Mecz dwóch przedostatnich

 

Obie drużyny mają tyle samo punktów i taki sam bilans bramek, a to w tej fazie rozgrywek decyduje o miejscu w tabeli. Zawsze dbam o czystość i logikę języka i zżymam się, jak widzę w druku „dwóch ostatnich”, „dwóch pierwszych” albo nawet „siedmiu pierwszych”, jak raz napisał pewien mój przyjaciel, ale tym razem jestem zmuszony się poddać. Nie ma w tabeli ostatniej drużyny, są za to dwie… przedostatnie.

Wisła jest lepsza w meczach u siebie w tym sezonie (4-3), ŁKS lepszy na wyjazdach (1-0), choć akurat z Wisłą przegrał w Krakowie aż 0:4, co jest najwyższą porażką łodzian. Z perspektywy pierwszej rundy i czterech meczów rundy rewanżowej widać, że nie był to jednak najgorszy mecz ŁKS. Zespół Kazimierza Moskala gra – nie da się ukryć – coraz gorzej, chociaż są tacy, co nadal przekonują, że to tylko pech i brak skuteczności. „Piast miał tylko cztery sytuacje bramkowe i wygrał” – skarżył się na los po ostatnim meczu w Gliwicach Dani Ramirez.

Styl gry drużyny pozostaje faktycznie taki sam, ale wykonanie jest coraz słabsze. Poprawę ma przynieść żonglowanie składem – w ostatnich meczach zwłaszcza druga linia grała za każdym razem w innym ustawieniu.

Po kilku dobrych występach zniknęli ze składu kontuzjowany Dragoljub Srnić i negocjujący nowy kontrakt Piotr Pyrdoł, Patryk Bryła, Rafał Kujawa i Jewhen Radionow nie mieszczą się już nawet w meczowej dwudziestce, nie mówiąc o pierwszej jedenastce, znów grają natomiast Maciej Wolski, Łukasz Piątek i Bartłomiej Kalinkowski, którzy usiedli na ławce po serii porażek na początku sezonu.

W czwartek dojdzie do przymusowej zmiany w obronie, po czwartej żółtej kartce przerwę zimową wcześniej zaczął bowiem Adrian Klimczak. Jego pozycja – lewa obrona – może okazać się w czwartek bardzo istotna, bo po tej stronie boiska gra wszak sam Jakub Błaszczykowski. Czy zatem Klimczaka zastąpi niedoświadczony w meczach tej rangi Kamil Rozmus (zaledwie dwa występy w tym sezonie, w tym jeden od… 94 minuty), czy może lepszym rozwiązaniem będzie przesunięcie na bok defensywy Jana Sobocińskiego i wystawienia Kamila Juraszka na środku obrony? Trener Kazimierz Moskal mówi, że już zna odpowiedź na to pytanie, my dowiemy się o jego decyzji przed samym meczem.

A propos Błaszczykowskiego. Gdy jako 19-latek w 2004 roku wybierał się z Częstochowy w świat, był między innymi na testach w ŁKS, polecany przez ełkaesiaka Juliusza Kruszankina, trenera jego zespołu Stradom Częstochowa, wówczas pod nazwą Włodar. 15 lat temu wziął udział w meczu kandydatów do łódzkiej drużyny. „Bardzo dobrze, szczególnie do przerwy, spisywał się Błaszczykowski, który nie tylko zdobył gola, ale także wywiązał się z roli rozgrywającego” – oceniły jego występ media. Jego „żółci” wygrali z „niebieskimi” 3:1, ale nikt z 16 wówczas sprawdzanych do ligowego zespołu ŁKS nie trafił. Mieli wtedy lepszych?

Wcześniej, wiosną 2002 roku, „nie przebił się” w ŁKS inny wiślacki weteran Paweł Brożek, ale on nawet nie próbował, traktując wraz bratem wypożyczenie jako zesłanie i po jego zakończeniu szybko wrócił do Krakowa.

„Czy to będzie mecz roku?” – zastanawia się trener Moskal. „Zwycięstwo pozwoli na chwilę oddechu i spokojniejsze święta, ale i porażka jeszcze nie oznacza spadku” – asekuruje się na wszelki wypadek.