Rodzice to księgowi, czekają na liczby

Takie mecze to dla niego wymarzony scenariusz. W meczu z Wisłą Płock Mateusz Wdowiak zanotował asystę i strzelił dwa gole. – Rodzice czekają głównie na liczby. Takie skrzywienie zawodowe – mówi ze śmiechem.

Świetne początki

Mama i tata 22-letniego Mateusza Wdowiaka to księgowi. I on pewnie bawiłby się tabelkami i liczbami, ale uparł się, że chce zostać piłkarzem. Tak zrobił, a teraz rodzice czekają na jego liczby z boiska. – To wtedy jest konkret, ale prawda też jest taka, że te liczby są potrzebne każdemu skrzydłowemu. Można grać dobrze, dawać z siebie wszystko, ale na tej pozycji jesteś rozliczany głównie a z asyst i goli, a ostatnio nieco mi tego brakowało – mówi.

Te towarzyszyły mu na początku przygody z ekstraklasą. Ówczesny trener Cracovii, Robert Podoliński, odważnie postawił na dwóch młodzianów – najpierw na Bartosza Kapustkę, chwilę potem na Mateusza Wdowiaka. A ten każde wejście na boisko zamieniał w złoto – niemal co mecz to asysta. Początki były świetne, ale gdy trenerem „Pasów” został Jacek Zieliński, wychowanek Cracovii przeżywał trudniejsze chwile. – Zmienił się trener i trochę koncepcja grania. Trener postawił na bardziej doświadczonych zawodników, ale trudno mu się dziwić, bo drużyna funkcjonowała dobrze – mówi dziś.

Ale wtedy pojawiła się frustracja. Nie zawsze dawał trenerowi argumenty, by na niego postawił, ale bywało i tak, że zaliczył dobry występ, a potem znów lądował na ławce. – Prawda jest taka, że nie każdy mój trening był wtedy na sto procent. Po dobrym początku w lidze myślałem, że dalej będzie już tylko ładnie, pięknie i kolorowo. Gdy nie grałem, byłem sfrustrowany, a ogrywałem się głównie w rezerwach. Dziś cieszę się, że przeszedłem przez taki etap, bo była to dla mnie dobra lekcja. Wtedy się dziwiłem, teraz rozumiem, że trener wolał stawiać na bardziej stabilnych zawodników, którzy nigdy nie schodzili poniżej pewnego poziomu. Poukładałem to sobie w głowie – wspomina skrzydłowy „Pasów”.

Już nie taki młody

W tym roku skończył 22 lata i krzywi się, gdy słyszy o sobie „młody, utalentowany”. – W Polsce utarło się, że 22-latek to wciąż młody piłkarz, a tak nie jest. Dla mnie młody piłkarz to taki, co nie skończył jeszcze 20 lat. Potem to już trzeba łapać regularność, brać na siebie większą odpowiedzialność za zespół, zbierać liczby i najlepiej grać praktycznie w każdym spotkaniu – mówi. I u niego tak wreszcie jest. W poprzednim sezonie grał w kratkę. Podstawowy skład, ławka, wejście z ławki, trybuny… I tak to się kręciło, teraz jest inaczej. Tylko początek sezonu stracił, bo dochodził do siebie po złamanej ręce.

– W trzeciej kolejce wróciłem do podstawowego składu i wypadłem tylko na jedno spotkanie. Mam nadzieję, że nadal tak będzie, bo chcę nabierać pewności siebie, łapać automatyzmy. Każdy z nas jest pod ciągłą presją, bo walka o miejsce w składzie jest bardzo mocna. Dlatego staram się być i ciągle skoncentrowanym, zaangażowanym. Codziennie wstawać z myślą, że daje się z siebie 100 procent. Codziennie coś odkrywać, poprawiać się – opisuje. I brzmi to jak dobra lekcja dla młodszych piłkarzy, bo Wdowiak już wie czym pachnie spoczęcie na laurach choćby na chwilę.

Tęsknota za Kapustką

Do drużyny Cracovii wchodził niemal równocześnie z Kapustką, a tego lata niewiele brakowało, by znów spotkali się w zespole „Pasów”. – Rozmawiałem na ten temat z Bartkiem i wiem, że on chciał wrócić. Szkoda, że kluby się nie dogadały, bo Kapi z pewnością byłby dla nas sporym wzmocnieniem, poza tym to mój przyjaciel. Zawsze mieliśmy super relacje, w hotelach mieszkaliśmy razem w pokoju. Ostatecznie trafił do Belgii, ale kto wie, być może nasze drogi jeszcze kiedyś się skrzyżują – mówi Wdowiak.

Skrzydłowy Cracovii jeszcze do niedawna dogrywał piłki Krzysztofowi Piątkowi, a dziś z podziwem patrzy na jego popisy w Serie A. – O Krzyśka w ogóle nie było czegoś takiego jak aklimatyzacja, od razu wyważył drzwi wchodząc do ligi. Ma taki moment w swojej karierze, że tylko pozazdrościć. Wszyscy cieszymy się z jego goli, bo mieliśmy okazję, by chwilę wspólnie grać i trenować. Widzieliśmy, że ma potencjał, ale chyba on sam nie mógł sobie lepiej wymarzyć początku przygody z Genoą – podkreśla piłkarz „Pasów”.

A sam skupia się teraz na tym, by poprawić sytuację Cracovii. – Początek sezonu był dla nas nieciekawy, pojawiło się kilka splotów okoliczności, ale nie będziemy się nad sobą rozczulać. Po ostatnich meczach złapaliśmy nieco optymizmu, a teraz trzeba gonić resztę drużyn, bo nieco nam uciekły – kończy Wdowiak.