Mecz Ruch – Wisła bliżej Stadionu Śląskiego!

Chcemy zrobić coś dla klubu, miasta, całego regionu – mówi w rozmowie ze „Sportem” Marcin Stokłosa, wiceprezes „Niebieskich”, którzy – coraz więcej na to wskazuje – 22 kwietnia podejmą Wisłę Kraków w „Kotle Czarownic”!


„Blisko porozumienia”. Takim tytułem zaawizowano w czwartek wieczorem oświadczenie, jakie ukazało się na oficjalnej stronie chorzowskiego klubu, podsumowujące kolejny etap starań o zorganizowanie na Stadionie Śląskim meczu z Wisłą Kraków w planowanej na weekend 22-23 kwietnia 28. kolejce Fortuna 1 Ligi. Dziś zarząd „Niebieskich” spotkał się z wicemarszałkiem Łukaszem Czopikiem, wiceprezydentem miasta Marcinem Michalikiem oraz prezesem Stadionu Śląskiego Janem Widerą, na którym zaakceptował przedstawione przez włodarzy „Kotła Czarownic” ofertę najmu obiektu. Warunki określono atrakcyjnymi i trwa już przygotowywanie umowy najmu, która ma zagwarantować wydarzenie, jakiego na drugim poziomie rozgrywkowym w polskiej piłce jeszcze nie było.

– Ten temat musi wyjaśnić się w przyszłym tygodniu i myślę, że się wyjaśni. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Jeśli w umowie będzie wszystko OK, to sądzę, że podpiszemy ją – jeśli nie w przyszłym tygodniu, to na początku kolejnego formalności zostaną dopełnione. Robimy wszystko, by terminem  rozegrania meczu z Wisłą był 22 kwietnia, czyli sobota. To dzień najbardziej atrakcyjny dla wszystkich – mówi Marcin Stokłosa, wiceprezes Ruchu, z którym rozmawiamy o perspektywie starcia z Wisłą na Stadionie Śląskim.

SPORT: Kiedy pierwszy raz pojawił się taki pomysł?
Marcin STOKŁOSA
: – Już w tamtym roku myśleliśmy o tym, by zorganizować mecz z Wisłą na Śląskim. Najlepiej jesienią, by zdążyć przed wymianą oświetlenia (trwa w „Kotle Czarownic” obecnie – dop red.). Terminarz wyznaczył nam jesienny wyjazd do Krakowa, po drodze wylosowaliśmy jeszcze Górnika Zabrze w Pucharze Polski, ale z racji krótkiego czasu i statusu podwyższonego ryzyka ten ten temat upadł. Myśl o meczu z Wisłą cały czas się jednak tliła, chwilę czekaliśmy na ofertę, do konkretów przeszliśmy teraz. Różne kwestie złożyły się na to, że tyle to trwało.

Dlaczego warto zorganizować mecz z Wisłą na Stadionie Śląskim?
Marcin STOKŁOSA: – Będzie to dla nas test potencjału. Chcemy zrobić coś dla naszych kibiców, pobić rekord ligowej frekwencji, tak duże wydarzenie przypomniałoby Polsce o tym, że się odradzamy. Na pewno nie myślimy tu o celach zarobkowych. Trudno przewidzieć, ile przyjdzie osób. 25, 30, 40 tysięcy…  Dziś można łatwo rzucać liczbami, liczyć wirtualne pieniądze z wirtualnych biletów, ale realnie trudno powiedzieć, co się zadzieje. Może być 25 czy 30 tysięcy – a może być i 50, jeśli ruszy fala, jeden będzie drugiego ciągnął i namawiał, aż wreszcie dojdziemy do takiego stanu, że po prostu wstyd będzie na takim meczu nie być. Wierzymy, że możemy wypełnić stadion (54 tys. – dop. red.), bo potencjał mamy ogromny. Podobnie zresztą jak Wisła. Liczę, że jeśli fajnie to opakujemy, to zachęcimy całe rodziny z dziećmi, osoby, które nie były jeszcze na zmodernizowanym Stadionie Śląskim czy ludzi niechodzących na Ruch od 10-15 lat. Wokół klubu jest dobra aura. Sądzę, że przez ten miesiąc z okładem to się nie zmieni. Warto zrobić coś ważnego dla Ruchu, miasta, kibiców, całego regionu. Takie są też oczekiwania kibiców, a my jako zarząd jesteśmy od tego, by je spełniać. Jesteśmy w stanie to zrobić. Pokazać, że Stadion Śląski może piłkarsko żyć nie tylko wtedy, gdy raz na jakiś czas przyjeżdża tu reprezentacja.

