ME w Monachium. Kobiety lubią niespodzianki!

Na otwarcie najważniejszej imprezy Starego Kontynentu złoto i brąz polskich maratonek.


Nawet najwięksi optymiści nie oczekiwali się takiej inauguracji 25. mistrzostw Europy w Monachium w wykonaniu naszej reprezentacji. W pierwszym finale imprezy zdobyliśmy złoty i brązowy medal! Ten pierwszy był dziełem świetnie przygotowanej maratonki Aleksandry Lisowskiej rodem z Braniewa, zaś drugi zdobyła wraz z koleżankami Anegliką Mach oraz Moniką Jackiewicz drużynowo. Ta konkurencja pojawiła niespodziewanie i na dodatek tytułem eksperymentu, jednak krążki z rywalizacji drużynowej nie będą wliczane do klasyfikacji medalowej mistrzostw. Decyzja władz europejskiej federacji na pewno zaskakująca i trudna do zrozumienia.

Lata pracy

Aleksandra Lisowska karierę zaczynała w Zatoce Braniewo, ale potem przeniosła się na studia do Olsztyna, gdzie trafiła pod opiekę Jacka Wośka i reprezentuje Uniwersytet Warmińsko-Mazurski. Biegała na różnych dystansach, ale od kilku lat startuje w półmaratonie oraz maratonie. Sukcesów, poza mistrzostwami kraju, miała niewiele – mogła pochwalić się srebrnym medale Igrzysk Wojskowych w Wuhanie (2019) w maratonie drużynowym oraz brązem w akademickich mistrzostwach świata w biegach przełajowych (2012). W igrzyskach olimpijskich w Tokio zajęła 35. miejsce – 2:35.33. W ubiegłym roku podczas krajowego czempionatu wyrównała rekord Polski (2:26.08), który od 2001 r. należał do Małgorzaty Sobańskiej. To był przełomowy moment w jej karierze, choć występ w Tokio w dość specyficznych warunkach atmosferycznych jej nie wyszedł. W tym sezonie stroniła od biegu maratońskiego i wraz z trenerem świadomie podjęła decyzję o rezygnacji ze startu w mistrzostwach świata w Eugene, bo wszystkie siły skoncentrowała na starcie w mistrzostwach Europy

Za wolno

Trasa maratonu w Monachium składała z czterech pętli po około 10 km każda, co najważniejsze była płaska, wręcz wymarzona dla zawodniczek obdarzonych odpowiednią szybkością na tym dystansie. 31-letnia Lisowska, jak później wyjawiła, myślała nawet o rekordzie Polski. Jednak gdy staje się do rywalizacji o medale w najważniejszych imprezach to ten schodzi na dalszy plan, bo przede wszystkim liczą się medale…

Od początku biegu Polka znajdowała się w czołowej grupie i cały czas kontrolowała poczynania swoich rywalek. Na 10 km przed metą razem z kilkoma innymi rywalkami wyrwała do przodu. Zaczęliśmy się obawiać o jej siły, ale bezpodstawnie. Lisowska postanowiła sprawdzić siłę swoich rywalek, jeszcze bardziej przyspieszyła i 6-osobowa grupa zaczęła się rwać. Gdy do mety pozostało zaledwie 3 km, Polka wszystko wzięła w swoje ręce i wyszła na prowadzenie, którego już nie oddała do samego końca. Ten plan taktyczny, ułożony przez trenera, a przez nią zrealizowany, przyniósł jej złoty medal. Tym samym Lisowska nawiązała do tradycji Wandy Panfil, która również w najmniej oczekiwanym momencie sięgnęła po mistrzostwo świata w maratonie w 1991 r. w Tokio.

Na przekór niedowiarkom

Lisowska do spółki ze swoimi koleżankami solidnie zapracowała na brązowy medal drużynowo. Osiągnięcie tego tercetu będzie kolejnym bodźcem do dalszej pracy licznej grupy polskich maratonek.

– Przed wyjazdem do Monachium czytałam wiele nieprzychylnych dla mnie artykułów, w których powątpiewano w moje umiejętności oraz formę – wyjawiła na mecie reporterowi TVP Sport Aleksandra Lisowska.

– W czasie biegu przypomniałam sobie o tej dla mnie przykrej historii i chciałam tym niedowiarkom coś udowodnić. Liczyłam na dobry występ i nawet na złoty medal, bo jestem w życiowej formie i jeszcze tak szybko nie biegałam. Miałam nawet wrażenie, że biegniemy zbyt wolno, ale nie zamierzałam się wychylać i dobrze się stało, bo zaoszczędziłam trochę sił na ostatnich kilometrach. Gdy wyszłam na prowadzenie, to byłam mocno zdumiona, że nikt za mną nie podążył. Ten złoty medal to znakomita motywacja do dalszej pracy i jestem przekonana, że przede mną jeszcze wiele ważnych maratonów. Poziom polskich biegaczek rośnie z roku na rok i brązowy medal drużynowo tylko to potwierdza.

Równie emocjonujący był maraton panów, a o wygranej reprezentanta gospodarzy Richarda Ringera skuteczny finisz na ostatnich metrach, którym zaskoczył Maru Tefariego (Izrael). Najlepszy z naszych reprezentantów Adam Nowicki był 18 – 2:15.21.


Na zdjęciu: Aleksandra Lisowska podczas maratonu zaskoczyła wysoką formą i dojrzałością taktyczną.
Fot. olympics.com