Mecze Jagi z Legią to prawie stan wojny

Trener Ricardo Sa Pinto – który w opinii szatni i pracowników stołecznego klubu o dwie długości pod względem ostrych metod treningowych i autorytarnego sposobu zarządzania drużyną przebił nawet Stanisława Czerczesowa – bardzo ostrożnie podchodzi do wyjazdu na Podlasie.

Przeciwnik ma swoją siłę

Ma powody, aby szanować siłę przeciwnika, ale musi również pamiętać o wewnętrznych kłopotach. Aż sześciu – istotnych wcześniej – zawodników ma bowiem problemy zdrowotne. Urazy Radosława Cierzniaka i Chrisa Philippsa wykluczyły tych piłkarzy z zajęć z zespołem w ostatnim mikrocyklu, zaś czterech innych graczy nie mogło ćwiczyć z pełną intensywnością.

Jarosław Niezgoda na pełnych obrotach pracuje nadal nie dłużej niż przez godzinę, choć Sa Pinto zdarza się przeprowadzać dwukrotnie dłuższe treningi. Wiliam Remy traktowany jest również jak rekonwalescent, natomiast Kasper Hamalainen i Miroslav Radović są na etapie odzyskiwania wysokiej formy. Ze słów szkoleniowca jasno wynika, że w perspektywie starcia z liderem w Białymstoku nie liczy na żadnego z wymienionych.

Niczym na wojnę

Nastawienie – niczym na wojnę – jest zresztą jedynym słusznym, Jagiellonia jest bowiem w obecnym sezonie najbardziej bezkompromisowym zespołem na własnym boisku. Białostoczanie z siedmiu rozegranych dotąd meczów ligowych na Podlasiu wygrali cztery, zaś w pozostałych – ponieśli porażki. Po dotkliwym 0:4 ze Śląskiem na początku października nawet bilans bramkowy mają niekorzystny, zatem motywacji gospodarzom na pewno nie zabraknie.

A warto pamiętać, że długo przed pierwszym gwizdkiem władze Jagiellonii ponownie rozpoczęły podjazdową wojenkę z kibicami Legii komunikując, że nie zostaną wpuszczeni na trybuny z klubowymi flagami. A nawet wówczas, jeśli będą ubrani w barwy stołecznego klubu.

To nieprzystające do ligowych standardów zachowanie gospodarzy można tłumaczyć także wyjazdową statystką mistrzów Polski, którzy z pięciu potyczek w roli gości przywieźli dotąd aż 13 z 15 możliwych do wywalczenia punktów. Czy jednak pozbawieni wsparcia fanów, piłkarze z Łazienkowskiej zaprezentują w Białymstoku mniejszą siłę rażenia?

 

Na zdjęciu: Dominik Nagy (z lewej) wyrasta na ulubionego żołnierza porucznika Ricardo Sa Pinto.