ME w piłce ręcznej. Jak do tego doszło? Nie wiem

Ten mecz zostanie zapamiętany na długie lata, a jego uczestnikom będzie się śnił po nocach. Mając zwycięstwo położone na tacy, biało-czerwoni dali się zaskoczyć, tracąc bramkę równo z syreną.


Na 34 sekundy przed końcem trener Patryk Rombel poprosił o czas. – Przypomnijmy sobie tę akcję, którą trenowaliśmy w Cetniewie. Rozgrywajmy ją jak najdłużej i najdokładniej jak się da. Nie możemy stracić piłki. Mamy liczebną przewagę, musimy to zakończyć golem – apelował selekcjoner, a pełni wiary we własne możliwości zawodnicy wyszli na parkiet i posłuchali swojego przywódcy.

Ta ostatnia sekunda

Dokładnie rozegrana akcja zakończyła się kapitalnym trafieniem świetnego wczoraj Michała Daszka (6/6 w całym meczu). W tym momencie było 29:28 i wydawało się, że Polacy zdołają przełamać niemoc, jaka towarzyszyła im w meczach z Norwegią i Szwecją. Do końca jednak pozostawały 3 sekundy i o czas poprosił Walentin Buzmakow, asystent Velimira Petkvicia, który kilka minut wcześniej – za impulsywne zachowanie względem kiepsko wczoraj dysponowanych francuskich bliźniaczek Charlotte i Julie Bonaventura – ujrzał czerwoną kartkę i został odesłany na trybuny.

Trudno powiedzieć, co w ciągu 60 sekund przekazał zawodnikom Buzmakow, ale można się domyślić, że po rozpoczęciu od środka nakazał oddać rzut. Mieliśmy nadzieję, że Rosjanie nie będą tacy szybcy jak Norwegowie, którzy zaskakiwali nas błyskawicznymi akcjami, i zdołamy się ustawić w defensywie. Nie udało się. Aleksandr Jermakow zagrał krótko do Siergieja Marka Kosorotowa, a ten wziął rozbieg, wyskoczył najwyżej jak się da, posyłając piłkę w prawy, dolny róg.

Chichot losu

Rzut jak jeden z wielu, ale oddany z około 15 metrów (!) i jak najbardziej do obrony, lecz nie dla Mateusza Zembrzyckiego (co prawda prawidłowość decydującego o wyniku rzutu była jeszcze weryfikowana, czy rozgrywający Orlen Wisły Płock przed jego oddaniem nie postawił czterech kroków, ale po niej rozległy się dwa gwizdki, oznaczające bramkę). To bez wątpienia chichot losu, bo golkiper Azotów Puławy zanotował bodaj najlepszy występ w kadrze.

W pierwszej połowie zastąpił rozkojarzonego Mateusza Korneckiego i to głównie on trzymał zespół „pod tlenem”. Notował kapitalne wręcz interwencje, broniąc rzuty z dystansu, skrzydła, sam na sam, a nawet rzut karny w wykonaniu bezbłędnego dotąd na słowacko-węgierskim turnieju Kosorotowa. W 28 minucie Zembrzycki miał 69% (!) skuteczności, a powtórki jego interwencji – stopą, kolanem, biodrem, brzuchem, rękami – można było oglądać do znudzenia. Nieźle funkcjonowała nasza defensywa, do której po izolacji wrócił Maciej Gębala (lekarz pozwolił mu jedynie na 20-minutowy występ). Wspierali go na zmianę Piotr Chrapkowski, Dawid Dawydzik i Patryk Walczak, dokładający również swoje w ofensywie.

Znów był „ogień”

Były spore obawy, czy biało-czerwoni zdołają się pozbierać po pogromach ze Skandynawami, ale wczorajszy mecz pokazał, że nadal stanowią kolektyw i potrafią walczyć jeden za drugiego. W ich oczach znów pojawił się dawno niewidziany „ogień”. Były w tym spotkaniu momenty, kiedy myślący jeszcze o półfinale przeciwnicy osiągali przewagę, lecz nasi zawodnicy byli w stanie się pozbierać, doprowadzać do remisu, a nawet obejmować prowadzenie.

To powodowało wściekłość trenera Petkovicia, którego wspomniane wykluczenie w samej końcówce, było konsekwencją dwóch wcześniejszych kar 2-minutowych. Ofiarną grę, walkę o każdą piłkę i fragment parkietu, a także o połowę mniejszą niż u rywali (9:18) oraz nieporównywalnie mniejszą do poprzednich meczów liczbę straconych piłek na pewno zapamiętamy, ale w naszych głowach pozostaną głównie 3 ostatnie sekundy, bo w ich trakcie biało-czerwonym wymknęło się coś, na co tak mozolnie pracowali. Pozbierać się po takim ciosie nie będzie łatwo, ale trzeba spróbować. Czasu jest dość. Przecież spotkanie z Hiszpanią, którym zakończymy udział w Euro, dopiero jutro.


Polska – Rosja 29:29 (13:12)

POLSKA: Kornecki, Zembrzycki – Moryto 6/3, Daszek 6, Olejniczak 1, Gębala, Sićko 8, Krajewski 2, Chrapkowski 1, Syprzak 1, Dawydzik 2, Walczak 1, Jędraszczyk, Przytuła, Czuwara 1, Przybylski. Kary: 10 min. Trener Patryk ROMBEL.

ROSJA: Kirejew, Gruszko – Sziszkariew 1, Kotow 1, Żytnikow 7, Andrejew 3, Kosorotow 8/1, Soroka, Jermakow 1, Korniew 3, Ostaszczenko 2, Santałow 2, Winogradow 1/1, Wraczewicz, Kamieniew, Dzemin. Kary: 10 min. Trener Velimir PETKOVIĆ.

Przebieg meczu: 5 min – 2:2, 10 min – 3:6, 15 min – 4:7, 20 min – 6:8, 25 min – 9:10, 30 min – 13:12 min, 35 min – 15:14, 40 min – 17:17, 45 min – 20:21, 50 min – 24:24, 55 min – 27:26, 60 min – 29:29.


Na zdjęciu: Mateusz Zembrzycki wyczyniał cuda, ale mecz z Rosjanami wspomniał będzie przez pryzmat ostatniej akcji…

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus