesie drużyny. Takim egoistą jest każdy dobry bramkarz – Omeyer, Szmal, Sterbik. Uważam, że błędem było, że nie poleciał z kadrą na kwalifikacje MŚ do Portugalii, a w jego miejsce Szmal, który miał być przecież trenerem. To był dla Matiego cios, zaczyna w kadrze od początku. Ale wierzę, że się pozbiera.

Teraz jest czas, żeby się pokazał w reprezentacji, bo to najlepsza szkoła, zwłaszcza gdy nie ma okazji grać w europejskich pucharach.