Mecz obniżonego ryzyka

Stal nie chciała zbytnio otwierać się przed Legią, która z kolei – nie grając o nic – przesadnie się nie przemęczała. Z tego powodu nikt nie przełamał asekuranckiego pata.


Gorące słońce świecące nad Mielcem sprzyjało letniemu klimatowi, dlatego choć grały ze sobą beniaminek, będący jednym z kandydatów do spadku, oraz mistrz – wielkiej różnicy na boisku nie było widać. Oczywiście to Legia starała się prowadzić grę, ale rzadko wychodziła ze strefy własnego komfortu. Warszawiacy podeszli do tego spotkania nieco inaczej, ponieważ musieli radzić sobie bez Tomasa Pekharta w ataku, który z powodu lekkiego urazu (i perspektywy wyjazdu na Euro) dostał od sztabu wolne do końca sezonu.

Powinni to strzelić

Rafael Lopes słabym piłkarzem nie jest, ale na pewno innym niż Czech. Bez wysokiego Pekharta, który zawsze powalczy o piłkę w powietrzu, Legii atakowało się trudno, choć trzeba też przyznać, że gospodarze byli bardzo skoncentrowani. Oni wiedzieli, w jakiej sytuacji się znajdują i nie widzieli sensu w zbytnim ryzykowaniu. Mielczanie starali się przede wszystkim zabezpieczyć tyły, rzadko działając coś z przodu.

Paradoksalnie to jednak Stal przed przerwą stworzyła sobie największe zagrożenie, kiedy w 18. minucie po dośrodkowaniu Roberta Dadoka z piłką mijali się Łukasz Zjawiński i Krystian Getinger, a parę sekund później „setkę” zmarnował Maciej Domański. W 32. minucie groźnie z rzutu wolnego uderzył – oczywiście – Petteri Forsell, a Legia dopiero na początku II połowy zakasała rękawy.

Podkręcili tempo

W ciągu kilku minut po przerwie świetne okazje mieli Filip Mladenović, Andre Martins i Walerian Gwilia, lecz wynik ciągle pozostawał bezbramkowy. Warszawiacy podkręcili wyraźnie tempo, zepchnęli Stal do obrony, ale z czasem ta intensywność… ponownie spadła. Na kolejną sensowną sytuację trzeba było czekać aż do 80. minuty, kiedy przyjezdni pograli jak po sznurku, Bartosz Kaputka „wypuścił” Lopesa, ten dośrodkował do Kacpra Kostorza (który dał dobrą zmianę), lecz jego uderzenie głową fantastycznie wybronił Rafał Strączek.

Mielczanie w II połowie nie wymyślili nic ciekawego, ale remis z mistrzem może ich satysfakcjonować. W ostatniej kolejce Stal uda się do Wrocławia i jeśli chce utrzymać się bez patrzenia na Podbeskidzie, musi co najmniej zremisować ze Śląskiem. Wówczas – jeśli bielszczanie pokonają Legię – i tak nie zrównają się z piłkarzami z Podkarpacia. Stal musi być jednak czujna, bo jeśli „Górale” dogonią ją w liczbie punktów, w tabeli będą wyżej dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich starć.


Stal Mielec – Legia Warszawa 0:0

STAL: Strączek – Dadok, De Amo, Żyro, Flis, Getinger – Domański (82. Prokić), Matras (82. Czorbadżijski), Tomasiewicz – Forsell (76. Mak), Zjawiński (60. Kolew). Trener Włodzimierz GĄSIOR.

LEGIA: Miszta – Juranović, Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia, Mladenović – Slisz – Kapustka (81. Muci), Gwilia (55. Kostorz) – Martins – Lopes (87. Cholewiak). Trener Czesław MICHNIEWICZ.

Sędziował Łukasz Kuźma (Białystok). Żółte kartki: De Amo, Kolew, Tomasiewicz – Hołownia, Mladenović, Slisz.


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus