Mecze zostające w pamięci

Nadchodzące spotkanie w Warszawie nie bez powodu nazywane jest klasykiem, choć w obecnych realiach faworyt jest oczywisty.


– Był czas, kiedy w Polsce liczyły się tylko Legia i Widzew. Na kilka lat zdominowaliśmy ligę – mistrzostwa, puchary, Liga Mistrzów. Cała Polska żyła naszą rywalizacją. Grałem w tych meczach 22 razy. Każdy z nich to inna historia, pisana przez innego zawodnika. W tym sezonie piszemy ją na nowo. Co zaczęliśmy w Łodzi, skończymy w Warszawie – zapowiadał w materiale promującym hit nadchodzącej kolejki dyrektor sportowy Legii Jacek Zieliński, który w przeszłości był świetnym obrońcą warszawskiego klubu, także jego kapitanem. Jesienią „wojskowi” pokonali Widzew 2:1 i teraz mają nadzieję na powtórkę tego rezultatu.

Szczytem rywalizacji tych klubów były lata 1994-97. Najpierw dwa tytuły mistrzowskie – razem z Pucharami – zdobyła Legia, a następnie dwukrotnie najlepszy był klub z Łodzi. W tamtym okresie obie te drużyny zaliczyły także po występie w Lidze Mistrzów i aż do 2016 roku trzeba było czekać na kolejny polski zespół w tych elitarnych rozgrywkach (była nim rzecz jasna Legia). Nie trzeba oczywiście mówić o tym, że kibice jednych i drugich nie żywią wobec siebie pozytywnych uczuć. Choć Widzew „tylko” cztery razy w swojej historii zostawał najlepszą drużyną kraju – warszawiacy aż 11 razy więcej – nikt nie ma jednak zamiaru podważać jego pozycji na polskim podwórku.

– Legia jest takim klubem, który brał udział w każdym klasyku. Inne zespoły miały etapy. Kiedyś był Górnik, później Widzew, następnie Lech. W tych klasykach Legia uczestniczy zawsze, a drugi zespół często „doskakuje”. Takie mecze po prostu zostają w pamięci. Czuć całą otoczkę nie tylko przed pierwszym gwizdkiem, ale na dobre kilka dni przed samym spotkaniem – mówił w rozmowie zamieszczonej na legijnej stronie internetowej były napastnik Piotr Włodarczyk który trzykrotnie w swojej karierze grał w ekipie „wojskowych”, a raz i w Widzewie.

Pochodzący z Wałbrzycha piłkarz ma oczywiście trochę racji. Patrząc po bilansie spotkań, jaki mają oba kluby, widać wyraźną przewagę legionistów. W 79 oficjalnych grach stołeczny zespół lepszy był 41 razy, czyli w ponad połowie przypadków! Widzew wygrał tyle razy, ile zremisował – czyli po 19. Siłą rzeczy także bilans goli sprzyja Legii, bo wynosi 122:69. Nawet jeśli rywalizacja tych klubów nadawała ton ligowej batalii głównie przez kilka lat, to wbiła się w pamięć kibiców na dobre. Tym bardziej że przecież zarówno Legia, jak i Widzew należą do krajowej czołówki, jeśli chodzi o liczebność, zaangażowanie i zainteresowanie swoich fanów. Widać to zresztą po tym, że gdzie by nie zagrał łódzki beniaminek, zawsze wywołuje dużo szumu i często też… nienawiści. Podobnie jest z Legią.

– Takich meczów jak ten z Legii i Widzewem jest coraz mniej. Coraz rzadziej mamy do czynienia z takimi rywalizacjami i na boisku, i na trybunach – stwierdził Włodarczyk. Pozostaje więc cieszyć się dzisiejszym starciem, choć faworyt w postaci mocnych u siebie gospodarzy jest oczywisty. Ostatni raz Widzew grał na Legii w 2013 roku i… przegrał 1:5.


Fot. Norbert Barczyk / Pressfocus