Do 22 kwietnia zostało niewiele ponad 40 dni. Jak ekstremalne byłoby to wyzwanie organizacyjne?
Marcin STOKŁOSA: – Ogromnie, biorąc pod uwagę, że chcemy przecież zrobić to dobrze. Pomysłów w głowie jest masa. Już rozmawiamy, że można zrobić to czy tamto, tak i tak, ale nie możemy jeszcze ruszyć, skoro dokumenty nie zostały oficjalnie podpisane. Warunki ze Stadionem Śląskim są dogadane, ale wszystko może się jeszcze rozbić o kwestię umowy zabezpieczenia bieżni. To żaden nasz zarzut – zrozumiałe, że zarządca obiektu mając zakontraktowane w przyszłości międzynarodowe imprezy lekkoatletyczne wymaga, abyśmy zadbali o ten temat. Wiemy, jak trudne były dla nas przenosiny do Gliwic, gdzie wejść może niecałe 10 tysięcy osób, a tu może być i cztery albo pięć razy więcej – wraz z kibicami gości, zgodami. To wyzwanie, by odpowiednio to opakować, nie zaliczyć wtopy, ale ekipa w klubie i wokół niego, wolontariusze, kibice, nieraz udowadniali, że dajemy radę. Wierzę, że nie inaczej byłoby i tym razem.

Czy coś możecie robić już teraz, by nie tracić czasu?
Marcin STOKŁOSA: – Robimy to. Rozmawiamy z ligą, komisją licencyjną, Polsatem, firmą Tamex (ewentualnym likwidatorem szkód na bieżni – dop. red.), uzgadniamy kwestie organizacyjne, plany zabezpieczenia. Dzisiaj odbyło się spotkanie na policji w Chorzowie. Staramy się, by w momencie podpisania umowy być gotowi, ruszyć ze sprzedażą biletów. Wysłaliśmy już do naszej firmy Roboticket siatkę Stadionu Śląskiego i ponosimy koszty, nie mając jeszcze pewności, że rzeczywiście tam zagramy. Ale robimy to, bo wierzymy i chcemy być w pełni przygotowani.

Rozmawiacie z Wisłą?
Marcin STOKŁOSA: – Jestem w kontakcie z prezesem Królewskim, deklaruje pomoc. Umówiliśmy się na wtorek na kawę, ze strony Wisły jest wola współpracy i taka – powiedziałbym – ekscytacja tego, by realizować ten pomysł. Możemy liczyć na wsparcie krakowian, między klubami jest współpraca.

Ile kibiców „Białej gwiazdy” jest w stanie przyjechać do Chorzowa?
Marcin STOKŁOSA: – Myślę, że w granicach dziesięciu tysięcy. Wisła to bardzo silna grupa, bardzo zaangażowanych kibiców. Nastroje wokół klubu bywały różnie, ale teraz jest tam podobnie, jak u nas – wszyscy zmierzają w jednym kierunku. Ten mecz może być pokazem siły obu klubów.

W opublikowanym wieczorem oświadczeniu podnoszone są dwie istotne kwestie. Po pierwsze, czy jeśli ten mecz otrzyma status imprezy masowej podwyższonego ryzyka, zredukuje to szansę na grę na Śląskim?
Marcin STOKŁOSA: – Myślę, że i tak go zrobimy, choć koszty ochrony są wtedy dwa razy wyższe i to nas może pogrążyć.

