ME w siatkówce. Ocieranie łez i gra o brązowy medal

Słoweńska klątwa trwa nadal. Polscy siatkarze po raz czwarty z rzędu, a po raz drugi w półfinale mistrzostw Europy przegrali ze Słowenią 1:3.


Tym razem w „Spodku” kibicom towarzyszyły niesłychane emocje i 2 sety zakończyły się grą na przewagi. Słoweńcy mieli 10 meczboli, w tym 9 z rzędu i ostatecznie oni zagrają w wielkim finale. A po pierwszym secie nikt na nich nie stawiał. Mecz trwał 157 minut i rywale pokazali bałkański charakter.

Obie drużyny wystąpiły w „eksportowych” składach, ale trudno się dziwić, wszak stawką był awans do finału. Na „rozgrzewkę” wygrali z Finlandią 3:0, a w ćwierćfinale rozbili wicemistrza olimpijskiego, Rosję 3:0. Jednak ze Słoweńcami, jak się poźniej okazało, to inna skala trudności.

W 1. secie ze Słoweńcami biało-czerwoni dobrze prezentowali w polu serwisowym i zagrywka sprawiła, że rozbili rywali. Początek był wyrównany i nawet Słoweńcy objęli prowadzenie 7:5. Jakub Kochanowski zdobył punkt atakiem i pojawił się w polu serwisowym. Przy jednym asie i niezwykle trudnej jego zagrywce biało-czerwoni zdobyli 6 „oczek” i wyszli na prowadzenie 12:7. Od tego momentu na parkiecie rządzili i dzieli nasi siatkarze. Przy stanie 18:14 trener Heynen dokonał podwójnej zmiany Grzegorz Łomasz i Łukasz Kaczmarek godnie zastąpili Fabiana Drzyzgę oraz Bartosza Kurka. W końcowych fragmentach tej odsłony wystąpił atakujący z Kędzierzyna-Koźla. Najpierw popisał się silnym atakiem, a za chwilę posłał asa serwisowego. Słoweńcy przeciętnie przyjmowali, zaś w ataku jedynie Toncek Stern starał się dorównać naszym siatkarzom, ale to było stanowczo za mało. Po tej odsłonie nic nie zapowiadało czarnego końca.

Słoweńska ekipa po przegranej wcale nie zamierzała wystawiać białej flagi i podjęła walkę. Rywale przede wszystkim wzmocnili zagrywkę, bo to była jedyna szansa, by zdezorganizować dobrze funkcjonujący nasz zespół. Tym razem rozgorzała walka na dobre i wszystko oscylowało wokół remisu. Po udanym atak Kaczmarka biało-czerwoni objęli prowadzenie 24:22 i wydawało się, że wszystko zmierza do szczęśliwego końca. A tymczasem dwie powżne pomyłki Kochanowskiego i Wilfredo Leona sprawiły, że trzeba było grać na przewagi. Jedni i drudzy mieli piłki setowe w górze. Jednak ostatnie słowo należało do rywali. Najpierw Klemen Cebulj po serwisie trafił w linie, a seta zakończył Stern udanym atakiem.

W „Spodku” po tej odsłonie jeszcze bardziej wzrosła, a Słoweńcy grali jak z nut. Dobrze serwowali i, co ważniejsze, kończyli ataki. Trener Heynen nie reagował, choć trzeba było szukać nowych rozwiązań personalnych. Gdy przegrywaliśmy 5:13, w końcu belgijski szkoleniowiec dokonał zmiany. Miejsce Kubiaka zajął Kamil Semeniuk. Chwile później dokonano podwójnej zmiany. Gra jednak się nie zmieniła, a Słoweńcom wychodziło niemal wszystko. W połowie seta prowadzili już 16:8 i musiał zdarzyć się jakiś cud, by odrobić takie potężne straty. Zabawę zakończył Alen Pajenk, który od był nadzwyczaj skuteczny pod siatką, ale w polu serwisowym również dzielnie sobie poczynał.

Nasz zespół znalazł w arcytrudnej sytuacji i musiał poprawić grę w każdym elemencie. Przegrywali 3:6, ale zdobyliśmy 5 pkt.z rzędu, 3 zdobył Kubiak. Przy stanie 6:6 mocno zaiskrzyło pod siatką i Kubiak starł się słownie z jednym ze Słoweńców, ale pozostali zawodnicy szybko zareagowali. Biało-czerwoni wypracowali sobie 5 pkt.przewagę, ale szybko ona stopniała. Przy naszym prowadzeniu 21:19 publiczność wstała z miejsc i końcowe fragmenty obserwowała w wielkim napięciu na stojąco. To był istny maraton siatkarski. Ostatnie akcje były z jednej i drugiej strony niezwykle nerwowe. Znów gra była na przewagi, ale w szczęście uśmiechnęło się do Słoweńców, którzy po raz drugi z rzędu awansowali do finału kosztem biało-czerwonych.


POLSKA – SŁOWENIA 1:3 (25:17, 30:32, 16:25, 35:37)

POLSKA: Drzyzga (1), Leon (20), Kochanowski (12), Kurek (12), Kubiak (11), Bieniek (3), Zatorski (libero) oraz Wojtaszek (libero), Nowakowski (8), Łomacz, Kaczmarek(3), Semeniuk (3). Trener Vital HEYNEN.

SŁOWENIA: Vincić, Urnaut (15), Pajenk (9), T. Stern (20), Cebulj (17), Kozamernik, Kovacić (libero) oraz Mozić (2), Ropret (1), Sket (1). Trener Alberto GIULIANI.

Sędziowali: Vlastimil Kovar (Czechy) i Vladimir Simonović (Serbia). Widzów 12000.

Przebieg meczu

I: 10:7, 15:11, 20:14, 25:17.

II: 8:10, 14:15, 18:20, 25:24, 30:32.

III: 4:10, 7:15, 12:20, 16:25.

IV: 10:7, 15:11, 20:19, 25:24, 29:30, 34:35, 35:37)

Bohater – Tine URNAUT.


Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus