Marzenia boleśnie utracone

W poniedziałek padła twierdza w Tychach. Po pięciu tegorocznych zwycięstwach (Chrobry, Stomil, Ruch, Łęczna, Miedź) oraz remisie (Chojniczanka), z trzema punktami stadion przy ul. Edukacji opuszczał Raków Częstochowa, pokonując GKS aż 3:0.

Bezradni z przodu i z tyłu

– W niektórych momentach wydawało mi się, że dobrze operujemy piłką i jest wszystko w porządku. Raków za łatwo dochodził jednak do sytuacji. Nie wiem, czym to było spowodowane. Nie było tej organizacji gry, która towarzyszyła nam zawsze i to był powód porażki. Rywale swobodnie oddawali strzały. W poprzednich meczach, nawet gdy przeciwnik uderzał na naszą bramkę, wychodziliśmy z tego obronną ręką. Utrzymywaliśmy 0:0, a potem im dalej było w mecz, tym my więcej kreowaliśmy okazji i wygrywaliśmy. A tym razem… Na początku co Raków kopnął w naszą bramkę, to kończyło się golem. Cóż, chyba musiał przyjść taki mecz. Byliśmy bezradni z przodu i z tyłu – przyznaje [Łukasz Grzeszczyk], kapitan drużyny z Tychów, która wiosną spisywała się dotąd rewelacyjnie, szybko odskakując od dolnych rejonów tabeli i zapewniając sobie spokojne utrzymanie.

– Najwidoczniej jednak tak jest, że nie da się przebrnąć przez całą rundę bez kryzysu. My go dotąd nie mieliśmy. Rakowowi na początku rundy szło jak po grudzie, a teraz jest mocny, co było widać po naszym meczu. Nam nawet gdy nie wiodło się za dobrze, to wygrywaliśmy 1:0. Teraz zadyszka dotknęła nas. Najważniejsze jest jednak to, że po pierwszej rundzie, mając ciężką sytuację, doprowadziliśmy do stanu, w którym mamy klarowną sytuację w tabeli. Szkoda, że już nie możemy walczyć o nic więcej, ale niech ten jeden mecz nie zamazuje obrazu tego, czego dokonaliśmy przez wcześniejsze wiosenne kolejki – apeluje Grzeszczyk.

Kropla to za mało

Do poniedziałku tyszanie mogli jeszcze marzyć. Wygrana z Rakowem spowodowałaby, że walka o ekstraklasę wciąż byłaby realna. GKS pozostał jednak w tabeli na 8. miejscu. – Marzenia… Nie oszukujmy się, to były tylko spekulacje kibiców. Może i w głębi duszy każdy z nas miał nadzieję, ale wiemy, że nawet jakbyśmy wygrali wszystko, to ich spełnienie byłoby mało prawdopodobne. Coś jednak w tej rundzie ugraliśmy, dlatego szkoda, że taki jeden mecz może u niektórych spowodować tego zamazanie. Każdy żył nadziejami, daliśmy je kibicom, ale wiedzieliśmy, jaka jest sytuacja. Była kropla nadzieli, że coś z tego może jeszcze być. Widocznie jednak ta kropla to za mało – mówi lider tyskiej drużyny, która wciąż ma jednak o co grać. Tym czymś jest honor i zadowolenie kibiców po wyjazdowych derbowych starciach z imiennikiem z Katowic oraz Zagłębiem Sosnowiec.

– Do każdego spotkania przygotowujemy się tak samo. Będziemy pracować tak, jak w poprzednich tygodniach, z chęcią wygrywania. Nie patrzmy na to na zasadzie: „ojej, nie mamy szans na awans”. Wierzę, że w sobotę w Katowicach zagramy tak, jak w większości meczów tej rundy – dodaje Łukasz Grzeszczyk.