Michał Haratyk: Głowa już daje radę

TOMASZ MUCHA: Podczas Diamentowej Ligi w Eugene z wynikiem 21,97 zajął pan drugie miejsce i pobił rekord Polski Tomasza Majewskiego sprzed dziewięciu lat. Była radość, czy bardziej niedosyt, że zabrakło trzech centymetrów do granicy 22 metrów?

MICHAŁ HARATYK: – Generalnie nie dowierzałem, że tak daleko kula poleciała, myślałem, że znowu jakiś błąd pomiaru. Zwłaszcza, że to była ostatnia próba, a w sumie mój siódmy rzut!

 

No właśnie, dlaczego? W konkursie można oddać sześć prób…

MICHAŁ HARATYK: – Po mojej trzeciej próbie zepsuła się aparatura mierząca i sędziowie kazali mi rzucać jeszcze raz. Wtedy byłem zły, bo to była próba na jakieś 21,70-21,80, a kula poszła mi po palcach, bolało mnie bardzo. Dostałem jednak dwie minuty na przygotowanie i musiałem ponowić próbę, ale już się zagotowałem i nic z tego nie było.

 

Ale w ostatniej próbie pokazał pan pazura!

MICHAŁ HARATYK: – Myślałem, że już uszło ze mnie życie, ale odrodziłem się! W sumie wynik był dla mnie samego ogromną niespodzianką, myślałem, że próba nie była tak daleka. Wyszedłem z koła, pogadałem z kimś, pośmiałem się z Konradem (Bukowiecki, drugi z Polaków zajął 9. miejsce – przyp. red.), i nagle mówi, ooo, pobiłeś rekord Polski!

 

Dotąd utarła się opinia, że nie wytrzymuje pan presji dużych zawodów, ale to, co zrobił pan w Eugene wskazuje, że to już chyba nieaktualne?

MICHAŁ HARATYK: – Wydaje mi się, że nabrałem już doświadczenia, czuję się coraz pewniej. Głowa też daje radę, bo już w Londynie na mistrzostwach świata było fajnie i piąte miejsce. Eugene to przecież takie nieoficjalne mistrzostwa świata, najlepsze zawody dla kulomiotów, z czołówki zabrakło chyba tylko Czecha Tomasa Stanka. W ostatnim rzucie ich przeskoczyłem, w tym mistrza świata Toma Walsha i Amerykanów, poza Ryanem Crouserem.

 

Nie udały się panu za to w marcu halowe mistrzostwa świata. Dlaczego?

MICHAŁ HARATYK: – No w Birmingham był niewypał, trochę sędziowie mi przeszkadzali, przerywali próby.

 

Od początku sezonu wygląda pan bardzo mocno. Powód?

MICHAŁ HARATYK: – Trenujemy tak samo cały czas, nawet na siłowni delikatnie mniej. Ale mam dużą przewagę nad rywalami, bo mam szybkie nogi i przy technice obrotowej staram się to wykorzystać.

 

A nie boi się pan, że forma przyszła zbyt wcześnie, na dwa miesiące przed mistrzostwami Europy w Berlinie?

MICHAŁ HARATYK: – Raczej nie. I w poprzednim sezonie, i potem w hali, rzucałem równo. Technicznie jestem poukładany, musiałbym naprawdę coś zepsuć, żeby nie rzucić około 21 metrów. Ale co ciekawe, na treningach teraz nie potrafię tak daleko, ledwo 20 i to jak na siebie krzyknę. Sport jest naprawdę dziwny.

 

Niedawno zmienił pan klub – co sprawiło, że wrócił pan z Krakowa do Bielska-Białej?

MICHAŁ HARATYK: – Prezydent Bielska-Białej chyba bardzo lubi lekką atletykę, a generalnie sport, i zaoferował nam stypendium z miasta. Fajnie, bo mam dzięki temu bliżej domu, choć i tak bywam w nim tak naprawdę tylko we wrześniu i w październiku. Głównie trenuję w Spale.

 

Jak spędza pan czas, gdy nie startuje i nie trenuje?

MICHAŁ HARATYK: – Generalnie się… nudzę. Przyznam, że jak się spędza miesiąc na zgrupowaniu, to dni wyglądają tak samo i się zlewają. Oglądam seriale, od deski do deski, na przykład „Narcos” o kolumbijskich kartelach bardzo mi się podobał – niesamowite, że takie rzeczy działy się naprawdę.

 

A kiedy zrobi pan wreszcie prawo jazdy, bo podobno kierować autem pan już potrafi?

MICHAŁ HARATYK: – Ha, ha! No w końcu muszę się zmobilizować, może jak będę teraz w Spale trzy miesiące, to załatwię to w Tomaszowie Mazowieckim.

 

Kiedy następne starty i szansa na pobicie 22 metrów?

MICHAŁ HARATYK: – Najpierw chyba Diamentowa Liga w Oslo 7 czerwca, dzień później Memoriał Kusocińskiego w Chorzowie, a potem mityng w Ostrawie. Na razie muszę odpocząć po męczącej podróży do i z Eugene – za każdym razem ponad 20 godzin w samolotach i lotniskach, złapał mnie pan w oczekiwaniu na lot z Monachium do Krakowa – i wrócić spokojnie do treningów.

 

Cieszy się pan na start na Stadionie Śląskim?

MICHAŁ HARATYK: – No pewnie, wiem, że obsada będzie znakomita, prawie tak dobra jak w Eugene. Będzie mobilizacja.

 

Przyjedzie rodzina, znajomi z rodzinnych Kiczyc pod Skoczowem?

MICHAŁ HARATYK: – Nawet nie wiem. W sumie nie lubię wywierać na siebie dodatkowej presji, wolę w spokoju robić swoje.

 

 

Zdaniem mistrza

Tomasz MAJEWSKI, dwukrotny wicemistrz olimpijski

Mam nadzieję, że Michał teraz pójdzie za ciosem. Jest w formie i to na pewno nie jest wszystko, na co go stać. Jeszcze w tym sezonie jest w stanie pchnąć kulę powyżej 22 metrów. Tym bardziej, że ma z kim walczyć i zapowiada się bardzo ciekawy sezon. To nie są ostatnie rekordy. Co do wyniku z Eugene – o to właśnie chodzi, żeby na prestiżowych zawodach w mocnej stawce walczyć do końca i tam pokazywać swoją moc. Tak się zdobywa medale. Na terenie Amerykanów udowodnił, że jest w stanie nawiązać z nimi walkę. Tak buduje swoją pewność siebie – wygrywając z poszczególnymi zawodnikami na pojedynczych zawodach. Najbardziej brakuje mu jeszcze doświadczenia. Technicznie jest bowiem dobrze przygotowany, opanował technikę obrotową. Tylko musi zaczynać od mocnych pchnięć, walczyć w konkursie od samego początku. Z czasem też do tego dojdzie, do wszystkiego się dojrzewa.