Druga kwestia to zabezpieczenie bieżni. Do którego rozwiązania z proponowanych wam przez zarządcę obiektu się skłaniacie?
Marcin STOKŁOSA: – Na pewno nie jesteśmy w stanie zapłacić za przykrycie bieżni.

Grube sześciocyfrowe kwoty za specjalne ochronne materiały.
Marcin STOKŁOSA: – To zbyt duże pieniądze, które rozjechałyby nam budżet. Będziemy się raczej zabezpieczać w umowie. Dlatego kluczowy jest temat Tamexu (likwidatora szkód – dop. red.) i ewentualnych prac związanych z późniejszą wymianą nawierzchni w jak najszybszym tempie, za którą my jako klub musielibyśmy zapłacić. Jest jeszcze za wcześnie, by mówić, co zostałoby wpisane w taką umowę odnośnie bieżni ze strony Stadionu Śląskiego. To kluczowe.

Czekają was apele do kibiców, by nie rzucać rac na bieżnię?
Marcin STOKŁOSA: – Myślę, że każdy jest rozsądny i doskonale wie, że to może być piłkarskie święto jedyne w swoim rodzaju – ale i zarazem mecz, który może nas skasować na ileś czasu, gdyby zadziało się cokolwiek, co się zadziać nie powinno. Nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że nie pojawi się pirotechnika, ale nie wyobrażam sobie, by cokolwiek mogło wylądować na murawie, bieżni; albo by fajerwerki uderzyły w dach obiektu. To by nas cofnęło o kilka lat. Jestem przekonany, że nasi kibice są na tyle świadomi, by nikomu nic takiego do głowy nie przyszło.

W obliczu wyłączonej z ligowej gry Cichej, od lutego do końca sezonu obowiązuje was umowa z Piastem na wynajem obiektu w Gliwicach. Trzeba byłoby ją aneksować, redukować o jeden mecz?
Marcin STOKŁOSA: – Wszystko przed nami. Trzeba mieć z tyłu głowy, że to też może być dodatkowa pozycja w kosztorysie.

Czy klub nastawia się, że na organizacji meczu z Wisłą na Śląskim dobrze zarobi?
Marcin STOKŁOSA: – Nie, absolutnie. Nasze podejście jest takie, że chcemy zrobić coś fajnego dla kibiców, regionu. No i nie możemy na tym stracić – sytuacja finansowa klubu nie pozwala, by do tego wydarzenia dokładać. Ale o zarobku nie rozmawiamy.

Ceny biletów byłyby – ujmijmy to – realne?
Marcin STOKŁOSA: – Mamy coś przygotowane. Przed sezonem zastrzegliśmy, że mecz z Wisłą będzie innej kategorii, o innej cenie. I taka inna cena by była, ale nie inna w stopniu drastycznym.

Co z grupą około czterech tysięcy karnetowiczów?
Marcin STOKŁOSA: – Weszliby na Śląski w ramach karnetu. Dla karnetowiczów z trybuny głównej przygotowalibyśmy jakąś niespodziankę. To osoby, które przed sezonem wyłożyły najwięcej pieniędzy, postaramy się o nich zadbać szczególnie.

Nie obawiacie się, że zamieszanie związane z grą na Śląskim może nie przysłużyć się drużynie, mającej szansę awansu do ekstraklasy?
Marcin STOKŁOSA: – Zgadzam się z tym i nie ukrywam, że sportowo przenosiny na Śląski nie muszą okazać się naszym atutem. Ale mamy silną i świadomą drużynę, która będzie zdawać sobie sprawę, że robimy coś większego. Coś, co może nas na lata ustawić w pewnej pozycji, pomóc walczyć o nowych kibiców, ściągnąć na Cichą jakiegoś poważnego sponsora. To jest większa gra niż tylko o jeden czy trzy punkty. Jasne, że zespół przyzwyczaja się do jakiegoś miejsca, a znowu musiałby się przenosić, ale liczę, że w tym jednym meczu wzniesie się na wyżyny i nie będzie robiło różnicy, czy gramy w Gliwicach, czy w Chorzowie na Śląskim.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus