„Menottismo”, czyli powrót do korzeni

W 1993 roku, na turnieju Copa America, reprezentacja Argentyny odniosła swój ostatni wielki sukces. „Albicelestes”, prowadzeni przez charyzmatycznego, ostrzyżonego na „czeskiego hokeistę” i paradującego w ortalionowych spodniach i ulubionej katanie, Alfio Basile, po raz czternasty zostali mistrzami Ameryki Południowej. Bez Diego Armando Maradony, który zmagał się wówczas z kolejnymi problemami.

Warto wspomnieć, że Argentyńczycy obronili tytuł wywalczony dwa lata wcześniej i z pełnymi nadziejami jechali następnie na mundial do Stanów Zjednoczonych. Tam nastąpiło coś, co wstrząsnęło całym narodem i nie tylko. Pozytywny test antydopingowy Maradony złamał argentyńskiego ducha. Drużyna odpadła w 1/8 finału i do dziś nie potrafi się pozbierać. To dosyć odważny sąd, ale nad La Platą zwolenników klątwy z Foxborough – to tam „Albicelestes” zmierzyli się z Nigerią w meczu, po którym „El Diego” został wylosowany do kontroli antydopingowej – nie brakuje.

Dosyć tego!

Przez ponad 25 lat Argentyna nie jest w stanie wygrać niczego ważnego, poza dwoma turniejami olimpijskimi, których przecież nie traktuje się zbyt poważnie. Ostatnie ćwierć wieku to jedno pasmo porażek. Najbardziej bolesne z nich tyczą się finałów. Aż cztery razy „Albicelestes” polegli w starciu decydującym o Copa America. Przegrali finał mistrzostw świata w 2014 roku, jak również Pucharu Konfederacji w 2005 toku. Ponadto kilka turniejów zakończyło się już totalną kompromitacją, jak mundial w 2002 roku, kiedy to drużyna Marcelo Bielsy nie wyszła z grupy.

Nie lepiej było w 2011 roku. Na Copa America u siebie Argentyna odpadła w ćwierćfinale. Porażka w 1/8 finału mundialu w Rosji, który zakończył się pół roku temu, dała do myślenia. Kierownictwo tamtejszej federacji postawiło sprawę jasno.

Dosyć tego!

Claudio Tapia, który piłkarzem był marnym, od 2017 roku stoi na czele argentyńskiej federacji. Zastąpił wówczas oskarżonego o oszustwa Luisa Segurę. Był jedynym kandydatem w wyborach, bo nikt nie chciał z nim… przegrać. 52-latek ma bowiem charyzmę porównywalną do przywódcy wszech czasów argentyńskiego futbolu, czyli Julio Grondony, który funkcję prezesa związku (AFA) pełnił do… śmierci w 2014 roku, przez 35 lat. Ten zwany „ojcem chrzestnym” działacz miał jednak sporo za uszami. Tapia, przynajmniej na razie, wygląda na uczciwego. Co w Argentynie wcale nie jest takie oczywiste. Nie zmienia to jednak faktu, że związkiem rządzi silną ręką i zaproponował rozwiązanie, które ma uzdrowić argentyński futbol reprezentacyjny.

Wyjątkowa aura, prosta filozofia

Na stanowisku dyrektora reprezentacji narodowych Argentyny zatrudnił człowieka – legendę. Dla kibiców w Europie Cesar Luis Menotti jest kojarzony jedynie z tym, że doprowadził „Albicelestes” do mistrzostwa świata w 1978 roku, a później – bez większych sukcesów – prowadził Barcelonę, Atletico Madryt czy Sampdorię Genua. Po drugiej stronie Atlantyku, nad La Platą, „El Flaco”, czyli „Chudy”, jest postacią pomnikową. Wręcz mistyczną. To kojarzony z niezbytą szlachetną, acz trącająca bohemą elegancją i nieodłącznym… papierosem były trener, który od prawie pół wieku roztacza wokół siebie wyjątkową aurę. Intelektualną, dodajmy, bo jest jednym z najwybitniejszych futbolowych myślicieli w dziejach.

Jego filozofia jest jednak dosyć prosta. – Nie trzeba godzinami myśleć o taktyce, skoro skuteczność może iść w parze z pięknem – oto jedna z jego maksym, którą zamierza przywrócić dla argentyńskiej reprezentacji.

„Menottismo”, bo tak nazywa się koncepcja futbolu stworzona przez 81-letniego dziś potomka włoskich imigrantów, zakłada to, aby grać najpiękniej, jak się da. – Nie myślimy o mistrzostwie, ale o tym, aby grać ładnie i dobrze – mówił… 46 lat temu, kiedy doprowadził prowincjonalny klub Huracan do ostatniego i jedynego po II wojnie światowej mistrzostwa Argentyny. Tamte idee przyświecają mu do dziś i zamierza do nich przekonać innych. Chociaż wcale nie musi, bo niebywały autorytet zrobi to za niego.

Zmienił bieg historii

– Moja lojalność wobec esencji i genetyki argentyńskiego futbolu jest niezmienna – powiedział po objęciu dyrektorskiego stanowiska Cesar Luis Menotii. – Dlatego moim celem jest doprowadzić do tego, abyśmy grali tak, jak dawniej. Argentyńskich piłkarzy trzeba polerować. Mają technikę brazylijską, a waleczność urugwajską, dlatego są nadzwyczajni. Musimy jednak o nich dbać – dodał „El Flaco”, który zawsze był przeciwny szybkiemu sprzedawaniu piłkarzy do Europy. Przypomnijmy, że przed mundialem w 1978 roku wymusił na AFA zakaz transferów pewnej grupy zawodników i okazało się, że miał rację. Dziś takie rozwiązanie nie jest możliwe, ale…

– Nie może być tak, że kameruński piłkarz jest bardziej wartościowy od argentyńskiego piłkarza – w słowach tych niektórzy doszukaliby się odniesień rasistowski. Nic podobnego. Menotti od wielu lat jest zagorzałym socjalistą, wręcz lewakiem, a gdy jego zespół zdobywał mistrzostwo świata bardzo niechętnie na murawie El Monumental odbierał gratulacje od wojskowych watażków, którzy wówczas rządzili Argentyną.

Decyzji o powrocie do „menottismo” przyklasnęli wszyscy wielcy argentyńskiego futbolu. Diego Maradona, którego Menotti nie zabrał przecież do kadry na mundial w 1978 roku, napisał, że powrót „Chudego” sprawił mu dużą przyjemność. – On zmienił bieg naszej historii – stwierdził „El Diego” i dodał, że Claudio Tapia w końcu to sobie… uświadomił. Ważne, kto wie, czy nie najważniejsze, jest jednak to, że pewna droga do kolejnego wielkiego powrotu do argentyńskiej reprezentacji stoi otworem. Przed Lionelem Messim, który do takiej reprezentacji wróci chętniej.

 

Czy wiesz, że…

W 1968 roku, pod koniec piłkarskiej kariery, Cesar Luis Menotti został piłkarzem brazylijskiego Santosu, w którego barwach rozegrał… jeden mecz. W trakcie pobytu w tym klubie poznał jednak i zaprzyjaźnił się z samym Pele. Podobno to „Król futbolu” namówił argentyńskiego kolegę, aby ten został trenerem.

Na zdjęciu: Z argentyńskiego powrotu do korzeni cieszą się wszyscy. Łącznie z Lionelem Messim, który sam do reprezentacji Argentyny wróci chętniej.