Michał Gierżot miał swój dzień i to wykorzystał

Rozmowa z Michałem Gierżotem, przyjmującym Jastrzębskiego Węgla.


Jakie emocje towarzyszyły panu w pierwszym pełnowymiarowym występie w barwach Jastrzębskiego Węgla? W piątek pokonaliście Ślepsk Malow Suwałki, a pan był wiodącą postacią na parkiecie.

Michał GIERŻOT: – Na pewno ogromne. Taką szansę rzadko się dostaje. Miałem swój dzień i go wykorzystałem. Na pewno popchnie to moją karierę do przodu, a co będzie dalej? Czas pokaże. Wszystko jest w moich rękach. To, że dziś jestem taki nie oznacza, że jutro będę taki sam. Z każdym dniem chcę być lepszy. Do tego chcę dążyć. Dużo mi jeszcze brakuje.

Dobrze poradził pan sobie z presją, która – z całą pewnością – była niemała.

Michał GIERŻOT: – Powiedziałem sobie przed meczem, że presji nie ma. Choć to niełatwe, bo gram w Jastrzębskim Węglu i tutaj się dużo po każdym zawodniku dużo się oczekuje. Wchodzi do gry nowy, praktycznie debiutuje i wiadomo, że nie będzie się od niego oczekiwało tyle, ile od innych, bardziej doświadczonych graczy. Ale przecież nie było tak, że w starciu z Suwałkami zagrał drugi skład Jastrzębskiego Węgla. Tak naprawdę z pierwszej szóstki wypadł tylko jeden zawodnik. Na pewno miałem świadomość tego, ze muszę zastąpić jednego z topowych przyjmujących. Chciałem być w tym spotkaniu najlepszą wersją samego siebie. Wiedziałem, że muszę to udźwignąć. To nie był występ spod znaku „co będzie, to będzie”. Cel był prosty. Wychodzimy i wygrywamy.

Rywal pana nie oszczędzał. Nie da się ukryć, że serwujący Ślepska Malow szukali pana praktycznie przez cały mecz.

Michał GIERŻOT: – Na pewno koledzy pomogli mi w paru ustawieniach, za co bardzo im dziękuję. Bo bez nich, to nie wiadomo, co by było… Od początku meczu suwalczanie mieli jasny cel i we mnie zagrywali. Ale czułem się, zarówno w przyjęciu, jak i w ataku, dobrze. Miałem trochę mniej boiska do przyjmowania. Ale z tym, co miałem, dałem radę. Bardzo się z tego cieszę.

Jak ocenia pan cały mecz w pańskim i zespołu wykonaniu?

Michał GIERŻOT: – Tak od razu, to… nie wiem, bo ciśnienie jeszcze nie zeszło. Mam wrażenie, że ciągle gramy ten mecz. Będąc na boisku wie się dużo więcej niż kiedy stoi się obok. Ale byłem w takim transie, że nie wiedziałem, co wydarzyło się akcję wcześniej. Byłem skoncentrowany na każdym kolejnym punkcie. Trudno jest mi ocenić, w którym elemencie zagraliśmy lepiej od przeciwnika. Muszę spojrzeć w statystyki.


Czytaj jeszcze: Gierżot, czyli diament

Czy jakiś wpływ na pańską grę miało to, że drużynę w tym spotkaniu poprowadził Dariusz Luks? Zna go pan nieco lepiej niż trenera Adreę Gardiniego.

Michał GIERŻOT: – Nie miało to większego znaczenia, choć wielkie ukłony w kierunku trenera Luksa, który zastąpił trenera Gardiniego. Super się na ławce trenerskiej działo w trakcie meczu ze Ślepskiem. Trener Luks jest świetnym człowiekiem i dobrze nas w tym meczu poprowadził. To był ważny czynnik naszego zwycięstwa, ale kto by nie stał przy linii, to i tak wszystko zależało ode mnie i było w mojej głowie.

Czuł pan wsparcie kolegów z zespołu?

Michał GIERŻOT: – Mamy bardzo doświadczonych chłopaków, którzy spędzili na boisku tysiące godzin. Ich wprawa przeniosła się też na moją grę, bo cały czas to wsparcie czułem. Miałem przy sobie samych wyjadaczy. Tytuł MVP trafił do mnie, ale gdyby nie koledzy, to na pewno bym go nie otrzymał.

Czy ta statuetka znajdzie jakieś szczególne miejsce w pańskim domu?

Michał GIERŻOT: – Obiecałem, że jak dostanę statuetkę, to dam ją komuś w prezencie. I niech tak zostanie.




Na zdjęciu: Michał Gierżot był pierwszoplanową postacią Jastrzębskiego Węgla w meczu ze Ślepskiem Malow Suwałki.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus