Martin Konczkowski: Długie tygodnie w domu

Rozmowa z Martinem Konczkowskim, piłkarzem Piasta Gliwice.


W dobie pandemii i faktu, że szatnie Piasta mocniej zaatakował koronawirus, muszę zacząć od kluczowego pytania. Jak zdrowie?

Martin KONCZKOWSKI: – Już zdecydowanie lepiej. Od dwóch tygodni trenuję, najpierw byłem wprowadzany powoli do ćwiczeń, a później już normalnie w grupach z kolegami. Co do formy, to tak naprawdę trudno powiedzieć. Dopiero mecze to pokażą.

Słyszałem, że pana absencja spowodowana zakażeniem była jedną z dłuższych w drużynie.

Martin KONCZKOWSKI: – Zgadza się. W domu spędziłem niemal trzy tygodnie i przez większość tego czasu nie ćwiczyłem, bo lekarze wydali takie dyspozycje. Dopiero pod koniec było trochę ruchu, rowerek stacjonarny itd. Co do zakażenia – byłem jednym z ogniw pierwszego łańcuszka w zespole. Tak wyszło, choć każdy z nas starał się przestrzegać zasad i reżimu sanitarnego. Nigdy jednak nie można być pewnym, że się nie zarazi.

Skoro tyle to trwało, proszę opowiedzieć, jak przebiegała choroba?

Martin KONCZKOWSKI: – Nie przechodziłem jej bezobjawowo. Moim największym problemem był nasilający się ból gardła, który sprawiał problemy nawet podczas jedzenia, miałem trudności z przełykaniem, przez co musiałem przejść na dietę bardziej płynną. Otrzymałem antybiotyk, który zaczął przynosić jakiekolwiek efekty dopiero po kilku dniach. Co do innych objawów, to był lekki kaszel, podwyższona temperatura, a przez dwa dni straciłem węch i smak. Najgorzej czułem się przez tydzień. Później było lepiej, ale niestety brak negatywnego testu nie pozwolił mi szybciej wrócić do treningów. Moja żona też miała robiony wymaz i wynik był pozytywny, miała gorączkę, lekki kaszel. Syn z kolei tylko przez krótki czas miał podwyższoną temperaturę. Na szczęście to już za nami.

Irytacja i niecierpliwość narastała?

Martin KONCZKOWSKI: – Tak, bo czułem się dobrze w ostatnim tygodniu, ale każdy kolejny test wychodził pozytywny. Miałem robione co 2-3 dni kolejne testy i dopiero za którymś razem w końcu pojawił się negatywny. Zanim jednak wróciłem na dobre do treningów, przeszedłem szczegółowe badania i testy. Podczas jednego z nich spadła mi saturacja, co wprowadziło trochę niepewności, ale byłem później kontrolowany nawet podczas normalnego treningu i już wszystko jest w porządku.

Sytuacja w szatni się poprawia, bo z tego co słyszę coraz więcej ozdrowieńców.

Martin KONCZKOWSKI: – Zgadza się. Jak mówiłem byłem jednym z ogniw pierwszego łańcuszka, potem była przerwa w zakażeniach, no i nastąpiła kolejna fala. Dobrą wiadomością jest, że większość z nas już może trenować. 2-3 chłopaków czeka na negatywnie wyniki testów, duża grupa przechodziła koronawirusa praktycznie bezobjawowo. Na naszą korzyść zadziałała przerwa na mecze reprezentacji, przez co mieliśmy czas, żeby wrócić do zajęć i trochę nadrobić stracony czas.

Niemal miesiąc Piast nie grał w piłkę. Wracacie od razu na śląskie derby z Górnikiem. Łatwo nie będzie, a w dodatku wasza sytuacja w tabeli może trochę ciążyć?

Martin KONCZKOWSKI: – Jesteśmy w takiej sytuacji, że terminarz, to z kim i gdzie gramy, już nie ma żadnego znaczenia i nie może być żadnym wytłumaczeniem. Po prostu musimy punktować w każdym meczu. Najważniejsze jest teraz, żeby wygrzebać się z dna ligowej tabeli. Z pewnością przykład Pogoni Szczecin, która niemal w całości przechorowała wirusa, a po powrocie do gry punktowała lepiej, jest dla nas drogowskazem i motywacją. Terminarz nie jest łatwy, ale to było do przewidzenia. Wracamy na derby, wiadomo jak ważne jest to spotkanie. Patrzymy na to w ten sposób, że wygrana w Zabrzu byłaby potężnym kopem dla nas wszystkich.

Do tej pory wasze wyniki były gorsze niż sama gra, bo obiektywnie mówiąc mogliście, a wręcz powinniście mieć w tabeli kilka punktów więcej. To wina tego, że opuściło was szczęście?

Martin KONCZKOWSKI: – To zbytnie uproszczenie. Nie można wszystkiego zwalać na brak szczęścia. Sami popełniliśmy sporo indywidualnych błędów, które słono nas kosztowały. No i drugi aspekt, to brak skuteczności. Okazje są, oddajemy sporo strzałów, ale większość nie wpada do bramki. Musimy posypać głowy popiołem i się po prostu poprawić w wielu aspektach.


Czytaj jeszcze: Przygotowują się do maratonu

Wychował się pan w Rudzie Śląskiej, grał w Ruchu Chorzów, a teraz w Piaście. Derby bez kibiców tracą bardzo dużo? Da się do tego przyzwyczaić?

Martin KONCZKOWSKI: – Otoczka tych spotkań zawsze jest wyjątkowa. Pamiętam mecze w Zabrzu przy wypełnionych trybunach. To nas motywowało i mobilizowało. Ostatnio graliśmy z Górnikiem przy Okrzei na pustym stadionie i było… inaczej. Kibice to ważny element nie tylko derbów, ale piłki nożnej w ogóle. Niestety, musieliśmy się zaadaptować do nowych warunków. Słychać tylko okrzyki z boiska i ławki rezerwowych. W trakcie meczu musimy się skupiać na grze i zadaniach. Oby za niedługo fani znów wrócili na trybuny.


Na zdjęciu: Martin Konczkowski nie może doczekać się powrotu do gry. Być może wystąpi już w piątkowych derbach.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus