Memoriał Janusza Kusocińskiego. Szlachetne zdrowie „królowej”!

Stadion Śląski to ulubione miejsce nie tylko naszych lekkoatletów.


Niedzielny 68. Memoriał Janusza Kusocińskiego po raz kolejny potwierdził, że „królowa” sportu cieszy się dobrym zdrowiem. Jej dworzanie w swoim domu, na Stadionie Śląskim, potwierdzili przynależność do światowej elity i zaprezentowali wysoką formę. Jednak większość z nich podczas kuluarowych rozmów przekonywała, że optymalna dyspozycja jest przygotowywana na lipcowe mistrzostwa świata w Eugene. Wówczas ma nastąpić erupcja najlepszych wyników!

Żelastwo w cenie

Rzucam tym żelastwem i od czasu do czasu coś z tego wyjedzie – tak powiedział swego czasu pół żartem, pół serio mistrz olimpijski z Sydney 2000 i świata z Edmonton 2001, Szymon Ziółkowski. Lata płyną, a nasze młoty ciągle śmigają daleko i przynoszą nam medale. I pewnie tak będzie i w tym sezonie.

Anita Włodarczyk, mistrzyni nad mistrzynie, na Śląskim uzyskała 75,86 i o 68 cm wyprzedziła Malwinę Kopron, zaś na 3. miejscu uplasowała się 19-latka Ewa Różańska, ustanawiając rekord życiowy – 71,31.

– Dmuchajmy na tę naszą „perełkę”, bo zapowiada się znakomicie – stwierdziła nasza multimedalistka, a po chwili dodała:

– Wszystko idzie we właściwym kierunku, bo cały czas mam w głowie zakodowany poprzedni sezon, gdzie zaczynałam od znacznie bliższych odległości. Jestem po 2-tygodniowym ciężkim zgrupowaniu w Arłamowie i wiedziałem, że nie należy oczekiwać cudów. A jednak rezultat jest wielce obiecujący. Już się cieszę na mistrzostwa świata i rywalizację z daleko rzucającymi Amerykankami. Wcale mnie nie przeraża, że będą u siebie w domu, bo to jeszcze bardziej mobilizuje. Mam dość intensywny okres startowy, ale ostatni będzie na Diamentowej Lidze 18 czerwca i potem już skupiam się na szlifowaniu formy. Myślę teraz o mistrzostwach świata, ale w dalszej perspektywie o igrzyskach w Paryżu, a po nich powiem stop.

Wojciech Nowicki, mistrz olimpijski z Tokio, przed tym sezonem znalazł się pod kuratelą Joanny Fiodorow, która w Japonii zakończyła karierę. Kto miał obawy, że ta roszada jest pewną niewiadomą, już ich nie ma. Podczas konkursu w ostatnim rzucie uzyskał 81,58 i umocnił się na pozycji lidera światowych tabel.

– Miałem dwa rzuty powyżej 80 metrów, ale ciągle szukałem tego najdłuższego – wyjawił zwycięzca.

– Ten ostatni był spontaniczny, trochę na „wariata”, jak to się określa w naszym towarzystwie. Rzuciłem daleko, a przecież jestem ciągle w wyczerpującym okresie przygotowawczym. Widać jednak, że jestem na dobrej drodze. Nie tak dawno byłem chory i stąd zaliczyłem nieudany start w Suwałkach. Ale po tym, co się wydarzyło na Śląskim, wszystko wymazuję z pamięci. Liczę na kolejny udany start w mistrzostwach Polski w… Suwałkach.

Mamy marzenia

Pia Skrzyszowska podczas mityngu w Ostrawie na 100 m przez płotki uzyskała znakomity rezultat – 12,65. Podczas niedzielnej imprezy potwierdziła tylko wysoką dyspozycję, zajęła 2. miejsce – 12,73 sek. Ustąpiła jedynie mistrzyni olimpijskiej, Jasmine Camacho-Quinn (Portoryko) – 12,43.

– No i znowu przegrałam. pewnie tak powiecie – śmiała się w strefie mieszanej 22-letnia sympatyczna płotkarka.

– To na pewno nie był idealny bieg, a na dodatek wiał przeciwny wiatr i straciłam kontakt z Jasmine już na pierwszym płotku. Jestem jednak przekonana, że niebawem wszystko będzie idealnie i w końcu będę się cieszyła ze zwycięstwa i wyniku. 12,76 nie jest wcale takie złe, bo 6. w kraju. Cieszę się, że mogłam startować pod kuratelą moich sióstr oraz rodziców, bo niewiele mam takich okazji. Oczywiście, że myślę o finałach mistrzostw świata i Europy i mam nawet marzenia z tym związane, ale nie wypowiadam ich głośno. Jednak imprezą docelową są igrzyska w Paryżu i to mnie już nakręca. Nie jestem już zawodniczką anonimową i rywalki wiedzą, że trzeba się ze mną liczyć. To zainteresowanie, wcale nie ukrywam, jest miłe. Osiągnęłam stabilną formę, ale by odnosić sukcesy w najważniejszych imprezach trzeba biegać 12,30-12,40. Do celu już niedaleko.

Karolina Kołeczek, jeszcze do niedawna nasza najlepsza płotkarka, poprzedni sezon musiała spisać na straty, bowiem miała poważne kłopoty zdrowotne (zakrzepica) i w rezultacie igrzyska w Tokio spędziła przed telewizorem. W tej przerwie urodziła syna i teraz stara się powrócić do dawnej świetności, ale zapewne jeszcze trochę czasu upłynie nim dojdzie do wysokiej formy. Kołeczek wystartowała w biegu „B” na 100 m ppł., zajęła 3. lokatę – 13,58 sek. i, jak sama stwierdziła, ten sezon trzeba potraktować jako powrót do biegania. Uzyskała najlepszy wynik w sezonie i chce krok po kroku powrócić do szybkiego biegania.

– Marzę, by w przyszłym roku już zameldować się w ścisłej czołówce krajowej, ale konkurencja jest niezwykle silna. W biegu „B” zwyciężyła zaledwie 20-latka Marika Majewska – 13,16 sek., ustanawiając rekord życiowy i to na pewno niezły prognostyk przed kolejnymi startami.

Radość z biegania

Sofia Ennaoui, filigranowa, ale niezwykle waleczna biegaczka, w poprzednim sezonie nie miała powodów do zadowolenia. Długo zmagała się z kontuzją i w rezultacie nie pojechała do Tokio. Jednak powróciła w imponującym stylu i jej sezon zapowiada się interesująco. Dystans dwóch okrążeń pokonała w czasie nowego rekordu życiowego – 1:58,98.

– To niezwykle sympatyczna chwila, bo przecież niezbyt często poprawia się rekordy życiowe – mówiła z uśmiechem „Zośka”.

– Wcale nie ukrywam, że to był niezwykle emocjonalny start, miałam stres, ale ta właśnie arena jest moim motorem napędowym. Oczywiście, że cieszę się z rezultatu, ale nadal brakuje mi obiegania i swobody na bieżni. To jednak przyjdzie z czasem. Mam radość z biegania i to jest najważniejsze na tę chwilę. Jeszcze nie zastanawiałam się na jakim dystansie pobiegnę w mistrzostwach świata, ale tę decyzję zostawiam trenerowi Wojciechowi Szymaniakowi. Jako 20-latka już raz pokusiłam się o bieganie na obu dystansach średnich i byłam w półfinale. Nie będę spekulować i teraz w mistrzostwach kraju wybieram 1500 metrów, ale to głównie ze względów szkoleniowych.

Po tarapatach zdrowotnych na bieżnię wróciła Anna Wielgosz (z domu Sabat) i również w imponującym stylu. Biegaczka z Rzeszowa „złamała” granicę 2 min i uzyskała 1:59,84. I ona ma nadzieję, że limit pecha został wyczerpany i w tym sezonie będzie mogła się cieszyć z biegania i wartościowych wyników.

Justyna Święty-Ersetic, kolejna nasza multimedalistka, zajęła 3. lokatę – 50,74, przegrywając z Natalią Kaczmarek – 50,40 – oraz z mistrzynią olimpijską Allyson Felix – 50,71. Podopieczna trenera Aleksandra Matusińskiego była zadowolona, bo przecież pokonała ten dystans najszybciej w tym sezonie.

– Na bieganie na najwyższym poziomie przyjdzie czas i jestem tego pewna – uśmiechnęła się po tym zdaniu sprinterka AZS AWF Katowice i jednocześnie ambasadorka Stadionu Śląskiego.

– Ze startu na start biegam szybciej i to jest na tę chwilę najważniejsze. Na „swojej” ziemi i na dodatek w towarzystwie Allyson ma to ogromne znaczenie. Teraz już przygotowuję się mentalnie do krajowych mistrzostw, a potem świata. Pragnę poprawić rekord życiowy, a może się uda „złamać” granicę 50 sek. Kto wie…

W dobrym nastroju był mistrz olimpijski w sztafecie mieszanej Karol Zalewski, który w swoim pierwszym starcie uzyskał 45,38 sek.

– Teraz już wiem, że mogę pokonać kolejną granicę, 45 sek. – stwierdził zadowolony sprinter rodem z Warmii i Mazur, ale reprezentujący akademicki klub z Katowic.

– Halowy sezon odpuściłem celowo, by skoncentrować się na otwartym stadionie. Szybkościowo dorównywałem rywalom, ale nie wytrzymałem całego dystansu. Wszystko jeszcze można poprawić i wiemy w jakim kierunku trzeba pójść. Mam swój cel i zobaczymy co z tego wyjedzie podczas najważniejszych imprez w sezonie. To zaledwie początek czerwca, a nasza czołówka lekkoatletyczna osiągnęła już wysoki pułap. Szczyt dopiero nastąpi – tak sami lekkoatleci zapewniają i trudno im nie wierzyć.


Na zdjęciu: 20-letni Marika Majewska to nadzieja polskich płotków.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus